Nie wiem co robić dalej z moim związkiem

Moją chujnią jest od pewnego czasu moja dziewczyna, z którą mieszkam od dwóch miesięcy. Po pierwszym poważnym czteroletnim związku obiecałem sobie pewne rzeczy i oczywiście – chuja wyszło. Znam moją obecną od 3 lat, jesteśmy razem od roku. Po fazie zakochania, tralallala, zauważyłem, jakiego wyboru dokonałem. Jestem przywiązany, nie wiem, czy kocham. Nie jaram się totalnie. Ona ubiera sie jak facet, spodnie, koszule, t-shirty. Ładna twarz, smukłe ciało, totalny brak gustu. Totalny brak ogarnięcia w kwestii ubioru – ale co najlepsze, do mnie cały czas jakieś rady ma, że nie taki kolor, że coś by mi pasowało. A ja głupi słuchałem – przez rok wymieniłem 3/4 garderoby, a teraz uświadamiam sobie, że ona chodzi w tym samym od kiedy ją poznałem. Ja nie mówię tu o posiadaniu modelki w szpilkach, mini i z cyckami na wierzchu… chcę zwykłą, normalną dziewczynę, która ubiera dopasowane spodnie, fajne, modne buty i coś eleganckiego raz na jakiś czas, układa włosy itp. a nie trapery, oficerki a’la SS i ciągle czarne, czarne, czarne. Gdzie miałem oczy, kurwa? W dodatku jest totalnie niesamodzielna, kupuje ciuchy tylko z matką (nawet jak jej coś próbuje wcisnąć sam od siebie, to i tak najpierw pyta matke – ma 26 lat!). Bielizna? Tylko gacie zakrywające wszystko i czarny stanik (niedopasowany). Ale mi ciągle kupuje – bokserki, t-shirty, doradza jakie buty, jaką koszule itp. W dodatku przeraża mnie jej niesamodzielnośc totalna. Do każdej, absolutnie każdej rzeczy potrzebuje pomocy albo najlepiej – czyjejś decyzji. Sama nie ogarnie. Nie zadzwoni do urzędu coś załatwić, nie pójdzie się o coś zapytać. Przy znajomych szepcze mi w ucho, o co mam zapytać – nawet znajomych to zaczyna wkurwiac. Nie wychodzi sama z domu nigdy (chyba że z mamą). Nie potrafi sama obejrzeć TV, zrobić czegoś dla siebie – wymaga mojej ciągłej obecności. Od kiedy ze mną jest (rok) nie wyszla sama z koleżankami nigdy, nie wzięła się za coś sama z siebie – do wszystkiego musze ją przymuszać. Basen, wysilek fizyczny – sama nigdy. Nawet nie wspominam, że przytyła (chociaż nadal wygląda dobrze), bo ja też trochę podbiłem na masie, ale cały czas staram się być w formie – tu pompki, tam siłka, tu basen, tu spacer. Wcześneij schudłem 20 kilo ciagle ćwicząc i będąc na diecie, wpadłem jej w oko, zaczęliśmy być ze sobą, wiadomo – kolacyjki, słodkie dni w łóżeczku, to się troche przytyło. Ja staram się coś robić z tym a Ona nic – siedzieć w domu, jeść słodycze i oglądać seriale (ze mną, sama nie chce). Postanowienia noworoczne? Żadne, oczywiście, nic się i tak nie uda. Kocha mnie i mam mętlik w głowie. Gdybym nic do niej nie czuł, uciekłbym od razu. Próbowałem rozmawiać, delikatnie bardzo – niby rozumie o co mi chodzi, ale nie robi nic. Boje się, że jak tak zostanie, to zostanie takim bluszczem, roztyje się i będę miał marudzącą grubą sukę w domu i samemu mi się odeche czegokolwiek. Dlaczego jestem przy niej? Kocha mnie – troszczy się o mnie, dba o mnie (ciągle gotuje mi coś dobrego, jest też oczywiście nadopiekuńcza, z czym też próbowałem walczyć – odrobinę podziałało) i ja też czuję do niej mocne przywiązanie i jakies uczucie (sam nie wiem czy to miłość – powiedziałem jej to, nie chce jej okłamywać). Dogaduje się z nią jak z nikim innym, mamy wspólne tematy, zainteresowania. Tylko, że oprócz tego, ona nie ma żadnych własnych. Wszystko by chciała ze mną. Ja potrzebuje powietrza. Uciekam od niej, opdsuwam się, ona to widzi. Ale nad sobą nie popracuje, a przynajmniej nie tak, żeby było widac efekty.
Gadałem. Tłumaczyłem. Obiecała zmiany – zobaczymy. Chciałem to napisać, żeby mi ulżyło. Trochę ulżyło. Może ktoś mial podobnie? Nie wiem co robić. Chujnia totalna, bo nie wiem, czy wierzyć, że się zmieni, bo jej zalezy, kochamy się i naprawdę zrozumiała to, co do niej mówie, czy przecierpieć, rozstać sie, bo i tak chuj z tego będzie a ona jest zwyczajnym bluszczem i przejawia objawy toksycznej miłości i zaburzeń, które powinno się raczej leczyć. Masakra.

46
52