Stabilizacja życiowa

Paradoksalną chujnią mojego życia jest to, że mocno chciałem stabilizacji i w dość młodym wieku czułem, że muszę mieć wszystko, co inni ludzie, którzy mnie otaczali. Miałem dobrą, stałą prace, psa i dziewczynę, wynajmowaliśmy razem mieszkanie – to oczywiście było dla mnie za mało, postanowiłem wziąć kredyt na mieszkanie, mimo że moja dziewczyna była sceptyczna – ogólnie sceptycznie podchodzi do kredytów. Potem wpadł leasing na auto, co jakiś czas wyjazd. O ile z finansami problemów nie ma, o tyle wszystko stało się identyczne każdego dnia, bez szans na wyrwanie się z monotonii, wydaje się, że nie mam czasu na swoje zainsteresowania, bo dni sa tak krótkie, nie sądziłem, że „ułożenie” sobie życia kredytem i psem wcale nie przyniesie stabilizacji, a prędzej marazm. Teraz zazdroszczę studentom na Erasmusach, ludziom mogącym olewać swoją słabą pracę, bo wiedzą, że nie jest docelowa, komuś, kto może rzucić wszystko i wyjechać. O ile finansowo kredyt da się często przeżyć, tak psychicznie jest już ciężej, a fizyczne uwiązanie do mieszkania to już spory problem…

57
22

Komentarze do "Stabilizacja życiowa"

  1. chujowiczu! zarabiaj z kluu.pl, bez działalności gospodarczej, konto automatycznie weryfikowane
  2. Zazdroszczę Ci. Ty masz marazm i kasę. A co ma powiedzieć 28 gość bez dziewczyny i nie mający na nią szans, pracujący ciężko za mniej niż minimalną na dwa etaty, bez szans na wyprowadzenie się od rodziców, wieczne kłótnie i liczenie każdego gorsza by spełnić wszystkich zachcianki? Zero odpoczynku, wieczny stres, o nudzie nie ma mowy. O olewaniu pracy czy obowiązków jak to innym zazdrościsz nie ma mowy, masz błędne myślenie. Na olewactwo może sobie pozwolić ktoś zarabiający dużo ,mający perspektywy a nie jedynak z małego miasteczka mający do wykarmienia rodziców… Przynajmniej masz kobietę do której możesz się przytulić a nie siedzieć samemu w zimnym łóżku by przespać się te 6(czasem tylko 4) godzin aby znów do pracy iść… Zastanów się chłopcze czy chciałbyś się zamienić?

    42

    2
    Odpowiedz
    1. Takich komentarzy powinno być więcej. Tylko co z tego skoro Tym durniom od takich chujnii zawsze będzie źle.

      3

      2
      Odpowiedz
    2. „A co ma powiedzieć 28 gość bez dziewczyny i nie mający na nią szans, pracujący ciężko za mniej niż minimalną na dwa etaty, bez szans na wyprowadzenie się od rodziców, wieczne kłótnie i liczenie każdego gorsza by spełnić wszystkich zachcianki?”

      Że pora wziąć tobołek na plecy, CV w zęby, trzy stówki w łapę i zameldować się pod bramą naszego Łódzkiego Wydziału Fabrycznego? U nas może nie lepiej, ale za to od nas na tamten świat znacznie bliżej. A okład z desek zaprawdę jest lekarstwem na wszystko. Resztę ziemia wyciągnie… /Mesio

      PS. A gdybyś nie był patałachem, to byś wiedział co zrobić, i nie miałbyś takich problemów.

      4

      2
      Odpowiedz
    3. Kurwa,człowieku robisz jak murzyn i się na to zgadzasz? ZAWSZE jest wyjście tylko Wam się nie chce dupy ruszyć,bo się boicie coś zmienić,bo kurde to, bo tamto. Najlepiej tkwić w gównianej robocie za gównianą kasę,ale ok,bo tak mi wygodnie (ta,jasne). Druga kwestia to zdanie,że masz rodziców do wykarmienia (że co?!) a co oni robili całe życie,siedzieli na dupie za przeproszeniem? Wystarczy DOKŁADAĆ SIĘ a nie utrzymywać,przecież każdy pracuje na SIEBIE a nie na np. rodziców. Jak ja nie miałam kasy,to jeździłam tu i tam,łapałam się czego popadnie, nawet na akord robiłam (czego nie polecam,pierdolca można dostać) byle by się usamodzielnić. Dziewczyna młodsza od Ciebie sobie poradziła a Ty nie możesz? Tylko Ty siebie ograniczasz,nikt inny.

      1

      2
      Odpowiedz
  3. Czy próbowałeś zdefiniować sobie, czym jest ta stabilizacja? Moim zdaniem właśnie tym – stanem trwałości i równowagi w życiu. Innymi słowy – pozorne bezpieczeństwo, nuda, marazm, frustracja, brak wyzwań, dzień do dnia podobny. Tylko że człowiek nie jest stworzony do stabilizacji, ale do ciągłego wykraczania poza swoje strefy komfortu, do wyzwań właśnie, takich prawdziwych. Mam tu na myśli działania, które prowadzą do rozwoju horyzontów, relacji, umiejętności, cech, poznania nowego spojrzenia na świat. Wyzwaniem raczej nie będzie skok ze spadochronem (chyba że wiąże się to na przykład z pokonaniem jakiegoś szczególnego lęku). To będzie raczej kolejna impreza. Wyzwaniem może być na przykład rozmowa z ojcem, z którym nie rozmawiałeś od 20 lat, bo jest chujem. Być może też skupiłeś się również głównie na materialnych aspektach życia, lekceważąc lub nawet w ogóle nie dostrzegając aspektów emocjonalnych. To typowe dla naszej kultury. Człowiek źle się czuje, nie wie, na czym to polega i z czego wynika, ale żeby poprawić sobie nastrój, to kupuje nowy samochód, który zareklamował gładki i uśmiechnięty pan w telewizji. Zadowolenie przychodzi na chwilę, maskując powody prawdziwego złego samopoczucia, a chwilę później przykry stan powraca. Aspekty materialne są potrzebne do zaspokojenia pewnych potrzeb życiowych. Ale zamiast brać kolejny kredyt na najnowszą golarkę z trójprędkościową funkcją masturbacji, to proponuję udać się do psychologa i zainteresować potrzebami emocjonalnymi.

    23

    3
    Odpowiedz
    1. „Czy próbowałeś zdefiniować sobie, czym jest ta stabilizacja? Moim zdaniem właśnie tym – stanem trwałości i równowagi w życiu. Innymi słowy – pozorne bezpieczeństwo, nuda, marazm, frustracja, brak wyzwań, dzień do dnia podobny.”

      I tu się mylisz, patałachu. Albowiem, zaprawdę Pan twój, Mesio, powiada ci, że posługujesz się stereotypowym myśleniem cebulaka, który, po osiągnięciu stabilizacji, skupia się na bezmyślnym wpierdalaniu żarła przed TV-papką, polewając to obwicie piwnymi szczochami z Biedronki. Tymczasem stabilizację powinno się wykorzystać do tego, że po to daje ona spokojną głowę, dach nad nią i jakieś fundusze, by czas wolny sensownie spożytkować. A wtedy mowy nie ma o nudzie, marazmie, frustracji, brak wyzwań itp. Problemem jest tylko to, że przeciętny cebulak jest za tępy, by na to wpaść, za leniwy, by to robić, jeśli jakimś cudem na to wpadnie, a przede wszystkim w tym popierdolonym społeczeństwie na ogół nie ma ku temu odpowiednich wzorców od dziecka, bo szczytem dla większości cebulactwa jest nora na kredyt i schlanie się piwskiem przed TV lub na jakimś grillu w majówkę. /Mesio

      PS. PS-a nie będzie, temat wyczerpany.

      7

      0
      Odpowiedz
  4. A co Ty myślałeś, ze dorosłość to bajeczka ala Muminki?

    2

    6
    Odpowiedz
  5. Ty to przynajmniej masz mieszkanie a nie jak ja, 28 lat na karku i wciąż z rodzicami.

    11

    1
    Odpowiedz
  6. Właśnie tego się boję w życiu, że zostanę zamknięty. Inni radzą weź kredyt, a ja na to będę musiał go spłacać 30 lat, odpowiedź no to co, a ja wtedy myślę gówno 😛

    11

    0
    Odpowiedz
    1. Niestety jeśli alternatywą jest wynajem w dużym miescie, to kredyt przestaje być głupim rozwiązaniem. Kasa od rodziców nigdy mi nie spłynie, nie dołożyli grosza od czasu rozpoczęcia studiów. Za wynajem płaciłem bardzo dużo, rata jest tylko trochę większa. Po 20 latach mieszkanie będzie moje. Często pojawia sie pytanie jak będę spłacać kredyt, jak stracę prace/zachoruje… pewnie nie będę. Ale wynajmując, też nie będę miał kasy na czynsz i zostanę bez dachu nad głową. Zero różnicy.

      5

      1
      Odpowiedz
  7. Powiem ci coś, moja krótka historia… Mam wyjebane, skończyłem technikum informatyczne i nie zdałem matury, bo po chuj mi matura? Poszedłem do policealnej, na ten sam kierunek by w chuja zagrać, bo do roboty nie będę zapierdalał. Pisałem już kiedyś ten komentarz dawno temu, teraz minął ten czas nauki. Siedzę na bezrobociu od września 2016 do dzisiaj, i co? I Gówno, teraz to oczekuję roboty na produkcji drzwi, będę jebał za najniższą krajową na zleceniu, zakład pracy oddalony ode mnie jest 15km, ale długo tam nie porobię, ale jeśli mi sie spodoba to tam będę siedział do usranej śmierci. I co? Ja bym chciał mieć dziewczynę dobrą z którą można byłoby sie kochać całymi dniami, stabilną robotę, psa i własny kąt chociażby w klitce w mrókowcu na kredycie na 40 lat z 45m2 z balkonem na jakimś wysokim piętrze, np na 9 bo taką fajną ofertę widziałem, też chciałbym jakieś paserati albo Corsę dobrą w samej benzynie z klimą i szyberdachem, ale czy sie dorobię takiego „prestiżu”? POzdro Rafal S

    8

    4
    Odpowiedz
    1. trzeba było się uczyć

      1

      3
      Odpowiedz
    2. masz umiejetnosci informatyczne? Masz jakis staz? Masz jakis profil na internecie? U miesz sie zaprezentowac i zmarketingowac? Przyj dalej.

      3

      1
      Odpowiedz
    3. Nie no, chyba jebnę. Passerati lub Clio to szczyt marzeń wieśniaka, daj sobie spokój.
      A trzeba było zrobić staż, przemęczyć się za te kilkaset złotych miesięcznie,ale potem mieć robotę w serwisie. Teraz dziadujesz, bo się nie chciało nic robić. Do kogo te gorzkie żale?

      0

      1
      Odpowiedz
  8. Mądra masz dziewczynę ze odradzała Ci kredyt ale tyś musiał na swoim postawić to tera masz.

    9

    2
    Odpowiedz
  9. Mielniczkę kup to reszta ułoży się sama.

    0

    0
    Odpowiedz
  10. Kup doktorat !

    1

    1
    Odpowiedz
  11. od autora: nie spodziewałem się takich mądrych odpowiedzi. Pierwszy raz chyba widzę próbę zrozumienia kogoś, kogo „problemy” wcale nie są problemami, w porównaniu do ich własnych.
    Ostatnio mam takie przemyślenia, że każdy w jakiś sposób dusi się w swoim życiu, każdy myśli, że trawa jest bardziej zielona gdzie indziej, że inni mają lepiej, każdy szuka jakiegoś sposobu na poradzenie sobie z własnym życiem. Jedni glośno mówią o tym, ze trzeba gromadzić wspomnienia, nie rzeczy, a potem kupują samochód na ogromny leasing, wydają kase na gadżety, szukają pustych kontaktów z kobietami…

    Kasa, mieszkanie, auto, to naprawdę niewiele znaczy, jak pod koniec dnia zdajesz sobie sprawę z tego, że jest ci po prostu źle i boisz się, że coś poszło grubo nie tak.

    Kolego z pierwszego komentarza – trzymam kciuki za to, żeby wszystko się ogarnęło. Sam w domu miałem mocno przerąbane, prawdopodobnie rok więcej z moimi rodzicami i wylądowałbym w psychiatryku po próbie samobójczej. To była moja jedyna motywacja, żeby się uczyć, za wszelką cenę wyjechać ze wsi na studia, czeka mnie jeszcze kredyt studencki do spłacenia. Co do rodziców…utrzymywanie moich zbliża się ogromnymi krokami, zdrowie zawodzi, mają coraz większe długi. Każdy ma jakąś historię…

    4

    1
    Odpowiedz
  12. Dlatego ja nie mam żadnego kredytu i codziennie żyję inaczej. Wynajmuję, owszem, ale jak chcę, to zmieniam pracę i zmieniam miasto, jak chcę to wyjeżdżam dokąd mi się podoba, nic mnie nie trzyma, nic nie zobowiązuje.

    Kiedyś pewnie zamarzy mi się ta stablizacja, ale jeszcze nie teraz, jeszcze nie dziś. 😉
    Olka.

    3

    2
    Odpowiedz
  13. A jakiej rasy masz psa? Bo pewnie to w tym tkwi problem. Jakis durny standardowy labrador biszkotowego koloru? Wez jakiegos patalogicznego psa z Cypru, grecji lub Rumunii, tak jak ja zrobilam. Teraz mam wyzwania i dorastam psychicznie. Nie ma pierdolenia sie z psem co chodzi przy nodze, ale napierdalanie by mu dac dobre zycie.

    3

    2
    Odpowiedz
  14. Też nie lubię kredytów. Niby nie ma niewolnictwa, ale szary człowiek to jest jednak trochę murzynem, albo w lepszym przypadku chłopem pańszczyźnianym tylko pańszczyznę zamienił na kredyt hipoteczny, a pana na bankstera. Gdybym wcześniej zczaił ile kosztuje mieszkanie, to bym wcześniej zaczął kombinować jak zarobić i nie mieć tego syfu.

    3

    1
    Odpowiedz
    1. „Też nie lubię kredytów. Niby nie ma niewolnictwa,”

      Pierdolisz jak tobie podobni, patałachu. A Pan twoj, Mesio, powiada ci: uklęknij czytając ten post, a prawda na niniejszy temat objawiona ci będzie…

      I jak? Klęczysz? Nie? To, kurna, na co czekasz???

      No.
      A zatem…

      Kredyt, patałachu, jest -jak wszystko inne- dla ludzi mądrych. Jest dobrodziejstwem, z którego szara tłuszcza po prostu nie potrafi korzystać. A jeśli już ma tę możliwość w postaci kredytu na norę w mrówkowcu, to nie docenia. Wiesz, ile w Cebulandii wynosiło oprocentowanie kredytu hipotecznego na wspomnianą norę w początkach obecnego wieku? 21% rocznie. To sobie spróbuj spłacić… A więc nie narzekaj na te swoje kilka procent, tylko módl się by kaczora jak najszybciej wypierdolono, bo jak nie, to -gdy inflacja się rozpędzi w zdychającej gospodarce- dopiero zobaczysz WIBOR plus marżę…

      Ale widzisz, ktoś rozumny ograniczył oprocentowanie hipotecznych i dzięki temu miliony dziś mają dach nad głową (a i gospodarka się rozwinęła), inaczej zostałby im dworzec i urocze miejscówki w kartonach pod mostami.

      Idźmy dalej. Pan twój wie, że większość z was, motłochu skończony, nie myśli nawet takimi kategoriami, bo szczytem waszych aspiracji jest zapierdol w pampersie za nieco ponad minimalną, ale niektórzy, którzy mają rozum i chcą coś osiągnąć i się rozwijać, biorą np. kredyty na rozwój swojej działalności. To dlatego potem oni żyją na poziomie, na który wnuki twoje nawet nie zarobią, a ty nie.

      Idźmy dalej. Przeciętny cebulak, dorwawszy byle jaką, w miarę stabilną, robotę, pierwsze co robi, to musi się pokazać przed sąsiadami. Więc nie kupi auta w jego możliwościach finansowych, tylko landarę, na którą będzie zapierdalał, suchy chleb wpierdalając, byle się pokazać. I oczywiście będzie narzekał, że „bankster z niego zdziera”. A jeśli przypadkiem zarobi jeszcze coś ponad ratę kredytu za ten szrot, to i tak przepuści, będzie kupował znów na krechę, a w najlepszym przypadku ciułał do skarpety.

      Mądrzy ludzie -tacy jak Pan twój, Mesio- zaś robią tak. Idą do salonu, kupują porządny samochód, za kwotę przy której oko by ci zbielało, a forsa na niego pochodzi z kredytu…

      Zapytasz, jaka jest różnica pomiędzy tym a wspomnianym wcześniej cebulactwem popisującym się przed innym szczurem z mrówkowca?

      Dobrze, że pytasz. Otóż różnica jesz taka, że ich jest stać za ten samochód zapłacić od ręki gotówką. Ale tego nie zrobią, bo ta gotówka P R A C U J E.

      Patrz, patałachu. Powiedzmy, że masz pół bańki na BMW serii 7. Bierzesz na wóz kredyt, na 10 lat, płacisz jakieś 5 tysi raty miesięcznie i jeździsz. A za te pół miliona, które masz na koncie? Ano jeśli -skromnie licząc- zarobisz na np. giełdzie 3-5% miesięcznie, to w kieszonkę wpadnie ci od 15 do 25 tysi… Teraz sobie odlicz od tego te pięć kafli raty i policz, ile to będzie przez 120 miesięcy. A do tego dolicz to, że forsą, którą dzięki temu miesięcznie zarabiasz, też możesz obracać (równie dobrze zamiast inwestycji w akcje możesz np. zainwestować w rozwój swojej firmy, albo kupić ze dwa lub trzy mieszkania w dużym mieście i wynająć studentom czy jakiejś frajerni, która woli wynajmować niż „być niewolnikiem banksterów”, albo zrobić coś innego, co przyniesie zyski). Kapujesz?

      I tak to się, patałachu, robi. Ale co ty o tym wszystkim możesz wiedzieć… /Mesio

      PS. A nie „zczaiłeś wcześniej ile kosztuje mieszkanie”, bo tak samo jak w powyższych przykładach, które Pan twój podał, za głupi na to jesteś. Dlatego dla ciebie kredyt to rzeczywiście sznurek.

      1

      2
      Odpowiedz
  15. „Miałem psa i dziewczynę”. Dobry zestaw i hierarchia właściwa!

    3

    0
    Odpowiedz