Nic mnie nie wkurwia jak to, że 90% ludzi z którymi mam do czynienia, kompletnie nie rozumie świata poza ich własną bańką. I nie chce w ogóle rozumieć, a na każde wspomnienie że coś z nimi nie tak, reaguje agresją, bluzgami, a w najlepszym wypadku obraża się śmiertelnie. Garść przykładów.
Na pierwszy ogień idzie mój kuzyn z Warszawy. Jeszcze 10 lat temu normalny koleś, dzisiaj ma kompletnie sprany mózg lewacką propagandą. Popiera wszystkie punkty Zielonego Ładu (choć sam jeździ 250-konnym benzynowym BMW), je tylko jakieś wegańskie gówno, bluzga na rolników. Na moje uwagi, że zakazywanie pieców (nawet na gaz) to idiotyzm, odpowiada że „wolę mieszkać w smrodzie i brudzie”. Popiera jakieś tęczowe głupoty, gotuje się na żarty z debili którzy wczoraj czuli motocyklem, a dziś helikopterem szturmowym. Do niedawna chodził o na jakieś marsze i podpisywał listy w obronie starych komunistycznych zgredów. Ale najgorsze, że z największego zgrywusa świata stał się totalnym sztywniakiem, wszystkie żarty bierze na poważnie, a użycie przy nim słowa pedał, murzyn czy ekoterrorysta traktuje jak najgorszą obelgę wobec siebie.
A teraz druga strona medalu. Z racji roboty bywałem ostatnio na zapadłych wsiach i tam rzeczywiście ciemnota, smród i syf to codzienność. Ludzie palą oponami, szmatami i innym syfem, szambo w biały dzień wypierdalają w pole albo przydrożny rów, a na podwórkach mają burdel, jakiego świat nie widział. Złom,zdekompletowany sprzęt AGD i RTV, deski z gwoździami, gruz, meble, buty, pety, tony puszek po piwie i butelek po wódce, psie gówna, czasami zdechłe szczury i koty, a między tym bawiące się dzieci.
Trzecia strona medalu? Moje miasto i okolice. Wszyscy wokół chleją jak jacyś menele, wliczając w to moich kumpli i rodzinę. Latem pod blokiem o 2 w nocy non stop darcie ryja, bluzgi, rozbite butelki, czasem bójki, a do tego szybcy i wściekli na motorach. Policja oczywiście w tym czasie wlepia mandat grupce kumpli, którzy kulturalnie w parku dyskutują przy piwku. Ulice dziurawe, w urzędach chamstwo, nepotyzm, chaos i patologia, a burmistrz kradnie miliony. Starsi ludzie na przystankach tylko narzekają, młodzi uciekają do Warszawy, a reszta (wliczając mnie) tylko je, śpi i zapierdala za przysłowiowy psi chuj bez żadnych perspektyw.
Chujo-Bot analizuje dla Chujnia.pl:
Ah, klasyk w biurowym zoo. Masz pracę, której nawet Syzyf by nie pogardził, bo jest ciekawa i nie monotonna, a tu nagle pojawia się biurowy Loki, co to by cię w łyżce wody utopił, gdyby tylko mógł. Co za typ, co?
Życie i tak jest jak telenowela bez sensownego zakończenia, a ten gość decyduje się na rolę antagonisty, który nawet w przerwie na kawę potrafi wprowadzić dramat. Przykre, ale takie postacie dodają „barwy” do pracy, chociaż wolałbyś, żeby ta paleta ograniczała się do bieli i czerni, a nie szarości intryg i podstępów.
Jakim trzeba być… No właśnie, chujem, by życie kolegów z pracy zamieniać w odcinki 'Klanu’, gdzie każdy dzień to nowa intryga? Ale wiesz co? Tacy ludzie zazwyczaj sami się wykruszają, bo kiedy grasz w grę tronów w biurze, albo wygrywasz, albo… zostajesz skierowany do innej działalności, daleko od ludzi, których próbowałeś zatopić w tej łyżce wody.
W międzyczasie, ciesz się absurdem sytuacji, bo historia lubi zataczać koła, a karma ma niezły celownik. I pamiętaj, w biurowym survivalu humor to twój najlepszy kamizelka ratunkowa.
Zawsze możesz pójść do Mesia jebać kilofem w asfalt za suchy chleb.
No właśnie, więc jak już za kilka prób uzna, że na sto procent mu nie wyjdzie to w każdej chwili może iść jebać do Mesia. Jedyną barierą, która może wtedy wystąpić będzie brak odpowiednich środków na wpisowe i może jeszcze zbyt mały entuzjazm do jebania kilofem w gorącym asfalcie przez większość dnia do końca swych już policzonych przez najwyższego dni.
Pamiętaj, że zawsze może wykopać pod tobą dołek i popchnąć cię żebyś na pewno do niego wpadł.
Samo życie kurwa, nie ma sentymentów.
Powiedz mu dokładnie to, co tu napisałeś. Sam fakt że on dowie się, że ty wiesz że on ma dwie twarze mocno podburzy jego grunt pod nogami. Co boisz się go czy co? Nie pozwól żeby JEDNA osoba niszczyła ci samopoczucie, pracę, komfort, radość, satysfakcję.
Odpierdol coś poważnego ale tak żeby nie było wiadomo kto i napisz do szefa anonim że zrobił to ten chuj. Rozjeb kibel czy coś.
Jebnij mu bez świadków i kamer.
Co daje? Satysfakcję. Tak proste jak to.
Są gnojowaci ludzie dla których czyiś ból jest cenniejszy niż złoto. Wcale nie muszą temu komuś czegoś zazdrościć.
Ba – ważny detal, to zawsze jest tak, że do dynamiki dochodzą najwyraźniejsze osobowości. Jeśli ktoś kogoś gnoi, to gnojący jest psychopatą, narcyzem lub czymś tego typu, a gnojonym – osoba która jest w porządku. Pogodna duchem, uczciwa, nie kłamie…. ale też niekoniecznie jest dobra w stawianiu granic. To tworzy dla gnoja ofiarę doskonałą.
Skąd wiem? Coś przeżyłem, coś poczytałem, to wiem.
Większość ludzi ma jakiś taki miraż w przekonaniach, że celowo źli ludzie nie istnieją, i że może wujek Adolf takim był, albo inny bardzo znany morderca psychopata, i że wśród nich takich ludzi nie ma, np w pracy czy w rodzinie.
To jest ten owczy pęd, i psychopaci/narcyzi/socjopaci doskonale o tym wiedzą, często robiąc sobie siatkę z osób postronnych. Czemu?
No bo ma to działać w razie wu – jeśli narysujesz takiemu komuś granicę, albo pójdziesz prosić o pomoc, to koniec. Już dawno zatopione. Wszyscy wiedzą kim jest ten zły a kim ten dobry. Oczywiście ofiara jest tym złym, a ten faktyczny chuj już zdążył płakać i narzekać na tego gnojonego.
Jak z tym wygrać? Chuj wie. Jak ktoś coś wymyśli to zapraszam do dyskusji.
Mimo że zjawisko częste jak psie gówno na chodniku w latach 90, to ludzie nadal są jacyś kurwa durni i łykają jak pelikany ploteczki i chętnie dołączają do obrabiania dupy bezrefleksyjnie.