Chujnia ekologiczna, czyli jaskółki

A właściwie to łąka i jaskółki… Ale po kolei.

Niedaleko nory mojej jest, a właściwie był, kawałek ziemi. Niemal cztery hektary na samym wylocie miasta -łąka położona pomiędzy rzeczką z jednej strony a alejką wysadzaną wielkimi, kilkudziesięcioletnimi drzewami z drugiej. Łąkę dzierżawił (chyba) od miasta jakiś rolnik z pobliskiej wsi, bo sobie krowy wypasał i regularnie -gdy trawa podrosła do odpowiedniej wysokości, żeby było fajne siano- kosił. Efektem był raj na ziemi dla spacerów z moim psem. Bo było gdzie, bo praktycznie nie było ludzi, bo gość dbał o to, żeby nie zarosło to wszystko za bardzo. I tak sobie łaziliśmy okrągły rok przez kupę lat.

Za rzeką zaś był kolejny szmat ziemi (prawie 14 hektarów, obsadzonych drzewami różnych gatunków tak chaotycznie, że wspomniany rolnik z tego nie korzystał, bo ciągnikiem nie miał jak tego obkosić. Ale kosiło miasto, więc było OK. „Miałem” więc łącznie kilkanaście hektarów i do tego jeszcze kilka kroków do miejskiego zalewu. Wszystko pełne ptactwa (łabędzi, kaczek, rybitw, mew, perkozów, srok, gołębi, wróbli, kukułek… co chcecie), od czasu do czasu innych zwierząt. I było tego naprawdę dużo. I do tego święty spokój. No raj po prostu, 50 metrów od domu…

Raj był, raju ni ma.

Parę lat temu jakiś pajac, co podobno chciał zakombinować na dotacjach unijnych, kupił od miasta spory kawałek tej łąki pomiędzy wspomnianymi na początku starymi drzewami a rzeką. Kupił, ogrodził i miał stawiać hotel (potem plany zmienił na dom spokojnej starości). Pierwsze co zrobił, to wyciął w pizdu wszystkie drzewa, jakie rosły na tym, teraz jego, kawałku… Dobrze, że nie kupił całego, to na ziemi, która miastu została, jeszcze się cztery sztuki ostały. Też nie wiadomo jak długo.

I co? I dupa blada, jeśli chodzi o spacery.
Powiecie, że przecież została reszta. Niby tak, ale…

Po pierwsze, wraz ze sprzedażą tego kawałka na hotel, rolnik zabrał swoje krowy i się wyniósł. Na pozostałym skrawku już mu się nie opłacało gospodarzyć. Tym samym skończyło się wykaszanie i teraz latem rośnie tam nawet i 2-metrowe trawsko.

Po drugie. Po drugiej stronie rzeki, miasto doszło do wniosku, że koszenie za drogo kosztuje. Wiec zrobiło ścieżkę dookoła terenu, piachem (obecnie coraz większym błotem) wysypaną, i zostawiło teren samemu sobie, więc gąszcz jest zajebisty, latem nie idzie tam wejść (i zresztą jest niebezpieczne, bo węże; póki widzisz, to ominiesz i nic ci (i psu) nie zrobi, ale w takiej trawie nadepniesz…). Na dokładkę ze trzy lata temu jakiś pierdolony „geniusz” wpadł na pomysł, że po chuj to kosić po latach zaniedbania, trzeba skorzystać, że suche i podpalić… I poszedł ogień po jakichś czterech hektarach pięknie, przez 20 lat, zadrzewionego terenu, rozumiecie? To cud, że część z tego, solidnie poopalana, po tych kilku latach zaczyna z powrotem kwitnąć… Na szczęście, zobaczywszy efekty tego pożaru, chyba pajaca wypierdolili, ale nie koszą dalej, bo szkoda paru groszy z ponad 100-milionowego miejskiego budżetu. Za to co kilka lat, co urosną drzewa wzdłuż rzeki, tak, że można sobie spokojnie tam na tym brzegu usiąść w cieniu i mieć spokój od ludzi, bo nikt człowieka tam nawet nie widzi, to wycinają je w pień i, kurwa, miastu jakoś kasy nie szkoda… Tak więc, łazić nie ma gdzie, bo zarośnięte, „przyjazne” robactwo i ptactwo albo częściowo wyginęło w tym ogniu albo się wyniosło, a wraz z ciepłymi zimami pojawiła się dosłownie plaga kleszczy, które straciły naturalnych wrogów, i nie idzie syfu zwalczyć.

Po trzecie. Z zalewu lokalne cebulactwo w domkach mieszkające zrobiło wysypisko śmieci. Zamiast do śmietnika, to worek ze śmieciami do wody, bo woda przykryje problem. I jest syf nie z tej ziemi a na dnie worek obok worka i padlina (psy, koty) pomiędzy. Do tego rzeka do zalewu wpada, a potem z tego zalewu wychodzi. Tyle, że „geniusze” kilka lat temu zalew powiększyli i jednocześnie utrzymują ten sam poziom lustra wody, co wcześniej. To, w połączeniu z suszą przez ostatnie lata, spowodowało, że to co zasila w wodę zalew, nie wystarcza, a mało z tego zalewu wypływa dalej. Efektem jest to, że rzeka wypływająca z zalewu, to coś o konsystencji i kolorze smaru i roztopionego asfaltu, śmierdzące nie z tej ziemi. Nikt nie widzi problemu… Na dokładkę tej trucizny i gnojownika, cebulactwu zachciało się zaoszczędzić na cotygodniowym rosołku, bo to z ok. 40 łabędzi i ponad 100 kaczek, co się nie wyniosło albo nie zatruło tym ściekiem, to wyłapali i wpierdolili. Została dosłownie garstka. Gołębi, mew i wróbli nie dali rady, to jeszcze to się chociaż ostało (a i tak cebulactwo narzeka, „bo srajo…”). I tak oto gówno z „mojego” raju zostało. Ale to jeszcze nie wszystko.

W pobliżu mojej chałupy był osiedlowy sklep. Dość spory budynek, 30 na 50 m, jeszcze przez stacjonujących tu kiedyś Ruskich postawiony. Ruscy wykorzystywali cały, ale na sklep dla małego osiedla to za dużo, więc właściciel wykorzystywał tylko parter. Piętro leżało odłogiem. W budynku jest kupa okien. Przy tych oknach jaskółki porobiły sobie gniazda. I było ich kilkadziesiąt. Całymi dniami latały całymi eskadrami, a ja sobie wyłaziłem na balkon i miałem codzienny airshow. I do tego nie uświadczyłem żadnej muchy w domu. Tak było przez całe lata, dopóki handlowy interes gościowi nie podupadł i dwa lata temu facet sprzedał ten sklep. Nowy właściciel w zeszłym roku zrobił sobie wewnątrz remont. Też wykorzystuje tylko dół i też nie wiadomo jak długo mu z tego przyjdzie korzystać, nawet gruzu mu się po tym remoncie nie chce wywieźć. Zachciało mu się jednak powymieniać okna… Wszystkie. Nawet tam, gdzie nie korzysta i nie będzie korzystał. No i powymieniał, latem zeszłego roku, rozpieprzając przy okazji wszystkie gniazda. Jaskółki zwinęły się więc przed czasem. Przeczekałem zimę i dwa dni temu poszedłem pod ten sklep, żeby popatrzeć, czy ich tam czasem nie ma, bo przecież gniazdo da się odbudować, to może jednak… Taki wał. Nie ma ani jednej i pewnie nie będzie. Ergo: gówno z codziennego airshow. A muchy w chałupie już się pojawiły…

No i summa summarum: było zajebiście, bo było gdzie wyjść, połazić, koc rozłożyć i posiedzieć, pies się w wodzie mógł wykapać (a uwielbiał) z przyrodą poobcować… a jest chujnia i śrut jak po kataklizmie.

PS. Aha. A „najlepsze” jest to, że ten hotel/dom opieki nie powstał. Teren jest ogrodzony i od lat leży odłogiem, nikt tam nawet nie zagląda, tylko jakaś mała kanciapa z pustaków stoi.
Ale wyjść już nie ma gdzie. Teraz to już nie mogę się doczekać, aż się stąd będę mógł kiedyś wyprowadzić.
Gdzieś na wieś…

71
11

Komentarze do "Chujnia ekologiczna, czyli jaskółki"

  1. chujowiczu! zarabiaj z kluu.pl, bez działalności gospodarczej, konto automatycznie weryfikowane
  2. Aż przykro się czyta. Ale niech gdzieś na tej wsi, do której się wyprowadzasz sprzyja ci świeże powietrze i spokój od skurwysynów. Pozdrawiam cieplutko.

    28

    1
    Odpowiedz
  3. Wcale Ci się nie dziwię że jesteś wkurwiony.Jak czytałam Twoj opis typu jeziorko,drzewa,łąka pies i święty spokój to aż Ci zazdrościłam.Niestety takich miejsc już prawie nie ma a wkrótce pewnie zostanie sam beton.Ludzie to najgorszy gatunek jaki zyje,do tego tak tępy że nie rozumie,że sam robi sobie krzywde.Czy nie lepiej usiąść na chwilę,gdzieś w samotności nad strumykiem,pomyśleć i cieszyć się przyrodą?NIE!!! Lepiej wydawać w chuj kasy na psychologów,bo depresja,albo na spa no bo stres…ehhh brak slow.Co do jaskolek…Ludzie rozpierdalaja gniazda i z mlodymi w srodku bo srajo,zamiast je gdzies przeniesc i niech sobie zyja w spokoju,a potem lament bo robaki i muchi wpierdalajo szok.SORRY za brak pl znakow

    28

    2
    Odpowiedz
    1. Ty to chyba nigdy nie miałaś depresji, co? Tak jakby wyjście na dwór czy tam do strumyka miałoby wyleczyć czy zapobiec depresji… tiaaa. A tymczasem depresja się bierze m.in. od śmierci bliskich, od toksycznych współpracowników, znajomych czy rodziców co cisną człowieka psychicznie, od niezdrowego jedzenia i słodkości bo stany zapalne się tworzą (kiedyś żarcie takie nie było i słodkości było mało to i ludzie nie mieli tak często zepsutej psychiki), od gnębienia człowieka w gimnazjum i innych czynników. Mój znajomy często do lasu chodzi by odpocząć, nawet tam śpi w tym spokoju i co? Jego ex go zdradzała z różnymi i mu odwalała numery. Skutek tego taki, że ma nerwice. Do tego powalona jest często praca, szef wyzyskuje, mało płacą. Ludzie czasu nawet nie mają by wyjść i zadbać o siebie bo trzeba zasuwać na kilka etatów bo mało płacą. Rodziny często jedna przez drugą są patologiczne i dzieci potem mają zryty baniak na wiele lat lub resztę życia. Owszem, należy wyjść sobie nad morze, popływać w morzu, czy wyjść do lasu, ale to na pewno nie rozwiąże tych wszystkich problemów. Prawdą jest też, że psychologie jak i ogólnie lekarze są często niekompetentni a leki źle dobrane, ale nie można mówić by nigdy nie pomogli bo czasem jednak pomagają. I co jest złego w spa? Jak kogoś stać to niech sobie idzie.

      7

      9
      Odpowiedz
      1. Nigdzie nie napisałam że las itd leczy depresje!!!czytaj ze zrozumieniem…

        5

        3
        Odpowiedz
        1. Nie wymigaj się. Napisałaś to w takim kontekście, że głupotą jest wydawać kasę na psychologów, leki i terapie a tego by nie było jakby ludzie wychodzili do zieleni. A jak miałaś coś innego na myśli to się naucz zrozumiale pisać.

          3

          6
          Odpowiedz
    2. Nie licz na to, że autor possa Twoją łechtaczkę. Na chujni nie idzie wymienić się kontaktami, bo trole wszystko psują.

      4

      4
      Odpowiedz
      1. Żałosne…

        1

        3
        Odpowiedz
      2. To nie zawsze jest tak, że trolle wszystko psują. Czasem najzwyczajniej człowiek ma potrzebę się wyżalić a tu co poniektórzy biorą to za trollowanie. Mnie na przykład boli to, że haruję trzy albo nawet cztery wieczory, żeby zmontować taki zegarek z takim niebieskim podświetleniem a potem i tak mało kto chce to kupić za cztery albo nawet i trzy dyszki.

        1

        1
        Odpowiedz
  4. Racja, uciekłem z miasta na wiochę i chuj, że trzeba dymać do pracy wozem ALE wracam zjebany do domu i co? cisza spokój ptaszki spiewają (no 3 x w dzień przejdzie pociąg osobowy) z domu wychodzę to widok na pięknego dęba mam co mnie niezmiernie cieszy, kleszczy, much i komarów w pytę jednak wolę ten owadzi syf niż blokowisko z ochujałymi dzieciakami i ich pierdolniętymi rodzicami, żulami, dresami, muzomaniakami nakurwiającymi technochujwieco, srającymi kundlami (tu sra tylko mój i wie gdzie ma srać), sąsiedzkimi remontami jak tylko temperatura skoczy do 10 stopni,moherami,światłem w nocy i rajdów golfami po blokowym parkingu, szczaniem po klatkach itp itd. Chłopie z całego serca Ci współczuję i wyprowadzaj się na wiochę bo to zagwarantuje Ci dobre samopoczucie psychiczne na długie lata.

    12

    0
    Odpowiedz
    1. Wiocha jest fajna. Tu rzeczywiście mniej gówna niż w blokowisku. Ale mniej nie oznacza, że w ogóle go nie ma, niestety. Wyprowadzisz się z miasta na wieś i tutaj będziesz miał od czynienia ze zjebami na motorach i quadach, z psami jebiącymi paszczą non-stop na każdy spadający liść, z bezdomnymi psami i kotami obsrywającymi i obszczywającymi wszystko w zasięgu cewki moczowej. Niemniej jednak to właśnie na wsi są korzystniejsze warunki do pracy twórczej, to właśnie na wsi można w spokoju konstruować i montować takie zegarki z takim niebieskim podświetleniem wyświetlacza po to, żeby potem sprzedać je przez internet za trzy, może cztery dyszki jakimś frajerzynom pokroju mesia.

      4

      1
      Odpowiedz
  5. Smutna ale prawdziwa chujnia. Mi jest na wiosne i lato ciezko, wszedzie chalas, dzieciarnia, samochody i gder. Czy zna ktos dobre ciche miejsce do mieszkania, gdzie nie slyszy sie autostrady?

    1

    1
    Odpowiedz
  6. Buraku chcesz spacerować z kundlem, to sobie kup ten teren i spaceruj, a jak nie to sam coś zrób z tym w czynie społecznym a nie stękaj pajacu. Ciekawe czy kupska sprzątasz po kundlu cebularzu.

    7

    8
    Odpowiedz
  7. Nie martw się.W nowej apokalipsie to ludzie będą wypierdalani wraz z młodymi ze swoich „gniazd i zostawiani samym sobie na 60 stopniowym mrozie.

    1

    4
    Odpowiedz
  8. Ja tylko napiszę, że niestety,ale nie masz wpływu na to,co dalej będzie się działo z tym terenem. Właściciel sprzedał,bo mu się widocznie opłacało, jest teraz inny i może robić co chce – zaorać,zasiać,coś wybudować – zależy od niego i jego kasy. Sama mam ziemię, grunty rolne. Możesz ewentualnie poszukać innej miejscówy na spacer lub zabierać psa autem nad jakieś jeziorko.

    1

    1
    Odpowiedz
  9. 10/10. Nikt mnie tak nie wkurwia, jak człowiek.

    14

    1
    Odpowiedz
    1. Mnie nic nie wkurwia poza ludźmi.

      2

      1
      Odpowiedz
  10. Mam zla wiadomosc dla tych co to chca uciec na wies. Mieszkam na wsi i powiem wam ze takich smieciarzy, byznesmenow, pojebow z magistratu i leniwych cwokow ktorzy placac za wywoz smieci nadal wypierdalaja je do lasu tez tu mamy. Najchetniej strzelal bym do nich ale prawo tego zakazuje. Wlasciwie strzelac mozna ale wiaze sie to z kara. Tak ze nie uciekniecie przed ta zaraza.

    6

    0
    Odpowiedz
  11. Chce ci się ciagle pisać wymyślone historie żeby podtrzymac życie tej strony czy komuś płacisz za pisanie?

    3

    2
    Odpowiedz
  12. A mnie te twoje jaskółki obsrywają codziennie okna,tak więc nie jestem fanem…

    0

    0
    Odpowiedz
  13. ” To cud, że część z tego, solidnie poopalana, po tych kilku latach zaczyna z powrotem kwitnąć.”— Jakbyś kurwa był prawdziwym rolasem, a nie jakimś chłopem bez ziemi, to byś wiedział, że wypalanie użyźnia glebę i jest stosowane w zdroworozsądkowych kulturach w celu zwiększenia plonów. Poza tym przykładowo.. wiesz skąd tyle kleszczy?! Z prostego powodu, zaprzestano wypalania nieużytków, rolasy wytępiły owady, które żarły kleszcze przez nakurwianie opryskami po hektarach jak tylko żuczka zobaczyły, a drobne ptactwo, które przetrwało wycinkę żywopłotów, opryski i większe ptaki, tak się rozleniwiło, że pierdoli robale i leci do śmietnika. Reszty nie komentuję, bo dotarłem do tego fragmentu i mnie wkurwiłeś.

    2

    1
    Odpowiedz