„Nachalny znajomek”… z nieco innej perspektywy

Jak pewnie po tytule się domyślacie, odnoszę się do jednej niedawnych chujni. Z tym, że po przeczytaniu jej, pomyślałem, że może warto pokazać też, jak to wygląda z drugiej strony, a z czym się zetknąłem, będąc właśnie po tej przeciwnej do autora strony barykady. Choć nie tak całkowicie, bo autor tamtej wspomniał o kolesiu, który jak mu było wygodnie, to nie pamiętał o kumplach, a jak potrzebował, to dupę truł, a la stalker, 24/365, co jest oczywiście dużym przegięciem pały. Tak skrajnie nie postępowałem. Mi chodzi o coś trochę innego, co po prostu przyszło mi do głowy, czytając tamtą chujnię i komentarze pod nią, bo przypomniało mi moją sytuację, gdy (w pewnym stopniu) właśnie byłem z tej drugiej strony.

Do rzeczy. Zarówno w chujni, jak i komentarzach, roiło się od tekstów typu: „to jest jakaś cholerna zaraza”. No cóż. Tak bywa i komentarz jest zrozumiały w przypadkach, jaki był w chujni opisany. Niestety bywa też nieco inaczej -tak jak było w moim przypadku. A ludzie reagują wtedy tak samo i uważają przy tym, że są OK.

Poznałem kiedyś pewną osobę. Dość szybko ją polubiłem z różnych powodów. Stąd chyba nic dziwnego, że chciałem utrzymywać tę znajomość, w miarę możliwości rozwijać ją itd. I wydawało się, że druga strona nie ma nic przeciwko, bo takie sprawiała wrażenie. Aczkolwiek bardzo szybko zaczęła się zachowywać dwuznacznie. Raz sprawiała wrażenie, że żyjemy w jakiejś tam komitywie i dobrych relacjach, za chwilę traktowany byłem jak „zło konieczne”. Przykłady to opisujące sobie daruję, orientujecie się mniej więcej jak to wyglądało, co powinno wystarczyć.

W wyniku takiego zachowania tej osoby z początku myślałem, że po prostu potrzeba czasu na to, żeby ta znajomość jakoś okrzepła. Trzeba się poznać lepiej, dowiedzieć czegoś o sobie, spędzić trochę czasu itd. No standard. Więc nie robiłem z tego dwubiegunowego zachowania jakiegoś problemu. Starałem się podchodzić do sprawy normalnie, zwłaszcza, że darzyłem tę osobę jakąś sympatią i to z czasem coraz większą. Tak więc czasami mieliśmy ten kontakt w różnej formie nawiązywany, ale całość inicjatywy wychodziła ode mnie. To też z początku mi nie przeszkadzało z powodów, o których powyżej wspomniałem -uważałem, że potrzeba czasu na rozwój wzajemnych relacji. Tak więc choć lampka z tyłu głowy paliła się, że coś jest nie tak, zignorowałem to, bo uważałem, że warto.

Koniec końców jakieś status quo było zachowane przez dłuższy czas, ale zachowanie strony przeciwnej było coraz bardziej niechętne i lekceważące, choć jednocześnie przy zachowanych pozorach, że jest wszystko w porządku. Np. pytam o to, czy się zobaczymy, spotkamy, dostaję w odpowiedzi: dziś/teraz nie mogę, ale jak wrócę za dwa tygodnie skądś tam to owszem”. No to w dobrej wierze i rozumiejąc to, że ktoś ma coś do roboty, za te +/- dwa tygodnie odzywam się znów. Znów jest brak konkretu, bo coś tam, ale znów jest to wiarygodne i nawet wiem z niezależnych źródeł, że „usprawiedliwienie” jest zgodne z prawdą. Zabawa trwa przez jakiś czas co jakiś czas, w końcu jest – jak się potem okazuje kaprys- spotkanie. Ale nie należy do najlepszych z powodu wyraźnego dystansu i niechęci tej osoby. Ale nadal jest wrażenie, że „jest przecież wszystko między nami OK”. Cóż, bywa, że ktoś ma akurat słabszy dzień a początki zawsze są trudne, zobaczymy co dalej. Ale dalej niechęć jest nadal i do tego zaczyna się olewanie. Brak odpowiedzi, nieodebranie telefonu po raz któryś z rzędu (nie, nie wisiałem non stop na słuchawce) itp. Aż w końcu pojawiła wręcz otwarta niechęć, zwłaszcza, gdy ta osoba była w gronie swoich znajomych. No więc już nie da się powiedzieć, że jest wszystko w porządku, prawda? Więc odzywam się do niej i stawiam sprawę jasno: albo się znamy albo mamy się w dupie. Po co się oszukiwać? W odpowiedzi (łaskawej, bo jak zwykle nie od razu się doczekałem) dostaję wielkie zdziwienie pod tytułem: „ale o co chodzi?”, stek pretensji, że rzekomo nie mam swojego życia, że nie jesteśmy przyjaciółmi itd. No generalnie konkretna zjeba z kategorycznym żądaniem odpierdolenia się na wieki wieków. Ale wiecie co na dokładkę do tego dostałem? Tekst o tym, żebyśmy utrzymali naszą „daleką znajomość” i nie palili za sobą mostów, bo przecież w sumie jest tak bardzo OK. Najwyraźniej jedynie po to, że a nuż może się on kiedyś na coś przyda, a poza tym z uwagi na wspólne grono znajomych, jest to trochę niewygodne i niezręczne, gdy się komuś każe spadać a potem jednak się gdzieś widzimy. I ta osoba jednocześnie nie widzi (czy też inaczej: wygodnie jej nie widzieć) niczego nienormalnego w takim „podwójnym” zachowaniu. I co więcej zauważam, że dziś wiele osób -coraz zresztą więcej w tych pierdolonych czasach- podchodzi do innych właśnie z takim wyrachowaniem i zakłamaniem: mam cię w dupie, odpierdol się, ale jednocześnie wszystko między nami jest takie super, oczywiście dopóki mam kaprys, potem spierdalaj, nie mający własnego życia stalkerze do którego, jak to ktoś w komentarzu pod tamtą chujną napisał, „choćby skały srały to nigdy nie dotrze (…), że można sobie (…) nie życzyć jego towarzystwa” i „najlepiej jak najszybciej wykluczyć go z kręgu znajomych”, a w domyśle najlepiej tak, by zostawić sobie furtkę, gdyby jednak kiedyś na coś się przydał. Jedyny komentarz, jaki był pod tamtą chujnią odmienny, i bardzo zresztą trafny, to ten, w którym ktoś napisał: „To powiedz mu prosto z mostu dlaczego go unikasz! miej jaja!!”. I rzeczywiście. Bo może gość opisywany w tamtej chujni przegina pałę i jest rzeczywiście tym stalkerem, ale ile osób ma sytuację taką, jak moja, opisana powyżej, i za taką „nachalną mendę” jest uważana tylko dlatego, że kogoś lubił i ten ktoś dawał do zrozumienia, że chce utrzymywać znajomość, nie ma nic przeciwko jej rozwijaniu, podczas gdy tak naprawdę liczyło się tylko to, że był akurat taki kaprys, lub np. potrzeba czegoś od drugiej osoby, a potem „murzyn swoje zrobił, murzyn może odejść”, ale „nie palmy mostów, wszystko jest OK, tylko spierdalaj aż będę cię potrzebować”. Uważacie, że to jest w porządku zachowanie? Ręka do góry: kto chciałby się w takiej sytuacji znaleźć i czy uważałby się za „cholerną zarazę” i „upośledzonego durnia kolegę”? Bo może to ja jestem rzeczywiście porąbany, bo uważałem kogoś za przynajmniej bliskiego znajomego.

30
124

Komentarze do "„Nachalny znajomek”… z nieco innej perspektywy"

  1. chujowiczu! zarabiaj z kluu.pl, bez działalności gospodarczej, konto automatycznie weryfikowane
  2. Może znajomi na Ciebie gadają różne rzeczy np złe i laska nie chce się z Tobą spotykać żeby nie robić sobie obciachu

    3

    0
    Odpowiedz
  3. Jako że chujnię raczył był popełnić Pan wasz, Mesio, to wszelakie teksty o wzięciu trzech stów w łapę i CV w zęby i stawieniu się pod bramą Łódzkiego Wydziału Fabrycznego możecie sobie, patałachy zakichane, wsadzić tak głęboko, że nawet prężna pała Byczywąsa tam nie sięgnie, albowiem Pan wasz już tam zapierdala na swoje 18 tysi. /Mesio

    PS. A z cyklu Pan wasz, Mesio, poleca i nakazuje (w końcu tradycja rzecz święta) : „Japan’s War in Colour | 2004 Documentary with never seen before films” (https://www.youtube.com/watch?v=WJLE2pnN9WY). A jak ktoś powie Panu waszemu, jaki jest tytuł muzy lecącej na początku tego dokumentu, to dostanie zniżkę na wpisowe do naszego zakładu, a może nawet dostąpi zaszczytu, że Pan wasz się do niego uśmiechnie (jak tylko mu w końcu wyremontują zęby ;)).

    2

    2
    Odpowiedz
    1. Kogo to obchodzi. Powiedz nam co shortujesz teraz geniuszu. Jak jesteś taki mocny w kasie to na pewno obracasz już miliardami na giełdzie.

      1

      1
      Odpowiedz
      1. mam shorty na Ełro do Pln i Dolara nowozelandzkiego, kilkaset tysięcy w Petrolinves i PKO BP oraz tysiąc kontraktów na wiga30 ale chuj was to obchodzi patałachy zajebane i tak połowa nie wie co to jest…

        0

        0
        Odpowiedz
    2. muza na początku trzecia płyta Modern Talking a potem Zdzisława Sośnika, tylko nie pamiętam tytułu… Wygrałem?

      1

      0
      Odpowiedz
  4. Mesio jest głupi.

    3

    1
    Odpowiedz
  5. Współczuję

    0

    0
    Odpowiedz
  6. Nie warto mieć znajomych.

    3

    1
    Odpowiedz
  7. Nie rozumiem Twojego wpisu, ludzi którzy Cię olewają a przychodzą tylko wtedy jak nie mają co ze sobą zrobić trzeba wykluczyć z grona znajomych i nie ma innego wyjścia, postawiłeś się po drugiej stronie ale nie podałeś konkretnego argumentu.

    5

    0
    Odpowiedz
  8. Gościu nie dziw się, że dziewczyna, bo jestem pewien że ta „pewna osoba” to płeć piękna Cie olała skoro nie masz swojego życia i ślinisz się na jej widok. Dodatkowo potrzebujesz czyjejś aprobaty uznania żeby czuś się dobrze. Zachowujesz się jak jakiś potrzebujący, bezpański piesek. Gdybyś był wartościową osobą to Ty odbierałbyś telefony od innych, również wartościowych osób, ale także w tym takich „piesków”, którymi losem byś się nie przejął, bo takie osoby są jak wampiry energetyczne. Niektórych to trzeba wyplewić. W kulturalny sposób zostałeś wyplewiony, a uczepiłeś sie jak rzep psiego ogona.

    7

    2
    Odpowiedz
  9. Zupełnie jakbyś opisał moją znajomość z pewną laską. I jak w końcu zmądrzalem to usłyszałem pretensje.

    6

    0
    Odpowiedz
  10. Straszne pierdolenie aż mi się czytać odechciało, za długie kurwa !!

    5

    3
    Odpowiedz
  11. za dużo minusów masz, więc pewnie pierdolniĘty jesteś ziomek ELO!

    2

    3
    Odpowiedz
  12. Od początku domyślałem się, że chodzi o kobietę co znalazło potwierdzenie („do niej”) i wcale mnie to nie dziwi. Powiem Ci tak: bwahahahahahahahahahahaha! Inni chujowicze Ci tutaj na pewno przetłumaczą więc nie będę się powtarzał bo wygląda na to, że jesteś nowy na tej stronie. Ja na szczęście jestem introwertykiem i nie muszę łazić i się łasić do nikogo – wygrałem na loterii genetycznej (mam to po rodzicach). Sam ze sobą jest mi najlepiej, a ludzie to zbędny mebel w życiu. W wolnym czasie robię co mi się podoba. Gram w gry, oglądam anime, pójdę sobie na spacer, posłucham muzyki (klasycznej, neo-klasycznej, metalu) i jestem w niebie! Żal mi was ekstrawertyków – całe życie musicie się tak męczyć i pracować tylko po to żeby zadowolić otoczenie. Egoizm i hedonizm to podstawa mojego szczęścia. Pozdrawiam z introwertycznego tronu, patrząc z góry na masy ekstrawertycznych konformistów. Hahahahaha.

    22

    1
    Odpowiedz
    1. Hehe kolego mam podobnie. Gdybym nie musiał pracować i liczyć się z kimkolwiek (czyli miał w chuj kasy do końca życia) to w ogóle bym żadnych relacji z nikim nie utrzymywał. Może w ostateczności bym sobie kota kupił czy coś w tym stylu bo lubię zwierzęta które o wiele bardziej szanuję niż ludzi. Przy czym nie mam żadnych problemów z funkcjonowaniem wśród ludzi, ba, najlepsze jest to, że uchodzę za duszę towarzystwa i zapraszają mnie nawet do siebie do domu, a ja tylko utrzymuję taki kontakt i dobre wrażenie bo mi się to chwilowo opłaca i tak mi wygodnie. Wszystkich mam tak naprawdę w dupie, kompletnie nic mnie z ich spraw nie interesuje i gdybym mógł to w ogóle z nikim bym nie gadał ani nigdzie nie wychodził. Sama wymiana zdań od czasu do czasu z obcymi ludźmi na jakichś forach czy blogach spokojnie by mi wystarczyła, nie potrzebuję żadnych innych relacji towarzyskich twarzą w twarz. Niestety na razie przynajmniej pozory jeszcze jakiś czas muszę zachowywać.

      8

      2
      Odpowiedz
      1. Kota lepiej przygarnąć bezdomnego niż kupować

        2

        0
        Odpowiedz
  13. Zdecydowanie jesteś pojebany. W dodatku grafoman. Nic dziwnego, że ludzie Cię unikają, nikt nie lubi takich upierdliwych zjebów.

    5

    1
    Odpowiedz
  14. Tą osobą, z którą chciałeś się zaprzyjaźnić mogła być tylko i wyłącznie jakaś przedstawicielka płci żeńskiej. Nie ma innej opcji. Niezdecydowana w chuj. Gdzieś tak dwa lata temu też taką samą poznałem. Niby wszystko fajnie, ale mam Cię w dupie – taka właśnie sprzeczność niepojęta, tak byłem traktowany. Murzynem byłem, swoje zrobiłem, była po nieudanym związku, straciła wiarę w mężczyzn (jak mi mówiła), feminizowała od czasu do czasu, myślałem sobie – potrzebuje dziewczyna czasu, może za jakiś czas się do mnie przekona. Chuja prawda, swoim przymilaniem się uświadomiłem jej, że nie wszyscy faceci są tacy źli, a i tak kopa w dupe dostałem. Ona w przeciągu tych dwóch lat już chodziła kilka miesięcy z jakimś jednym fagasem, nie wyszło jej z nim, kilka miesięcy znów była sama i teraz ma drugiego konkubenta. Z tym drugim to wielka miłość, fotki na FB, całuski, serduszka i rzyganie tęczą.
    Wbijam knagę w te całe przyjaźnie i zaloty. Ani nie mam koleżanek ani kolegów. Po co się starać jak i tak na koniec zostaniesz nazwany nachalnym ciulem. Żyję teraz tylko dla rodziny, sami swoi, w nich płynie moja krew. Do niespokrewnionych mieszkańców tej planety jakoś straciłem zaufanie.
    Pozdrawiam Cię „nachalny znajomku”.
    Nie daj sobie w kaszę dmuchać.
    Trudno żyć samotnie, to fakt, ale już wolę tak żyć niż tracić swoją godność przymilając się do ludzi, którzy i tak mają mnie i moje starania głęboko w kiszce stolcowej.
    Trzymaj się.
    Cześć!

    10

    0
    Odpowiedz
  15. Zgadzam się z Tobą, ale mam trochę inne podejście do budowania znajomości. Na początku wydaje mi się że obie strony starają się być dla siebie miłe i nie strzelać fochów itp. ( Np jesteś z nowym ziomkiem na wycieczce w pokoju, albo przychodzisz do pracy i poznajesz typa który ma biurko obok etc, dogadujecie się bo np coś was łączy) i w tym początkowym etapie ludzie praktycznie zawsze są uprzejmi, a jak ktoś już po paru pierwszych dniach daje ci dla przykładu odczuć swój zły humor i zlewa to takiej znajomości nie powinno się dawać żadnych szans.. to racja z tym że niektórzy mają znajomości na odpierdol. Ja miałam tak z jedną laską która chyba zbierała znajomych po to żeby miec obok kogo siedzieć jak nie będzie jest Bff ( strasznej suki swoją drogą). Na początku wydawała się ok, ale gdy ją przejrzałam pierdolnęłam tę znajomość w kat ( gdy zobaczyła że się odsunelam , sama za mną lazi, taki paradoks idiotyczny). Nie zmieniaj świata, nie chodz za ludźmi niewartymi uwagi , z łatwością znajdziesz kogoś szczerego ( tylko trzeba kręcić się w towarzystwie i z niego wyluskiwac wartościowe osoby a nie pijawy albo tchórzy – mam znajomego , fajny typ do pogodania, siedzial ze mną dopóki nie dojrzał że inni goście z roku gdzieś tam że sobą w kołku nie gadają , wtedy na baczność od razu i idzie lizać im dupę ( a oni mają go za freaka, niestety zresztą słusznie , patrzę na niego i staram się mu wytłumaczyć żeby do nich nie chodził bo jest tam pacholkiem co najwyżej ale typ najwyraźniej to lubi. Ciekawa obserwacja ludzkich zachowań 😛 w każdym radzie zasada nr 1 – nie rób sobie z takich przyjaciół i się nie przywiązuj , co najwyżej luźne pogaduszki o dupie maryni ( tak, nawet takie coś jest czasem potrzebne))

    8

    0
    Odpowiedz
  16. Co za niedorozwój, dostaje pierdyliard sygnałów że się z nim nie chce funkcjonować to uznaje że „potrzeba czasu na to, żeby ta znajomość jakoś okrzepła”. Koleżka nie chciał być chamski to ci nie mówił od razu żebyś się odpierdolił od niego. To tak jak z dziewczynami, nawet jak pasztet do ciebie podbija to nie mówisz od razu żeby spierdalał, tylko starasz się jakąś ściemę wymyśleć, albo delikatnie spławić, a jak nie wychodzi to dopiero mówisz wprost żeby się odstosunkowała bo ci się nie podoba. Teraz coś ci powiem: jak ktoś daje ci sygnały że nie ma ochoty na twoje towarzystwo, to znaczy że nie ma ochoty, nie szukaj drugiego dna.

    7

    1
    Odpowiedz
  17. Ja pierdole, powinno byc ograniczenie do 350 stron maksumalnie. Dala ci dupy czy nie?

    4

    0
    Odpowiedz
    1. Tak, zadzwoniłem do Roksy, wziąłem 200zł w zęby i w końcu zadupczyłem po 50 latach prawictwa.

      2

      0
      Odpowiedz
  18. wiesz jaki jest problem? leciałeś na laskę, liczyłeś na wiele, a teraz gdy Cię olała masz wielki żal, bo nie potoczyło sie po Twojej myśli. stąd ten hejt.

    1

    0
    Odpowiedz
  19. Od autora. Sporo z was, po komentach sądząc, nie zrozumiało.

    1. Tak, przytoczony przykład to akurat była kobieta. Ale takich sytuacji miałem kilka w życiu w wykonaniu przedstawicieli obu płci. Więc nie, to nie chodzi o to, jak to jestem zawiedziony „że mnie nie chciała”. 🙂 Nikt z nich nie chciał postawić sprawy jasno, bo było mu/jej wygodnie. Dopóki ja nie uznałem, że relacja z kimś tak postępującym jest gówno warta, to to się ciągnęło. A gdy decydowałem (szybciej lub wolniej, w zależności od konkretnej osoby) o tym, by zerwać znajomość z taką osobą, to też byłem zły i rozpoczynał się koncert strugania debila pt. „o co ci chodzi?”.

    2. Wbrew stwierdzeniom z komentarzy, nie śliniłem się, nie łasiłem, mam swoje życie itd. Po prostu, poznałem kogoś, lubiłem, to od czasu do czasu wyszedłem z inicjatywą spędzenia wspólnie czasu. I owszem, chciałem poznać lepiej. Czego tu nie rozumiecie, gimbazo najwyraźniej? A co? Może miałem udawać, „jak to tej osoby nie lubię”? Co to, kurwa, jest? Przedszkole? „Powiem Kasi, że jej nie lubię i pociągnę ją za warkocz?”. W takim razie spierdalać dorosnąć.

    3. Do gościa z komentarza, w którym się dziwi, że „potrzeba czasu, żeby znajomość okrzepła”. Tak, potrzeba czasu na to. Wielu wydaje się tego nie rozumieć, wielu jest nauczonych powierzchniowości kontaktów z innymi, ograniczających się jedynie do tego: „co z tego uda mi się uzyskać?”. Czyli, „jak najmniej od siebie”, czyli, „udajemy, że jesteśmy kumplami, załatw mi to i to, lub, nie mam co z sobą zrobić, to się gdzieś tam spotkamy, ale jak tylko uzyskam, co potrzebuję, albo ktoś „lepszy” mi zaproponuje np. imprezę, to spierdalaj. Tylko wiesz, nadal jesteśmy kumplami, bo może kiedyś będę znów potrzebował”. To jest obłuda. Ale w początkach znajomości na ogół ktoś ma dany jakiś tam kredyt zaufania, stąd nie od razu jest skreślany za takie zachowanie. Dopiero jak się sytuacja powtórzy raz czy drugi, to trzeba uznać, że koleś sobie w kulki leci. Potrzeba po prostu trochę czasu, żeby się przekonać. A czasem jest to dodatkowo utrudnione w ocenie, gdy ktoś ma wiarygodny powód do wykrętów, a do tego raz na jakiś czas się zachowuje normalnie jak na przyjaciela przystało. Traci się wtedy więcej czasu na gówno wartą znajomość z kimś takim. To po pierwsze.

    Po drugie, często jest tak, że ludzie podchodzą do kogoś w niechętny sposób, bo mając tą powierzchowną znajomość z tym człowiekiem, taką „pięknie, ładnie i z daleka”, go w ogóle nie znają. I tracą na tym obie strony, gdy jedna wychodzi z założenia: „prawie go nie znam, to oleję”, zamiast jednak poświęcić trochę czasu i poznać lepiej. W ogóle zresztą nie rozumiem podejścia: „nie znam go, to z góry założę, że nie ma po co znać”. Mam dobrych kumpli, z którymi dojście do etapu, że jesteśmy przyjaciółmi zajęło kilka lat. No ale nie wychodziliśmy z założeń: „nie znam go to nie chcę znać” i „opłaci mi się to poudajemy, a potem spierdalaj”. Po prostu, powoli znajomość się nam rozwijała.

    Co sprowadza mnie do komentarza: „Nie rozumiem Twojego wpisu (…), postawiłeś się po drugiej stronie ale nie podałeś konkretnego argumentu.”.

    Widzisz, to wszystko jest właśnie argument. Podchodzę do znajomości tak jak w przypadku tej powyżej wspomnianej z kumplami, z którymi powoli się one rozwijały. Wiele osób jednak z wyrachowania, wygodnictwa, mentalności itd. podchodzi do tego inaczej. Tak jak opisana w chujni osoba. I wtedy za dobre słowo, chęci, wyciągniętą rękę, dostajesz zjebę. Ale zjeba to pół biedy. Dostajesz łatę namolnego, upierdliwego, czasami wręcz stalkera. I wychodzi na to, że marnowałeś na kogoś czas i czasami jakieś środki. Do tego masz dodatkowo kaca jeśli kogoś lubiłeś, że cię tak potraktował. A w tym czasie taki gość pisze chujnię (albo obrabia ci dupę), jak to ktoś się do niego przyczepił (przy czym zgoda, tamten zdrowo przegiął pałę) a banda podobnych przychlastów mu przytakuje: „tacy ludzie to zaraza”. Tymczasem najczęściej tak jest, że niesprawiedliwe wobec kogoś zachowanie (i fałszywe, gdy nie powie się wprost: „nie chcę się z tobą znać”) i potem oskarżenia choćby o namolność wychodzą właśnie od nich. A cała „zbrodnia” ludzi uznanych za „zarazę” to to, że podeszli do kogoś po ludzku i wyciągnęli rękę. To jest ta chujnia widziana z drugiej strony.

    4. Do narzekających, że długie. 🙂 Oj żałosne patałachy… To jest nieco ponad jedna strona w Wordzie. Czyta się góra pięć minut (chyba, że jeszcze jesteście na etapie składania literek). Ja wiem, że fatalny poziom edukacji w tym cebulackim kraju wyhodował stado pokemonów, które wręcz brzydzą się słowem pisanym, a tekst dłuższy niż 5 linijek to wyzwanie, ale nikt nie każe się wysilać. Spierdalać. /Mesio
    PS. PS-a nie będzie. I chuj.

    9

    3
    Odpowiedz
    1. Może jesteś poprostu brzydki

      4

      1
      Odpowiedz
      1. „Może jesteś poprostu brzydki”

        Może. 😉 /Mesio PS. Ale Pan twój nadrabia to szeregiem innych wad i wtedy wygląd już nie ma takiego znaczenia. 😉

        0

        0
        Odpowiedz
    2. Jesteś żałosnym, filozoficznym pętakiem. Rozbrajasz wszystko na logiczne argumenty i piszesz prace doktorskie. W dodatku robisz to w relacjach z kobietami, które to kierują się emocjami, a nie logiką. W dużej mierze zależy od humoru czy się spotka czy się nie spotka, od danej chwili. A Ty kurwa ośle, piszesz na 1000 słów rozprawkę o tym jak ktoś powinien się zachować w danej sytuacji międzyludzkiej. Już widzę jak to ” od czasu do czasu wychodzisz z inicjatywą” , a może wpraw adresatkę Twoich westchnień w dobry nastrój, albo poczekaj aż sama wyjdzie z inicjatywą. Ojej, nie chce? Widocznie kurwa nie ma ochoty. Taki brak spontanu i logiczne wałkowanie to Gwóźdź do trumny każdej relacji, to odpycha chłopie. Pisz lepiej doktorat.

      4

      2
      Odpowiedz
      1. 1. Rozkładam to na logiczne argumenty i rozpisuję się tutaj (ewentualnie przemyślę sobie to i owo w podobny sposób), bo jest to z korzyścią dla mnie.

        2. Wiem, że kobiety kierują się emocjami. Ale nie o to chodzi. Nie to było tematem, a temat dotyczy zachowania bez względu na płeć. Poza tym kto ci powiedział, że ja ją w ogóle chciałem podrywać? Co to, nie można mieć jakiś bliższych znajomych przeciwnej płci, z którymi czas można spędzać? A czy może kiedyś zmieniłoby się coś na więcej. Może tak, może nie. W takich przypadkach to czas i wzajemne relacje pokazują. Nie zawsze jest to od razu, a często nie pojawia się w ogóle i znajomość zostaje znajomością. To jest kompletnie inny temat.

        3. Co do mojego „wychodzenia z inicjatywą”. nie było to nic szczególnego ale też nie było to nic nietypowego. Ot, znam kogoś, to jak mam ochotę czas z tym kimś spędzić (przy dowolnej rozrywce) to po prostu pytam. A wprawiał kogoś w dobry nastrój, żeby łaskawie się zgodził nie będę, bo nie będę skakał na dwóch łapkach. Chce to fajnie, nie, to łaski bez.

        4. Sama z inicjatywą może nie wyjść z różnych powodów, zresztą nieistotne chyba kto z tą inicjatywą wyjdzie. Ważne jest to, że coś z tej inicjatywy wyniknie lub nie. Oczywiście ochoty może nie mieć ani na to, żeby się spotkać, ani na to, żeby mnie znać. Ale takie rzeczy się mówi, a nie robi ludzi w chuja dla własnych kaprysów czy z wyrachowania. I to o tym był temat pogadanki.

        5. A spontan bywa. 🙂 Ale na pewno jest on znacznie utrudniony, gdy druga osoba słabo reaguje, lub czasami w ogóle nie wie, co to spontan. Bliższe poznanie się może zlikwidować tę barierę, więc przekreślanie wszystkiego z góry też jest często błędem. /Mesio

        PS. A doktoratu pisać nie zamierzam. Przy bramie naszego Łódzkiego Wydziału Fabrycznego to my ewentualnie wymagamy doktoratu. 😛

        4

        0
        Odpowiedz
  20. nie czytałam, bo mi się nie chciało

    1

    1
    Odpowiedz
  21. Ludziki potrzebują krótkiego i treściwego trzymania za mordę,oni o tym marzą i nie czują pragnienia wolności bo gdyby go czuli to zechcieliby się wyswobodzić z kajdan w które zostali zakuci,ale póki co te kajdany aż tak nie cisną i to ich strasznie mierzi i denerwuje,ale i to się kiedyś zmieni bo kiedyś kajdany będą tak zaciśnięta na rękach i nogach ludzików że aż będą krwawić,wbijać się w ręce i łamać kości nieraz,wtedy poczują oni pełnię szczęścia,szczęścia którego nie mogli zaznać na swych osiedlach i betonowych kręgach swoich nor i w pracy która nie dawała im wystarczająco w kość żeby jednak nie byli w stanie myśleć o sprawach które ich wkurwiają i dołują.

    1

    1
    Odpowiedz
  22. chyba cie posrało. A co to za „osoba”, że ci tak strasznie zależało? lecz się człowieku

    0

    3
    Odpowiedz
  23. No dobrze, skoro mój komentarz z chujni „Nachalny znajomek” był tutaj tak często cytowany, czuję się zobowiązany jakoś odnieść się też do powyższej chujni.
    Otóż sprawa wygląda nieco inaczej, niż się autorowi wydaje. Mamy taką sytuację, drogi autorze – przypuśćmy, że mnie poznajesz. Jesteś dla mnie obcą osobą, więc na wstępie nie mam żadnych uprzedzeń do Ciebie, ale z drugiej strony nie jesteś też moim najlepszym kumplem (wiem, że w chujni pewnie chodziło o kobietę, ale mniejsza o to). Ot, poznałem Cię, przyjąłem do wiadomości jak masz na imię i tyle. Może nawet daję się zaprosić na piwo – czemu nie. Mija powiedzmy tydzień. Dzwonisz do mnie, czy nie miałbym ochoty w któryś dzień znowu wyskoczyć na piwko. No i to jest jeszcze w sumie w porządku – zapytać można, czemu nie. Tylko, że ja odmawiam mówiąc, że w tym tygodniu nie mam za bardzo czasu. No i teraz zaczyna się ten błędny tok rozumowania. Bez względu na to, czy „brak czasu” jest prawdą, czy nie – powinna Ci się w tym momencie zapalić lampka, że delikatnie daję Ci do zrozumienia, że nie jestem zainteresowany znajomością z Tobą. Za drugim razem, gdy nie daję się na to piwo wyciągnąć, to już powinien być dla Ciebie czysty jak łza sygnał „daj mi święty spokój”. Po dwóch próbach to już jest naprawdę oczywiste i nie ma tutaj żadnego drugiego dna, że „znajomość musi okrzepnąć”.
    Kolejna błędna interpretacja – jeśli nie powiem Ci wprost „wypierdalaj”, to znaczy, że chcę sobie zostawić furtkę, bo kiedyś możesz mi się przydać. Otóż mylisz się, nie o to chodzi, drogi autorze. Jak już wcześniej napisałem – na początku jesteś dla mnie obcą, zupełnie obojętną osobą. I tu się w sumie wiele nie zmienia, nawet jeśli się sobie nawzajem przedstawimy i trochę poznamy. Ot, najwyżej mijając się na ulicy powiemy sobie „cześć”. Ale do rzeczy. Nie mówię wprost „odpierdol się” nie dlatego, że chcę sobie zostawić furtkę. Tego zwyczajnie wymaga kultura, żeby delikatnie dać coś do zrozumienia, zamiast od razu kogoś zwyzywać. Zresztą dziwnie by to wyglądało, gdybym zapytany o to, czy wyskoczę na piwo odpowiedział „odpierdol się” jakiejś nowo poznanej osobie. Więc mówię „nie mam czasu” – kulturalnie, grzecznie a i przekaz dość jasny, że nie mam ochoty.

    3

    1
    Odpowiedz
    1. „No i teraz zaczyna się ten błędny tok rozumowania. Bez względu na to, czy „brak czasu” jest prawdą, czy nie – powinna Ci się w tym momencie zapalić lampka, że delikatnie daję Ci do zrozumienia, że nie jestem zainteresowany znajomością z Tobą. Za drugim razem, gdy nie daję się na to piwo wyciągnąć, to już powinien być dla Ciebie czysty jak łza sygnał „daj mi święty spokój”.”

      No i widzisz, nie całkiem jest tak, jak piszesz.

      Owszem, lampka się zapala, o czym zresztą wspomniałem wcześniej. Ale w momencie, gdy nie stawiasz sprawy wprost, zawsze jest możliwość, że rzeczywiście w tym momencie czegoś nie możesz zrobić (zwłaszcza, gdy ta druga strona ma możliwość to sprawdzić), a nie, że chcesz, by ci dać spokój. I co więcej, tę potencjalną możliwość tacy jak ty (no, niech będzie, że podobni) nauczyli się dodatkowo wykorzystywać. Powiem ci, jak by było dalej. Po tym drugim razie (oczywiście zakładając, że z jakiegoś powodu nie zależałoby mi bardziej na tej znajomości) doszedłbym do wniosku, że chcesz, żebym się odpieprzył. I bym to zrobił. Potem przypadkiem byśmy się gdzieś na mieście spotkali, albo ty byś nagle miał kaprys wybrać się kiedyś na to piwo, lub też może zdarzyłoby się tak, że byś czegoś potrzebował. I byś przylazł. I byłoby wielkie zdziwienie z cyklu: „ale kutas, nie chce mnie znać, a przecież nic nie zrobiłem”. Moja znajoma właśnie się taka okazała. I to na bezczelnego, kiedy na koniec, gdy postawiłem sprawę na przysłowiowym ostrzu noża, przestała udawać i powiedziała wreszcie, że nie chce się ze mną zadawać, że wkurwia ją nasza znajomość i to, że w ogóle mamy ze sobą jakikolwiek kontakt, ale jednocześnie dodała „nie przestawajmy się znać”, że nie chce, żebyśmy palili mosty, bo -to już oczywiście w domyśle- może mi się na coś przydasz (w końcu jesteśmy takimi dobrymi znajomymi, nie?). Czyli mam cię w dupie, ale potraktuj mnie tak samo, to jesteś taki owaki, od znajomych się odwracasz (plus ewentualne obrobienie dupy w ten deseń). A daj szansę, to w momencie kiedy dana potrzeba zostanie zaspokojona (obojętne czy to będzie to spotkanie na piwie, czy załatwienie czegoś), to spierdalaj, nie znamy się, natrętny jesteś i takich namolnych to się powinno utylizować.

      Wygodne, prawda? I tak naprawdę to chujowe podejście z czyjej strony? Mojej, czy takiej osoby?

      No widzisz. I nie wciskaj mi bajek o tym, że to nie jest dla furtki. Kupa ludzi wykorzystuje przecież znajomości u ludzi, których tak naprawdę ma w dupie. To kwestia, gdy taka potrzeba po prostu zaistnieje. Znałem i takich.

      „Nie mówię wprost „odpierdol się” nie dlatego, że chcę sobie zostawić furtkę. Tego zwyczajnie wymaga kultura,”

      Nie. Kultura to najwyżej może wymagać formy, w jakiej powiesz, że z daną osobą nie chcesz utrzymywać kontaktu (bo przecież nie musisz powiedzieć: „odpierdol się”), a nie tego, że zabrania powiedzieć ci jak jest naprawdę. Tylko, że ponownie: to jest wygodne. Nawet jeśli jakimś cudem (nie róbmy z siebie naiwnych dzieci) jest tak, że nie jest to celem zostawienia sobie furtki, to jest zwyczajnie unikaniem niewygodnej, niezręcznej prawdy, w nadziei, że się rozejdzie po kościach i nie będziesz musiał stanąć i komuś powiedzieć to w oczy. I na ogół działa w przypadkach, gdy jedna i druga strona podchodzi do tematu tak samo. Ale czasem tak nie jest. Wtedy po prostu jest fair wobec drugiego człowieka powiedzieć, jak to naprawdę wygląda zamiast udawać. Bo prędzej czy później i tak szambo się rozleje. /Mesio

      3

      0
      Odpowiedz
  24. Lecz się andzej lecz sie

    0

    0
    Odpowiedz
  25. Jeśli to faktycznie napisał Mesio, to jakoś tak nagle mniej go szanuję po przeczytaniu tego.

    1

    0
    Odpowiedz
    1. „Jeśli to faktycznie napisał Mesio, to jakoś tak nagle mniej go szanuję po przeczytaniu tego.”

      A co? Spodziewałeś się, że Pan twój, Mesio, z wrodzonym skurwysyństwem obrabia każdą wyrobnicę, tyrającą u niego na taśmie, kiedy tylko ma ochotę? 😉 /Mesio PS. A nie przyszło ci do głowy, że Pan twój może po prostu kogoś lubić i traktować dobrze?

      0

      0
      Odpowiedz
      1. Za bardzo się Mesiu spoufalasz z patałachami, przez co stajesz się taki bardziej… ludzki, zwykły. Wcześniej równałeś patałachów z ziemią jeśli trzeba było, albo dawałeś całkiem fajne rady, jednocześnie zachowując przy tym pewną granicę Mesio>Patałachy. Wszystko w myśl zasady „Mesio rządzi, Mesio radzi, Mesio nigdy cię nie zdradzi”. A teraz? Tak zwyczajnie sobie piszesz z resztą chujan. Że tak powiem, jakiś taki „mientki” się zrobiłeś.

        0

        0
        Odpowiedz
        1. Cóż, Pan twój się starzeje… 😉 /Mesio PS. A co? Nadal wierzysz, że Pan twój, to „nieludzki i nie zwykły” skurwysyn, a nie po prostu wizerunek półżartem stworzony? 🙂

          0

          1
          Odpowiedz
  26. Jest takie powiedzenie : nie trac czasu dla kogos kto go nie chce tracić dla ciebie. Proste. Nie warto za takimi biegać i się uganiać. Miej człowieku swoją dumę.

    0

    0
    Odpowiedz
    1. Cóż, z tym nietraceniem czasu to jest prawda, dlatego zresztą sprawa została postawiona w ten sposób, że albo się znamy albo sajonara. Ale wiesz, z tą dumą to przesada. Owszem, trzeba się szanować, ale można też z początku nieco przymknąć oczy na jakiś drobiazg i dać znajomości szansę, żeby nie skreślić przedwcześnie czegoś dobrego. /Mesio PS. Na PS-a weny zabrakło.

      0

      0
      Odpowiedz
      1. Tak masz rację że z początku można przymknąć oko na to czy tamto by dawać szansę. Sama tak robię, ale nie do przesady. Jak za którymś tam razem widzę że druga strona coś kręci i mnie olewa to się takiej osobie nie narzucam. Odzywa się duma. Ludzie którym zależy na pewno znajdą sposób aby być częścią mojego życia. Takim podejściem myślę że uniknęłam nieprzyjemnych i rozczarowujących sytuacji.

        0

        0
        Odpowiedz
  27. Bardzo podoba mi się myślenie autora tej chujni i nawet po części się zgadzam ale nie zmienia to faktu że z takim podejściem to masz przejebane w życiu… Widzisz ja w sumie Cię szanuje że jeszcze jesteś no dobry. Jesteś kurwa po prostu dobrym człowiekiem tak mi się zdaje. W sensie pomoglbys każdemu gdyby Cię o to poprosił co nie? Problem jest taki że w sumie każdy z nas jest chujem. Ehh nawet nie wiem jak to wytłumaczyć. Każdy dobry człowiek też jest chujem tylko tego nie zauważa, myśli że jest dobry i widzi się jako ten moralnie czysty ale też ma pewnie za uszami w stosunku do innych osob, które emocjonalnie nie są dla niego tak ważne. Też nienawidzę tego kupczenia znajomosciami tego kolesiostwa tego kurwa „ta znajomość się opłaca” i kiedyś jeszcze bardziej się przeciwko temu buntowalem aż życie mnie nauczyło że tak jest po prostu. Wygrasz w Lotto i oni wszyscy wrócą. Każdy do Ciebie zadzwoni. Ogólnie sam kiedyś byłem jak Ty ale teraz nazwę to naiwnością. Musisz wyobrazić sobie że takich ludzi jak Ty jest mało. W sensie każdy ma życie. Swoje życie które mu po prostu płynie. I on nie myśli jak Ty „ej to jest fajna znajomość zadzwonie i się umowie na coś”. Nie, oni wszyscy po prostu żyją, dzwonią sobie do randoma z telefonu, jeden drugi piaty, w sumie chuj ich obchodzi z kim jak nie ten to inny. Oni po prostu mają się z kim spotykać mają ” ciekawych ” znajomości na pęczki . dlatego dla nich to wszystko nie jest ważne a jak widzą że Ty się tak dopominasz to zaczynają czuć się osaczeni… Bo to tak – wszyscy zawsze do nich dzwonią, wszyscy są zawsze dla nich gotowi a oni po prostu wybierają czaisz? A Ty jesteś chujowym wyborem bo nie można z Tobą po prostu się najevac tylko trzeba „pielęgnować ” znajomość blee weź spadaj nudziarzu next time meet you dwa lata później albo w cale jak se będę chciała (tak myślą) na koniec – jeżeli jesteś mesiem to tak właśnie sobie Ciebie wyobrażałem. Musiałeś być kimś takim (to nie wrzuta, sam Ci odpisuje kurwa siedząc o drugiej w nocy i klepiaj literki do chuj wie kogo) bo nikt nie siedzi i nie poświęca tyle czasu na jeden głupi serwis z randomami. Więc tak czułem że stworzyłeś sobie mesia bo wygodnie się z nim czujesz. W sumie byłem tu gdy dopiero zaczynałes i teraz trochę męczące jest ze musi być Twój komentarz pod każdym wpisem. Kiedyś celne riposty, teraz tak jakby smutny obowiązek. Dobra tam i tak pewnie w chuj inaczej zrozumiesz co napisałem niz bym chciał 😛 pzdr z aglomeracji łódzkiej 😉

    0

    0
    Odpowiedz
    1. „W sensie pomoglbys każdemu gdyby Cię o to poprosił co nie?”

      No nie każdemu. Niektórzy za bardzo przegięli w przeszłości pałkę. 😉
      A poza tym nawet w pomaganiu jest jakaś dawka egoizmu -człowiek po prostu fajnie się czuje, ma jakąś tam satysfakcję.

      Ale tak. Rzeczywiście miałbym kaca, gdybym mógł coś zrobić a nie zrobił. Bo co mi szkodzi?
      Ale też święty nie jestem, swoje za uszami też mam.

      Co do reszty, to masz w tym dużo racji i ja sobie zdaję sprawę, że ten mechanizm, sposób myślenia, ludzi jest taki, jak to opisałeś -że mają znajomych na pęczki itd. Tylko, cholera, wiedzieć to jedno, a postępować tak samo to co innego. I przykład Mesia jest tu dobrym przykładam. Ja mógłbym być nawet gorszy niż Mesio, jestem do tego zdolny, taką mam gdzieś tam w środku naturę, że bez trudu mógłbym być taki. To, że prywatnie nie jestem jak Mesio, wynika po części z innego wychowania a po części z własnego wyboru, że jednak są jakieś granice i pewnych rzeczy się nie robi. To powoduje, że po prostu postępując jak Mesio z „robolami” miałbym za duży dyskomfort. Oczywiście w miarę robienia kroków w tym kierunku, stałbym się takim Mesiem. Tylko, że zdając sobie z tego sprawę, nie chcę. I tak samo jest z tymi znajomościami. Mógłbym do tego podchodzić w taki płytki sposób, jaki opisałeś i mieć tych znajomych w chuj. Ale dla samego siebie wolę mieć kilku ale pewnych. Więcej z tego satysfakcji, większa możliwość polegania na kimś, mniejszy kac, że się kogoś instrumentalnie traktuje, generalnie korzystne na dłuższą metę. Stąd cenię sobie takie właśnie znajomości, a nie te powierzchowne i z interesem. Taka „logika” za tym stoi. No a że tak jest od dziecka, już kilkadziesiąt lat, to mentalność polegająca na tym, że niektórych rzeczy nie jestem w stanie w swoim (i cudzym) zachowaniu zaakceptować (w lustro spokojnie patrzeć ;)) i dlatego np. nie wykorzystuję innych, to raczej mi już tak zostanie, pomimo jakichś tam kosztów tego. /Mesio

      PS. A co do Mesia. Mesia stworzył ktoś inny, zanim tu przeszedłem. Podejrzewam, że kto mógł, to sobie w komentarzach pisał jako Mesio (najczęściej w kółko to samo o 17 tysiach i jeżdżeniu mesiem). No i po prostu zaczęło mnie trochę bawić pisanie, jako ta postać i rozwijanie jej i rzeczy z nią związanych (choć nie wszystko jest moje, czasem ktoś się podszyje). W efekcie stało się dość regularne. Ale komentarze to mieszanka własnych poglądów na jakiś temat z tym „co by Mesio powiedział i jak przy tym jeszcze by czasem „pocisnął patałachom”. 😉 Tak pół serio pół dla jaj.

      0

      1
      Odpowiedz