Czasem jest tak, że irytuje coś małego. I mnie doprowadza do szału to, że przyprawy w hipermarketach nie są poukładane alfabetycznie. Żona mówi idź kup kolendrę, ale taką zmieloną a nie całe ziarenka bo to chrupie między zębami a to denerwuje (ale to jest temat na osobny wpis). No to stoję przy tym regale i normalnie „Gdzie jest Wallie?”. Pieprz ziarnisty, z solą, jakieś przyprawy do mięsa mielonego… szukam i szukam, nawet nie wiadomo czy ta kolendra tu gdzieś jest! Przyprawy do dziczyzny, ogórków, golonki… Całe regały tego! Szukanie kolendry w stogu siana. No nareszcie jest kolendra między przyprawami do grilla i do bigosu! Ale jakaś młotkowana z pieprzem! A ja chcę zwykłą mieloną… nie znalazłem. Więcej czasu zajęły te poszukiwania niż cała reszta zakupów łącznie ze staniem w kolejce razem wzięte. Następnym razem jak mnie wyśle po kmin rzymski to jej powiem żeby sobie sama szukała. Śrut z kolendrą.
Przyprawy w hipermarketach
2017-04-23 12:3333
23
Trzy stówki w łapę i pod naszą bramę, patałachu. Dostaniesz przydział do naszej zakładowej stołówki (nie pytaj nawet o menu…) i nie będziesz miał takich problemów. /Mesio
PS. www. youtube. com/watch?v=3Q-pmKiFZTw
Chujowicze, czy ktoś z Was korzysta z tych wypierdzianych linków które zapodaje mesiek?
jeszcze mnie nie pojebało żeby jakiś przychlast mówił mi co mam oglądać na youtube…
Chuj w dupę mieszankom ziołowym
Ale takie „Zioła Prowansalskie” to ty, patałachu, szanuj…
Pan twój nie wyobraża sobie bez nich odsmażanych ziemniaczków. /Mesio
PS. Były czasy, gdy zioła były warte więcej niż złoto. M. in. dzięki nim odkrywano świat (i powstawały fortuny możnych tego świata, przy których blednie nawet Byczywąs i jego wypasione Lamborghini, co ma skutki czasem i do dziś). Fascynujący temat, patałachu, swoją drogą… I mający wiele różnych wątków. Na przykład. Słyszałeś o wyprawie Magellana? Do domu wrócił tylko jeden z pięciu wysłanych okrętów (no, technicznie to dwa, bo jeden zdezerterował w Cieśninie, nomen omen, Magellana, i nie przepłynął całej wyprawy), dość niewielkich zresztą, a i tak to co było w ładowni, pokryło z nawiązką koszty całości wyprawy wraz z odsetkami, bo była na krechę. (Zresztą, ziółka są do dziś opłacalne… Myślisz, że właściciel takiego Kamisu siedzi w zapleśniałej norze mrówkowca w kredycie na 40-lat jak ty? Oczywiście, że nie. Podobnie jak producenci maryśki, choć tym ostatnim dach nad głową czasami zapewnia Skarb Państwa.)
A wracając do „różnych wątków”. Po śmierci Magellana, dowództwo objął Elcano. W drodze powrotnej do Hiszpanii, większość jego załogi zmarła z powodu szkorbutu. Elcano zaś był zdrów jak ryba. Całą drogę jadł bowiem marmoladę z goździków, których wieziono całą ładownię, a która mu widocznie akurat smakowała. Niestety nie wpadł na to, że to mu uratowało życie i podczas kolejnej wyprawy przekręcił się na szkorbut.
BTW, a wiesz, patałachu, co zrobiły te resztki załogi, które wróciły z wyprawy, zaraz po wylądowaniu w Hiszpanii? Odbyli rajd po… Nie, nie po knajpach, patałachu… 😉 Po kościołach Sewilli, odwiedzając jeden za drugim i dziękując za to, że w ogóle wrócili cało. Tak im dało popalić.
Co w połączeniu z tym, że wspomniany wyżej Elcano nie połapał się, co go „cudownie” uratowało, sprowadza nas do zastanowienia się nad przewagą rozumu i nauki nad zabobonną wiarą w jakąś bozię i w konsekwencji do pokiwania ze smutkiem czerepem nad głupotą licznych tych, którzy 500 lat później nadal są tak tępi, co widać choćby po ostatnich wyborach, jak gość ze średniowiecza. A nawet bardziej, bo pomimo edukacji i życia w innych czasach chętnie przyklasnęliby cofnięciu się do wieków średnich i z dziką radością rozpaliliby stosy.
Widzisz, patałachu? Być może żyjesz w dobie internetu i lotów w kosmos dzięki ziółkom.
Być może dzięki temu w ogóle żyjesz…
„nie wyobraża sobie bez nich odsmażanych ziemniaczków”
A vegetable story: burak myśli o ziemniakach.
To pisałem ja, Jarząbek Wiesław, nie słyszałem nigdy o Magellanie, mieszkam w norze na kredyt a na parterze w bloku mam knajpę.
Przeczytałem „mieszkankom”, po czym pomyślałem, że jeśli fajne, to ten chuj może być mój.
Ach te problemy pierwszego świata…
Było kupić w ziarnach i samemu zmielić.
Trzeba było zamówić z internetu 😀
Moja rada: kup przyprawy dużo wcześniej pogrupuj i opisz odpowiednio, co by Ci nie brakło. Potem usiądź spokojnie w fotelu ze szklaneczka whisky i powiedz sobie: już nie będę spędzać czasu na szukaniu w chujowych i nie przygotowanych dla mnie marketach przypraw. Spokojnie nie jesteś pierdolniety, sprawiasz tylko takie wrazenie.
Problem na miarę cebulaka. Zawsze mogłeś zapytać obsługi.
To się pytasz tych co towar układają. Kto pyta nie błądzi.
Gdzie jest Nemo?
Nie widział ktoś kapitana?
Zapłaćcie świstakowi za nadgodziny!
Kminem rzymskim udowodniłeś swój literacki kunszt. Przy kminie rzymskim, nawet nasz rodzimy paskudnik polny (pascudius battlefieldus) traci smak 🙂
Jak ci nie pasuje, to wpierdalaj przez całe życie parówki z tostami i będzie git. W czym problem?
Kup przez internet cały zestaw przypraw (bo samej kolendry raczej by się nie opłacało, bo przesyłka była by droższa od niej). Bez szukania i pierdolenia. Robię tak od dłuższego czasu z przyprawami i herbatą. Biorę co chcę i mam w 2 – 3 dni od zamówienia.
Przecież w sklepie pracują kobiety, który mogą ci pomóc w poszukiwaniach.
To już nawet nie macie w domu mielniczki?
Ostatnią mielniczkę w rodzinie to miała moja praprababcia w 1876. Niestety mielniczkę ukradł parobek który był w okresie żniw zatrudniony w gospodarstwie i od tej pory nie mamy mielniczki 🙁
Albo Mielczarka?
Uwolnić komentarze!
Że co, za szybkie?
Aha, uwolnić w zamian za szybkie. Potem tako szybkie młożna wrazić do takiego zegarka coby widzieć na niebiesko podświetlono cyferkie.
Zapamiętaj! Prawdziwy maczo nie kupuje ani nie mieli kolendry. Muheres odziane w bikini zbierają ją o świcie złotym sierpem i przynoszą mu w miseczkach swoich biustonoszy. Gdy tylko muheres złożą kolendrę w darze dla maczo, ta rozpada się w proszek od jego zajebistości. Zawsze!
To i tak nieźle, że macie różnorodność na działach w markecie. Bo w Sieradzu w lidlu ostatnio tylko i wyłącznie torebki z kebabem, albo gyros albo shoarma. Na mięsnym jakaś stara głowizna, czasem tylko rzucają koźlinę, a obsługę to aż strach o coś zapytać, broda takiemu wystaje spod kominiarki i patrzy jakby miał zabić, jak się zapytasz o łopatkę bez kości. Zresztą wogóle trudno się z nimi tam dogadać po polsku. Na sklepie syf, człowiek potyka się o jakieś żelastwo, przy garmażerce pałętają się koty. No masakra po prostu! A książka skarg to napisana po jakiemuś, robaczkami, wpisać też tam nic nie pozwolą, sąsiad chciał to się rzucili z tasakiem, chłop musiał uciekać, aż zapomniał siatki z chlebem.
Abu Janusz, klient do ciebie ze skargą… 😉
Kolejny zagubiony gimb. Kurwa to jest tak ułożone właśnie po to, żebyś szukał! Po drodze wjebiesz do koszyka jeszcze kilka innych, które wpadły ci w oko, albo prewencyjnie kupisz, żeby stara dała spokój, albo żeby się nie jebnąć mielony czy w ziarenkach i weźmiesz oba. Myśl kurwa ty i reszta trzody.