Psalm do CHUJNI

Wracam sobie z odwiedzin od rodziców, zadowolony z zapasami na cały tydzień zapierdalam se furą, droga pusta, miśków nie ma, aż tu nagle coś pstryknęło i jestem w dupie 30 km pod miastem mi SLAB zdechł – kontrolka od silnika się zapaliła i koniec. Myślę chuj, to tylko auto, miało prawo się popsuć, czekam na sholowanie. Pełna kultura, awaryjne, trójkąt, stoję na poboczu. Widoczny z kilometra, to kurwa jakieś śląskie tempe chuje typu OKL OPO ONA OST ITD ITP zaczynają się przede mną wyprzedzać – z 5 m przede mną uciekli na swój pas, takiego stresu nie przeżyłem od kiedy laska mnie podpuściła, że jest w ciąży, dobrze że tej jebanej pumy nie było co w Opolskim hendorzy kury i inne zwierzątka futerkowe. Generalnie ciemno jak w dupie, z dwóch stron las, scena jak z horroru, ale nic, ziomek przyjechał, zaholował pod dom. Myślę jak postoi z tydzień to mu nic nie będzie, dwa dni później siedzę sobie na browarku w pubie, przychodzi sms – Twoje lusterko leży na chodniku, nie muszę chyba mówić jakiego słowa użyłem żeby się uspokoić – Jebane dresy. Jak bym dopadł to penis bym razem z kręgosłupem wyrwał. Swoją drogą nawet cipy nie potrafią dobrze lusterka urwać – wyleciało z wtrzasku, a lustro całe, do tego nie potrzeba IQ DODY Elektrody.

Generalnie ŚRUT (cokolwiek to znaczy)

39
49