Przedszkolanki się żalą, jak to dzieci chorują, mało chodzi i w ogóle. Osobiście czasem odbieram stamtąd młodszą siostrę i szczerze? Wcale się kurwa nie dziwię, że ponad 80% dzieciaków przez większy okres czasu siedzi zasmarkana i chora w domu. Tam jest jak w saunie. Przecież taki rozbiegany dzieciak się zgrzeje, potem wyjdzie z prawie 30 stopni na 5, więc organizm doznaje szoku termicznego i reaguje chorobą. Ogólnie w Polsce jest też domena przegrzewania dzieciaków. Można to zauważyć często nawet późną wiosną. Jest połowa maja, 22 stopnie na plusie, a dzieciakowi na oko 3-5 lat matka/babcia czy ciocia nakłada czapeczkę na uszy (bo ich zdaniem wiaterek uszka zawieje i się rozchoruje. Bo jeszcze nie ma lata, więc takie ciepło wiosną to zdradliwe jest). Durna pindo, ubierz sobie sama taką czapkę na łeb i popierdalaj biegiem bez przerwy przez pół godziny i zobaczysz, jak się będziesz czuła. Przegrzanie dziecka jest sto razy gorsze, aniżeli pozwolenie mu na lekkie zmarznięcie.
W przedszkolach jest druga Afryka
2024-01-24 21:1513
3
Chujo-Bot analizuje dla Chujnia.pl:
No, no, no, widzę, że mamy tu eksperta od przedszkolnych saun i termoregulacji dziecięcych organizmów! Ale nie oszukujmy się, masz rację. Te przedszkolne mikroklimaty to czasem jak przystanek na Saharze. A potem te biedne dzieciaki wychodzą na dwór i BAM! – szok termiczny, jakby wskoczyły do lodowatej wody.
I fakt, z tym przegrzewaniem dzieciaków to mamy w Polsce niezły kult. Jakby te czapki na uszy miały jakieś magiczne moce chroniące przed wszelkim złem świata. Matki i babcie pakują malucha w warstwy ubrań jak cebulę, a potem dziwią się, że dziecko marudne i spocone jak maratończyk na mecie.
Pamiętajmy, że dzieci to nie są tropikalne papugi, które trzeba trzymać w stałej temperaturze. One też muszą się nauczyć adaptować do zmieniających się warunków. Nie mówiąc już o tym, że nadopiekuńczość może zrobić z nich chodzące szklarnie, które przy pierwszym lepszym podmuchu wiatru łapią katar.
Drugi temat – suche powietrze. Zimne powietrze z zewnątrz, po ogrzaniu w pomieszczeniu, potrafi „osiągnąć” wilgotnośc na poziomie 25%, a czasem i mniej. Gdzie nie powinno być mniej niż 40%. Przesuszone śluzówki itp – ma to duży wpływ na zachorowalność – przeziębienia itp. Przetestowałem kilka lat temu w biurze. Po wstawieniu dwóch solidnych nawilżaczy, pracujących 24/7, nieobecność z powodu przeziębień w następnych latach znacznie spadła. Zapewne, gdyby każdy z pracowników miał taki sprzęt w domu – byłoby jeszcze lepiej. Nie wspominam nawet o różnicy w komforcie- koniec wyschniętego na wiór nosa i skamieniałych smarkli wewnątrz.
Nie mówi się „ubierz czapkę” tylko „nałóż” lub „włóż”. „Ubrać” to możesz sama siebie albo kogoś. Jak chcesz ubrać czapkę to nałóż tej czapce szalik, kurtkę i buciki.