Szczęśliwie mieszkam poza krajem kwitnącej cebuli, łaskawie rządzonym przez Jarozbawa I Żoliborskiego. Raz w roku, spędzam kilka tygodni w Polsce. Teoretycznie na wakacjach. W praktyce nie odpoczywam tylko wykonuję zadania i załatwiam sprawy rodziców i teściów, które nagromadziły się od czasu mej ostaniej wizyty. Malowanie sufitów, sprzątanie piwnic, mycie okien, pranie firan, jeżdżenie po urzędach. OK. Rodzicom trzeba pomóc. Co więc mnie wqoorwia? Bierność rodzeństwa i reszty rodziny. Ci mają wywalone i głęboko zakotwiczone gdzieś na samym początku okrężnicy. Załoga mogłaby to załatwić ale nie, czekają aż my przyjedziemy „na urlop”. Śrut!
18
3

Bo frajerów się dyma.
„Rodzina jest w życiu najważniejsza, sam się o tym jeszcze przekonasz” – po czym jebnął śmiechem, próbował nie zesikać się ze śmiechu w majty i spokojnie powędrował w kierunku lotniska.
Skoro mieszkasz z dala od rodziny, to jakbyś jej niemiał. Pogadanki przez telefon to nie to samo. Jak pomrą, to nawet nie zauważysz ich braku. Pogrzeb pewnie też ty będziesz musiał/a załatwiać, skoro z rodzeństwem się nie dogadujesz i cię olewają.
Jesteś prorokiem?
Tu nie trzeba prorokować, to jasne jak słońce. No i nie dostanie w spadku nic, albo będzie walczył.