Chujnia na maxa, szczególnie w używanych samochodach z tymi alarmami, specjalnymi kluczami do kół, immobiliserami, kodami do radia. Kończy się tak, że to użytkownik ma przesrane. Złapiesz gumę – okazuje się, że tego specjalnego klucza nie ma i trzeba napierdalać na lawecie po warsztatach, żeby powykręcali śruby. Rozładuje się akumulator albo bateria w pilocie – i już pierdoli się alarm – nie idzie wyłączyć albo otworzyć drzwi, albo z powodu blokady uruchomić silnika. Kody do radia? Noż kurwa. Masz przyzwoite, sprawne radio, ale nie ma już dużej wartości – taniej wychodzi wyjebać i wstawić inne niż rozkodowywać. Immobiliser w kluczyku? Spierdoli się albo co – i kręcisz rozrusznikiem jak pojebany i nic się nie dzieje. Chujnia i śrut. W starym aucie wystarczy przyzwoity centralny zamek, a na resztę zabezpieczeń srał pies.
Zabezpieczenia antykradzieżowe w samochodach
2011-07-08 23:4324
40

Bo kiedyś robili samochody a nie gówna z piasku.Elektronika NIE JEST po to żeby ułatwić użytkowanie samochodu tylko JEST po to żeby mógł zarobić producent tego badziewia i warsztat.Co się da-wypierdol.
Tu autor do #1. Niestety racja. Popatrzmy na przykład na Mercedesa W123. Produkowany w połowie lat ’70. Można nim było zrobić bez większych usterek 1 – 2 mln km. A teraz? 35 lat było na doskonalenie motoryzacji. Komputery, symulacje, inwestycje, chuj wie co. I co? I gówno. Kupisz nowy, „przyzwoity” samochód i po 300 – 400 tysiącach po rozmaitych przejściach serwisowych – na żyletki.
Dlatego kupuje się klasyki:)
Tu autor do #3 – no i dlatego jeżdżę W124. Nie pierdoli się na każdym kroku, silnik na tyle nowoczesny, że cichy i żwawy, a na tyle 'toporny’, że trwały i pojedzie na wszystkim, co się pali.