Edukacja w Polsce

Wpis będzie długi, ale musiałem to w końcu napisać. Przez lata mojej nauki w różnych szkołach nabrałem do tego wszystkiego bardzo negatywnego podejścia.. To wszystko jest na tyle źle zorganizowane, że szlak człowieka trafia, a do tego kolejni ludzie na których trafiałem ze szkoły na szkołę swoim debilizmem przewyższali tych poprzednich.

W podstawówce było nawet okej. Było się dzieckiem, patrzyło się na to inaczej, była nauka była zabawa, szkoła była blisko osiedla więc wszyscy byli tutejsi, mijało się ich na osiedlu, bawiło się razem.. Wszyscy startowali równo – i jeśli chodzi o umiejętności związane typowo z wiedzą, i z “rozwojem intelektualnym” jeśli można to tak ująć. Nauczyciele byli raczej przyjaźni, uśmiechnięci, uczyli nowych dla nas rzeczy, co prawda przedmioty takie jak muzyka czy plastyka to była jakaś edukacyjna pomyłka, no ale już powiedzmy, że na etapie dziecięcym traktowało się to trochę inaczej, z ciekawością. Były też wycieczki szkolne, które naprawdę dobrze wspominam.

W gimnazjum połowa klasy już nie była stąd. Jakieś dalsze dzielnice miasta czy podmiejskie miejscowości. Więc umówienie się z kimś po szkole już wiązało się z problemami natury komunikacyjnej. Wśród nauczycieli już zaczęły pojawiać się pierwsze cipy sfrustrowane swoim zawodem, wylawające swoje kompleksy na uczniów. Połowa klasy to byli dziwacy, skrajni odklejeńcy, debile, albo 3 w jednym. Nauka już zaczęła być pojebana lub po prostu człowiek zaczynał to dostrzegać. Zapierdol zadaniowy – na weekend, na święta, na wakacje – żeby nam nie było kurwa nudno w tym czasie, jakbyśmy nic nie robili w przeciągu tych 8 godzin dzień w dzień… Zajęcia przykładowo od 7:30 do 16:15, a po powrocie do domu (który też zajmował pewien czas bo trzeba było dojechać) dalej trzeba było zapierdzielać, bo było zawsze w chuj tych jebanych, nieprzydatnych, nic niewnoszących zadań. W gimnazjum zacząłem zauważać też, że dużo nauczycieli traktuje obsesyjnie akurat swój kurwa jeden jebany konkretny przedmiot, który jest ten jebany jeden raz w tygodniu i nic nie znaczy, jako przedmiot najważniejszy w całym planie zajęć. Wystarczy, że 3-4 osoby tak robiły i nauka stawała się nie do zniesienia. Kolejna rzecz to napiętrzanie zaliczeń, kartkówek i egzaminów. Miesiąc nikt nic nie robił a po miesiącu klasycznie – wszyscy kurwa jak jeden mąż robili zaliczenia ze wszystkiego. I zawsze były walki o przekładane na inne terminy. O poziomie spierdolenia tych zaliczeń już nawet nie wspominam, myślę że każdy doskonale wie o co chodzi… Jeszcze był taki śmieszny przedmiot – wychowanie fizyczne. I było by wszystko z nim zajebiście, gdyby nie jeden malutki szczegół. To znaczy robienie z niego zajęć dla jebanych małp co biegają jak upośledzone za piłką i drą przy tym mordę. Nauczyciel oczywiście miał zawsze wszystko w piździe, dopóki jeden czy drugi dałn sobie ręki nie złamał. Wtedy kurwa wielkie dochodzenie, płacze i afera…

W technikum było w zasadzie to samo, dodatkowo wzbogacone o jakieś skrajnie dziwne zachowania i metody nauczania. Była np. taka nauczycielka z angielskiego zawodowego, która nie dość, że była wielka i paskudna, nigdy nie mówiła tylko zawsze darła jape to na dodatek chwaliła się, że studiowała angielski w Kanadzie i mieliśmy na jej lekcjach mówić jedynie z akcentem kanadyjskim bo takie upodobanie miała cipa głupia. A jak ktoś mówił z akcentem brytyjskim (bo nie wiem, może tak kurwa się uczył przez poprzednie 8 lat) to był wtedy błąd kurwa kardynalny i trzeba było wypierdalać do domu i uczyć się mówić od nowa. Inna świetna kurwa nauczycielka z matematyki miała obsesję na punkcie tracenia czasu na wchodzeniu do klasy i czytaniu obecności. Więc do klasy kazała wchodzić jeszcze przed końcem przerwy, a kolejną po jej zajęciach zabierała całą na nadrobienie tego, że musiała łaskawie przeczytać listę obecności. Ta idiotka robiła tak nawet jeśli mieliśmy dwugodzinne bloki zajęć jedne po drugich! Najbardziej w tym wszystkim wkurwiał mnie brak jebanych kilku minut żeby zjeść jebaną suchą kromkę z szynką przez co non stop w szkole byłem głodny. Kilka razy się prawie o to kłóciłem, ale oczywiście co? Na lekcji kurwa klasycznie nie ma jedzenia więc zapierdalaj głodny… Jeśli chodzi o “kolegów” to już stwierdziłem że nie ma w ogóle sensu nawiązywać jakichkolwiek znajomości, więc na 4 lata wycofałem się z życia klasowego. Zresztą i tak wszyscy w klasie byli tym razem już w ogóle z jakichś wypiździn pozamiejskich, więc spotkania z kimkolwiek graniczyły z cudem, nikomu nie chciało się ruszyć dupy.. Ludzie w mojej klasie w technikum byli, krótko mówiąc, po prostu zjebami i nieukami patentowanymi. Chociażby wszyscy w klasie przez 4 lata nie mogli przyjąć do wiadomości i pozbierać się z faktem, że mamy matematykę i fizykę rozszerzoną. To trzeba było zjeby nie wybierać profilu mat-fiz to byście nie byli tacy kurwa zaskoczeni. Jedyne co dobrze wspominam z technikum to 1 pozytywnego nauczyciela z elektryki i moją cudowną wychowawczynię, której zawsze mi było żal jak patrzyłem z kim musi się użerać przez 4 lata. No i naukę zdalną – wszyscy jojcyli że to zamach na relacje międzyludzkie, a ja kurwa świętowałem, że nie muszę widzieć tych gałganów. Kończąc ten wątek – ludzie w technikum to była istna dzicz niepotrafiąca się zachować, niepotrafiąca normalnie mówić, nie potrafiąca usiedzieć na dupie, nie potrafiąca korzystać z kibla, nie potrafiąca być empatycznym, nie potrafiąca być miłym, nie potrafiąca kurwa chyba niczego, co w mojej ocenie było by jakkolwiek pozytywne.

Aktualnie jestem na studiach inżynierskich, na drugim roku. Nie ma już nikogo z wypiździń pozamiejskich bo moja grupa to już totalny zlepek ludzi ze wszystkich stron Polski i zagranicy, którzy najchętniej dymaliby 400 km do domu w każdy jeden weekend. Tylko ja jestem stąd. Wszyscy w grupie są tak kurwa dziecinni, że jestem zażenowany kiedy chcąc niechcąc muszę przebywać w ich towarzystwie. A do tego połowa z nich to lenie śmierdzące, żerujące na pomocy innych, narzekające że chociażby muszą przepisywać sprawozdania, które ktoś im podesłał.. Żyją na stuprocentowym utrzymaniu u rodziców, którzy płacą miesiąc w miesiąc słony pieniądz za mieszkanko i paliwko (bo przecież szanowne państwo nie splami swojego honoru komunikacją miejską oraz pracą i z tego co obserwuję to nauką chyba też) + za warunki co semestr bo szanowne państwo nie potrafi się nauczyć na egzamin tylko liczy, że zdarzy się cud i ktoś im przyniesie już wypełnionę kartę odpowiedzi pod sam nos. Jest jeszcze w grupie taka jedna jedyna dziewczyna, która nie dość, że jest paskudna, to jeszcze jej charakter określiłbym na taki tępo-wiejsko-filozoficzny. Ona pochodzi z takiej kurwa dziury, gdzie jest jedna ulica na całą wioskę i to jest główna ulica, a jedyną atrakcją w okolicy jest cmentarz, kościół i sklepik pod nim, ale miastem to kurwa gardzi, bo w dużym mieście to kurwa nie ma nic do roboty według niej. Pierdoli takie straszne kocopoły, filozofując przy tym w sposób absolutnie wiejski i wkurwiający. Ma obsesję na punkcie wydawania poleceń i bycia naj. Kłóci się o wszystko co możliwe i jest bardzo złośliwa. I na dodatek twierdzi, że na ten konkretny kierunek i uczelnię trafiła w ogóle z przypadku. Tak kurwa – z przypadku przyjechała tu 450 jebanych kilometrów, żeby studiować przypadkowy kierunek. Debilizm do kwadratu.

O samej nauce co mogę powiedzieć.. Jest to nakurwianie od 7:30 codziennie, przepełnienie materiałem ale takie kurwa totalne na 100%. Wszystko nakłada się na wszystko inne, wszystko się miesza, zapominam czego uczyłem się w zeszłym tygodniu, a w tym który akurat trwa nie rozumiem niczego, zajęcia laboratoryjne wyglądają tak, że nigdy nie ma czasu na wprowadzenie, więc albo go nie ma, albo trwa kilka minut, a później przez półtorej godziny nakurwiane jest ćwiczenie podczas którego prowadzący się wkurwia, że nikt nic nie rozumie i nikt nic nie mówi, że przecież my to mamy wszystko wiedzieć. Skąd kurwa mamy wiedzieć?? A później tradycyjnie jest z tego zaliczenie online, które jest ustawione co do sekundy na przykładową godzinę 19:55 i jest aktywne tylko kurwa przez 5 minut, a później koniec. Error. Wypierdala stronę i już sobie nie zaliczysz kurwa 3 minutowego teściku. Więc jak Ci akurat wtedy wyjebie wifi czy padnie bateria w sprzęcie to masz problem. I ci powiedzą, że sprzęt mógł się nie rozładowywać a wifi mogło nie wypierdalać. I koniec. A nad kolejnym terminem pomyślą bo jadą akurat na narty i nie będzie im się chciało uaktywnić jeszcze raz pierdolonego linku, na pierdolone 3 minuty, o pierdolonej 19:55. Jeszcze jakby tego było mało, to był jeszcze w zeszłym semestrze ten zajebany, pierdolony w dupe wf (oczywiście wyglądający dokładnie tak samo jak opisany wyżej w wątku gimnazjum), z tą różnicą, że przegięciem pały był już sam fakt, że on w ogóle był.

Teraz wykładowcy – ciężko mi tu przyjąć jakieś jedno stanowisko bo z jednej strony są tutaj naprawdę zajebiści ludzie, a z drugiej – ludzie którym się chyba styk w głowie przekręcił i już im tak zostało. I to niejeden… Temat tych pierwszych zostawię – chujnia nie po to, żeby chwalić 🙂
Ci drudzy – mam wrażenie, że oni traktują swój tytuł doktora jako przepustkę do porozumiewania się w sposób kompletnie niezrozumiały. I nie chodzi tu w zasadzie o sam sposób nauczania, a w ogóle sposób korespondencji i jebanej rozmowy na korytarzu.. Specjalnie, na siłę podmieniają zwyczajne pojedyncze słowa na takie których nigdy w słowniku nie widziałem. I wychodzą z tego jakieś naprawdę komiczne sytuacje, w których przykładowo pytając drugi raz o to samo nie dowiesz się czy będzie możliwość odrobienia ćwiczeń bo szanowny pan doktor podczas reasumpcji wszystkich aspektów kwintesencji tematu nie doszedł do fundamentalnej konkluzji mającej na celu odpowiedzieć po normalnemu na twoje proste pytanie. Albo Ci sami ludzie układają rozkład zajęć i kurwa zamiast zrobić to normalnie, prosto po ludzku to nie kurwa. Robią sobie – odnośniki do odnośników, skróty od skrótów, inicjały prowadzących w których zamieniają kolejność nazwiska i imienia w zależności od parzystości tygodnia i nie rozszyfrujesz z kim akurat masz… No szok kurwa ogarnia człowieka jaki to jest burdel… Bo to są studia – tu na siłę musi robić się wszystko skomplikowane, żeby nie było kurwa łatwo i prosto.
Inny typ wykładowców, profesorów czy jak ich tam zwał – gość wykłada od 30 lat ten sam przedmiot, korzystając przy tym rok w rok z tej samej prezentacji, którą zrobił w power pointcie na uczelnianym komputerze jeszcze w 97’, a która jest później jedynym źródłem informacji do egzaminu. I ta prezentacja nie zawiera nic wartościowego tylko skróty myślowe profesora! Bo profesor jest znudzony nauką tego samego co roku. Więc sobie zrobił cały materiał oparty na skrótach myślowych. To tak jakby ktoś tłumacząc jak gdzieś dojechać pominął przy tym 90% trasy.
Inny typ wykładowców to ludzie, którzy zajebiście dobrze potrafią pierdzielić przez 2 godziny non stop o równaniach matematycznych czy układach elektronicznych, zachowując się przy tym dosłownie jak robot. Jak włączone nagranie z dyktafonu. Wydawać by się mogło, że to zajebiście inteligentni ludzie, że są kurwa złotymi rączkami, że ogarniają wszystko co się wokół nich dzieje…
CHUJA!
Ci sami ludzie kurwa nie potrafią czytać rozkładów jazdy na przystanku, nie potrafią zapalić światła na korytarzu bo nie wiedzą który to włącznik, mylą kurwa daty, wpisują do kajeciku zamiast miesiąca to dzień, zamiast dnia to miesiąc bo im się myli, nie znają nadal po 30 latach pracy jak wygląda układ ich własnej uczelni, nie potrafią sobie ustawić prawidłowej godziny w zegarku i przychodzą spóźnieni na zajęcia lub w ogóle nie przychodzą, pierdolą kocopoły na tematy polityczne o których nie mają pojęcia i o których w ogóle nie powinni pierdolić na zajęciach, jak prowadzą wykład i nagle projektor czy laptop przejdą w stan uśpienia to nagle jest kurwa fatal error. Trzeba przerwać wykład i chyba odrobić go zdalne wieczorem no bo kurwa zadaniem nieosiągalnym dla tych matematycznych gików jest naciśnięcie jakiegokolwiek przycisku na pilocie, aby ten w niesamowity sposób wybudził projektor z uprzedniego stanu uśpienia. Ale jednocześnie potrafią godzinami tak szczegółowo wyjaśniać zasady działania najnowszych elektronicznych systemów, które nawet jeszcze do produkcji nie weszły! Dramat. Nigdy w życiu nie widziałem takich skrajności, aby tytuł naukowy w tak dobitny sposób pokazywał, że nie idzie za chuja w parze z rozumem kurwa i inteligencją. Tylko jedynie z niedorajstwem życiowym! A kurwa Mirki i Zbyszki co nakurwiają po 12 godzin na warsztacie potrafią ogarnąć życie… A mówię tu o prostych codziennych rzeczach! Dramat, debilizm i wstyd. Trzeba kończyć ten cyrk jak najszybciej, wynosić się stąd i brać za poważne rzeczy bo mam wrażenie, że tyle lat, które spędziłem na edukacji nie nauczyły mnie niczego przydatnego, tylko czuję się wręcz otumaniony i ogłuszony tą wszechobecnie panującą w polskim szkolnictwie głupotą… Tfu.

14
3

Komentarze do "Edukacja w Polsce"

  1. chujowiczu! zarabiaj z kluu.pl, bez działalności gospodarczej, konto automatycznie weryfikowane
  2. Zbyt długi post.

    0

    5
    Odpowiedz
  3. Gdy ja rozpoczynałem swoją karierę dobrego ucznia, to jedynym obcym, właściwym i najpiękniejszym językiem był rosyjski. Ze ścisłych byłem dobry. gorzej polak. no i niestety zachowanie. Dla nauczycielki od biologii w 4 klasie podstawówki przynieśliśmy złapanego padalca. Położyliśmy go z kumplem na stole nauczycielki, a ona zemdlała. Ot i pani biolog… . Dyrektor spuścił nam wpierdol, i przez tydzień na długiej przerwie staliśmy na kolanach pod szkolnym zegarem. Ale było warto. Przyszła pierestrojka, a ja poszedłem do technikum, co wiązało się z poznaniem alkoholu i do czego tak na prawdę służy kutas. Wyruchałem wychowawczynię. Młoda, po studiach, napalona i pijana była. Później akcja równoległa. Wojsko i studia jednocześnie. Odjebałem 6 lat armii, bo zostałem na termita, ale dzięki temu skończyłem studia, które wtedy dla cywila nie były dostępne. minęło od tego czasu już ponad 20 lat. Tak, jestem starym chujem. mam rodzinę i nadal się ciągle dokształcam. technika, nowe technologie tak zapierdalają, że ciężko to ogarnąć. Jestem elektronikiem. Moja praca to automatyka na konkretnych projektach za granicą. Nie w delegacji. Zarabiam nawet nieżle. około 4k euro na łapę. Powiem tak. Warto było się czymś interesować, dostawać wpierdol od nauczycieli, uczyć się.

    2

    0
    Odpowiedz
    1. Zazdroszczę wiedzy, doświadczeń i praktycznych umiejętności. W młodych latach miałem trochę kontaktu z elektroniką, ale nie z racji zainteresowań, a dlatego, że rodzice mnie przymusili. Oczywiście, będąc modelowym technicznym kretynem, niewiele z tej nauki wyniosłem, ale bardziej ogarnięci kumple wysoko zaszli.

      0

      0
      Odpowiedz
  4. „Szlak człowieka trafia”? Szlag, kurwa jego w dupę zapierdolona mać! Zrozumiałeś? Szlag, do chuja bezdomnego psa srającego na samochód Hołowni! Czy to jasne? Szlag, do kurwy, jebanej nędzy! Szlak to droga. Przez Ciebie mój żołądek oszalał i znów muszę iść się wysrać. Szlag, do kurwy nędzy!

    0

    2
    Odpowiedz
    1. Nie zesraj sie

      0

      0
      Odpowiedz
  5. Dzięki za korektę, ale zgrzałeś się tak, że chyba po letkiemu poszło 😉 Mam nadzieję, że przynajmniej zdążyłeś i nachy ostały się czyste.

    1

    0
    Odpowiedz
    1. Zdążyłem, bo komentując siedziałem na kiblu, hłe hłe hłe.

      0

      0
      Odpowiedz