Męcząca rodzina

Mam tego kurwa po dziurki w nosie. Mam szesnaście lat. Przez pandemie muszę siedzieć w domu i powoli zaczyna mi od tego odpierdalać. Każdego ranka budzę się zadowolony, ale na samą myśl o spędzeniu kolejnego dnia z tą bandą pojebów rzednie mi mina. Do kuchni idę w akompaniamencie darcia. Ojca wkurwia absolutnie wszystko. Kiedy tylko słyszy że się budzę, natychmiast zapierdala do kuchni i udaje, że ma coś ważnego do zrobienia. DOSŁOWNIE przekłada sztućce z miejsca na miejsce. Na stole stał jebany syrop na kaszel, tuż obok mojego talerza.
Stwierdził „Skończyłeś go już używać, więc go odłóż”, po czym przestawił go dwa centymetry dalej. Byłoby to nawet śmieszne/żałosne, gdyby nie fakt, że po tym jak zapytałem się po kiego dziada to zrobił? On wygłosił (oczywiście podniesionym tonem) „wykład” na temat tego jak wszystko ma swoje miejsce. Dwa kurwa centymetry. Gdziekolwiek idę, on lezie za mną, byleby móc się do mnie o coś przypierdolić. Poddałem się i wróciłem do pokoju. Oczywiście gdy tylko ja opuściłem kuchnię, on też to zrobił, choć jeszcze przed chwilą „robił tam coś ważnego”.
Najśmieszniej jest gdy wszyscy zaczynają się na siebie drzeć. Czasami mam wrażenie, że jestem w mojej familii jedynym normalnym człowiekiem. Ja nigdy nie biorę udziału w tych kłótniach. Siedzę na drugim końcu domu i słucham jak kłapią szczękami. Może to jakaś cecha zapisana w genach, ale ja, nie mam naturalnej potrzeby warczenia od samego rana. Oni wręcz przeciwnie. Razem z moim młodszym o sześć lat bratem potrafią kłócić się o dosłownie wszystko. Zgubione cienie do oczu, pilot od telewizora na podłodze, a nawet jakaś burda z rodzinnej wigilii pięć kurwa lat temu. Jak to jest, że podczas dwugodzinnej awantury im potrafi zaschnąć w gardle od nadmiaru darcia gęby, a ja mogę nie odezwać się ani słowem? Ostatecznie i tak przez przypadek muszę się napatoczyć na któreś z nich w przedpokoju, a wtedy okazuje się, że chociaż nie brałem udziału w całym tym mordodarciu, do mnie też mają jakieś zażalenia. Przez całe te kurwa dwie godziny milczałem jak grób, więc skąd ten problem? To nie jest jakaś pojedyncza sytuacja. Każdego jebanego dnia, dzieje się tak samo. Rozumiem, że to ciągłe wspólne tłoczenie się może być męczące, że oni też kiedyś mogli wyładować swoje napięcia w pracy i tak dalej i tak dalej…..
Więc dlaczego choć ja też jestem w podobnej sytuacji, nie odczuwam potrzeby kłócenia się o podobne pierdoły. Naprawdę mam teraz ważniejsze problemy na głowie i nie mam ochoty znosić ich humorów. Gdyby nie ich ciągłe wkurwienie, te zdalne byłyby całkiem znośne. W większości wypadków po takiej awanturze sytuacja na chwile się uspokaja. Zupełnie jakby wrzaski ich odprężały. Ja mam spierdolony humor, chociaż w niej nie uczestniczyłem.
W szkole zawsze szło mi dobrze. Papierosy są popularne wśród reszty rocznika, ale mnie nigdy nie pociągały. Nie wdawałem się w bójki. A mimo to oni zawsze mają coś wrednego do powiedzenia na mój temat. Czuje się z każdym dniem coraz gorzej. Chujnia bez dna.

4
0

Komentarze do "Męcząca rodzina"

  1. chujowiczu! zarabiaj z kluu.pl, bez działalności gospodarczej, konto automatycznie weryfikowane
  2. A co ja mam powiedzieć, gdy moi antyrodzice byli w stanie tak się drzeć przez całe noce przez kilkanaście lat?
    Teraz, mojej matce po rozwodzie, to w ogóle już twarz się nie zamyka, tylko zrzędzi 24h na dobę. Zawsze. Gdy pomieszkiwałem u niej, to jak tylko sie obudziłem natychmiast wychodziłem z mieszkania, bez śniadania i niczego, byleby jak najszybciej się ubrać (co też było ekstremalnie ciężkim zadaniem, prawie niewykonalnym przez tą zrzędę!), i wrócić jak najpóżniej… oczywiście prawie przez cały miesiąc nie byłem w stanie nawet wejść do mieszkania na noce, gdy była nietrzeźwa już od 12 rano.

    1

    0
    Odpowiedz
    1. Nie twarz, tylko krzywy ryj od libacji !

      0

      0
      Odpowiedz