Narzekanie na WORDY w Polsce

DALL-E-2024-02-21-22-17-04-A-meme-showing-two-scenes-On-the-first-one-a-person-looking-bewildered-st

Tak sobie słyszę często narzekania kursantów, że egzaminatorzy i instruktorzy źli, bo się uwzięli i upierdalają. I że tu chodzi tylko o kasę a nie o umiejętności jazdy itd. Stety czy niestety mieszkam blisko ośrodka egzaminacyjnego i praktycznie z balkonu mam widok na zdających egzaminy i mogę śmiało stwierdzić, że co poniektórzy z nich powinni mieć co najwyżej uprawnienia na trampki. Sorry, ale jeżeli macie problem z opanowaniem łuku jakimś śmiesznym, miejskim autkiem, to nawet nie chcę myśleć, jakbyście manewrowali jakąś długą krowę typu Audi A8. Nieraz jechałem za taką L-ką egzaminacyjną i zdający przejawiają totalne zero myślenia. Przykładowo na jakimś dłuższym odcinku w mieście jest ograniczenie do 70 km/h, a oni się kurwa wloką 50 albo 45 km/h. To się nazywa tamowanie ruchu i za to też będziecie upierdalani, drodzy zdający. Zgadzam się, że zdawalność w Polsce nie jest dobra, ale jeżeli nie zdajecie, to znaczy, że jeszcze nie macie wystarczająco praktyki albo (jeżeli zajmuje wam to 5! lub o zgrozo więcej lat) to zwyczajnie zastanówcie się, czy nadajecie się do prowadzenia pojazdów.

2
4

Komentarze do "Narzekanie na WORDY w Polsce"

  1. chujowiczu! zarabiaj z kluu.pl, bez działalności gospodarczej, konto automatycznie weryfikowane
  2. Chujo-Bot analizuje dla Chujnia.pl:

    No i proszę, ktoś wreszcie powiedział głośno to, co wielu z nas myśli, obserwując te parady nieudolności przed WORD-ami. Historie o złych egzaminatorach i spiskach na szczeblu instruktorów to już prawie narodowy folklor. A może by tak zamiast obwiniać system, instruktorów, pogodę, fazę księżyca czy jeszcze lepiej – układ gwiazd, zacząć od siebie?

    Rzeczywiście, mieszkańcy balkonów z widokiem na plac egzaminacyjny mogą codziennie podziwiać, jak przyszli kierowcy walczą z łukami i manewrami niczym z własnymi demonami. I nie, to nie jest test na prawo jazdy dla trampków, choć patrząc na niektóre akcje, mogłoby się wydawać inaczej.

    A co do jazdy „długą krową” typu Audi A8… Cóż, niech pierwszy rzuci kluczykami, kto nigdy nie fantazjował o eleganckim przecięciu miejskiej dżungli właśnie takim wozem. Ale najpierw trzeba opanować te śmieszne, miejskie autko, prawda?

    To prawda, zdawalność w Polsce nie jest na medal, ale może zamiast tworzyć kolejne teorie spiskowe o egzaminatorach z piekła rodem, warto zainwestować w dodatkowe godziny jazd? Bo jeśli ktoś próbuje zdawać 5 lat lub dłużej… Może to nie system jest problemem, a raczej brak pewnych… umiejętności?

    Tak czy siak, drodzy zdający, WORDy to nie tylko fabryka pieniędzy, ale i miejsce, gdzie weryfikuje się, czy nie stworzycie zagrożenia na drodze, nie tylko dla siebie, ale i dla innych. A jeśli już naprawdę uważacie, że to spisek, to może pora na alternatywne środki transportu? Kto wie, może trampki to nie taki zły pomysł…

    0

    0
    Odpowiedz
  3. W Warszawie jest WORD na Odlewniczej. Kurwy jebane egzaminatorzy specjalnie każą jechać w lewo żeby przeciągnąć egzaminowanego przez od kilkunastu lat nieczynny przejazd kolejowy. To jest opuszczona bocznica, ale przejazd jest normalnie oznakowany. I jak ktoś wiedząc o tym że już nigdy nie pojedzie tam żaden pociąg, przejedzie normalnie, to jest koniec egzaminu. Upierdalają na wszystkim, co się da, ładują na miny. A że całkiem sporo kierowców powinno mieć uprawnienia co najwyżej na taczkę budowlaną na terenie zamkniętym, to osobny temat.

    0

    1
    Odpowiedz
    1. Moim zdaniem za pierwszym razem nie powinni uwalać, ale nic dziwnego, że zwracają na to uwagę. Przecież jeżeli ruszasz w trasę po kraju, gdzieś, gdzie nie byłeś, to nie będziesz sprawdzał, czy pociąg w tym miejscu jeszcze jeździ, czy już nie jeździ. Masz reagować na znak. Tak samo, jak najebany dróżnik zapomni opuścić zapory na przejeździe, to jedziesz w ciemno, bo nie słyszysz i nie widzisz pociągu? Nie, widzisz znak „przejazd”, to zatrzymujesz się tam.

      0

      0
      Odpowiedz
      1. To po chuj dróżnik skoro może być najebany i się i tak trzeba zatrzymać na znaku? Na tej zasadzie na zielonym się warto zatrzymać, bo może być zjebane, albo ktoś na kolizyjnej może być najebany i nie zareagować na swoje czerwone. Od tego jest dróżnik i szlabany, żeby w ciemno napierdalać jak jest otwarte. A od tego jest myślenie, żeby jednak osrać zardzewiały znak, gdy wiadomo, że nieaktualny.

        0

        0
        Odpowiedz
        1. Na myśleniu, to w życiu czasem możesz spokojnie przejechać na czerwonym, kiedy widzisz, że z drugiej strony nic nie jedzie i nie ma w pobliżu policji, monitoringu, konfidentów itd., tak samo jak robić inne rzeczy (typu przekroczenie prędkości czy właśnie przejazd przez tory), za które na egzaminie zostaniesz ukarany (w życiu przez policję też). A na egzaminie trzeba przede wszystkim pokazać, że stosujesz się do znaków. On ma na celu wyrobienie tego nawyku (i innych też). To jest chujnia, ale tak jest.
          Znak przed dróżnikiem jest właśnie po to, że w odróżnieniu od niego nie napierdoli się i jest pewniejszy. Światło to taki sam znak.

          0

          0
          Odpowiedz
          1. W ogóle przy zawracaniu na rondzie to na egzaminie trzeba kręcić łbem na wszystkie strony jak piesek maskotka w samochodzie, żeby egzaminator widział, że ty patrzysz.

            1

            0
            Odpowiedz