Ludzie myślą, że po śmierci pójdą do piekła lub do nieba. Nie. My już jesteśmy w piekle. Planeta. Nieskończony wszechświat. Pustka. Ciemność wokół. Ludzie kurwy. Dramaty. Choroby. Wojny. Jedyne prawo rzeczywistości to silny zjada słabego. Pogarda.
Świadomy umysł nie jest w stanie znieść tego dysonansu poznawczego. Człowiek nie może uwierzyć, że ten świat bazuje na takich prawach.
Płoniemy i nie wiemy, z jakiego powodu. Bezmyślna furia rzeczywistości. Maszynka do mielenia mięsa. Myślisz, że masz przyszłość? Nie masz nic. Nie wiesz nic. Nie wiesz, skąd pochodzisz i dokąd zmierzasz i po co to wszystko?
Absurd tego świata to piekło w czystej postaci. Męka od rana do nocy, odkąd tylko otworzysz oczy.
24
3
A najgorsze że po śmierci może być gorzej
Zgodzę się co do tego , że ten świat to porażka, bo tak jest, choćbyś wspiął się na sam szczyt za Koheletem czy Lewandowskim , co kto woli. Natomiast nie zgodzę się co do tego , że nie ma żadnej nadziei i nie ma szans na cokolwiek lepszego. Istnieje wiele przesłanek na to , że ta nadzieja jest uzasadniona ; objawia się w miłości matki , w przesłaniu mędrców , wolnym wyborze. W piekle nie byłoby tych rzeczy. W piekle masz zapierdalać za dwójkę (a nie trójkę ) , nie ma mowy o dobrym rodzicu czy słychu o jakichś tam mędrcach zza gór. Plus kilku innych rzeczy.
Ja widzę tę planetę jako szkołę przetrwania i kuźnię doświadczeń. Męka jest jeśli postrzegasz i doświadczasz ten padół tylko jako piekło. Na szczęście mamy tutaj pełną różnorodność doznań i doświadczeń, czyli wszystko czego potrzebujemy do nauki. Ja staram się rezonować z lepszą stroną tej egzystencji i póki co Świat jakoś mnie nie kopie. Raczej płynę ciesząc się chwilą, dobrymi ludźmi wokół, naturą, pasjami. Warunkiem jest odcięcie się od złych programatorów umysłu w postaci gównianej rozrywki, mediów głównego ścieku, toksycznych ludzi, wielkomiejskiego zgiełku i znalezienie siły i oparcia w swoim wnętrzu. Mając to wszystko patrzysz na otoczenie jak na film nie wchodząc w negatywną interakcję z gównem i idziesz przez życie z podniesioną głową.
Ach czemu w miejscu masz stać
Na boki zacznij się chwiać
Zrób jeden szybki krok w przód
Na przekór reżimom mód
Wyłamać możesz się im
Właśnie teraz
Roz*ieprzyć czas w drobny mak
Choć czasu pozornie brak
Bagaż wykroczeń i win
Jak gdyby był byle czym
Odrzucić możesz go dziś
Właśnie teraz
Dziś ci wyjawię skrycie
Że chciałbym wielką czystką
Rozpocząć nowe życie
Życiorys nazwisko
Nagle zapomnieć wszystko
Ten wyliczany od lat
Rachunek zysków i strat
To wielki przekręt i pic
W którym nie zgadza się nic
Więc spalić możesz go dziś
Właśnie teraz
Przeklinaj wszczynaj i grzesz
Wyczyniaj przy nas co chcesz
W obszarach fikcji i złud
Swych wrogów beztrosko zgub
To zdarzyć może się dziś
Właśnie teraz
Dziś ci wyjawię skrycie
Że chciałbym wielką czystką
Rozpocząc nowe życie
Życiorys nazwisko
Nagle zapomnieć wszystko
Coś tu bez przerwy zgrzyta
Skręciłem w zły korytarz
I pod nie tymi drzwiami
Ja czekam
Ty czekasz
On czeka
My czekamy
Paan Jezus zrobił kupkę, na Edytę Oolszówkę. Śmierdzi gównem w toalecie, zeżarł karpia w galarecie. Jeszcze papier zapierdolił, nawet łezki nie uronił… Wypompować nieczystości, zniszczyć Boga po całości.
Ogólnie to co napisałeś to baza.
Niemniej pozwolę sobie popchnąć cię trochę dalej.
Życie to kupa a śmierć nie jest chuj wie czym tylko ustaniem wszystkiego, to znaczy, że znika strach, potrzeby, znika potrzeba istnienia, jest swego rodzaju ukojeniem bo nie trzeba już zapierdalać i sié bać, wręcz się nie da.
I co, chcesz resztę życia spędzić na umartwianiu się, że stracisz umartwianie się? Albo na byciu pizdą albo kurwobiedacką kurwociemnotą?
Zacznij żyć jak skurwysyn, wal konia, pij whiskey i ruchaj, kradnij krokodyle, szczaj do zlewu w pracy w pomieszczeniu socjalnym, wkładaj zapałki kolegom z pracy w szafki z ubraniami i podpierdalaj im papierosy, mleko z lodówki i kawę. I nie zapominaj o cukrze. Jak postawią jakieś jogurty czy serki to też bierz. Napoje, cukierki. Ale sam nic nie noś do roboty. Niech cię dokarmiają. Ja tak robię, i stać mnie na wszystko.
Nie pierdol. Za mało zarabiasz i sobie to tak tłumaczysz. Jakbyś kupił porządne auto i coś lepszego do ubrania to przestałbyś filozofować bez sensu.
Dla przeciętnego kurwobiedaka takie rozterki to czysta abstrakcja. Każda spierdolina ledwo wiążąca koniec z końcem, żyjąca od pierwszego do pierwszego, sensu życia upatruje jedynie w najebaniu się romperkiem, najlepiej z kumplami przy prymitywnej rozrywce typu meczyk jakiejś gównianej piłki nożnej. A nieskończony wszechświat? Kosmos? Przestrzeń? Czas? Śmierć? Dla tej tępoty wystarczająco dużo magii ma „piątek, weekendu początek”. Szczególnie wtedy, gdy kolejna „chwilówka” tymczasowo napełniła portfel, czy to ważne co będzie za tydzień?
Jeśli nawet w przebłysku wsiowej mądrości takie kurwobiedactwo przez chwilę zająknie się o niebie i piekle, wówczas prędziutko ubierze świąteczne lakierki i będzie zapierdalać do kościółka żeby nawrzucać proboszczowi. I nie, tępe chuje, nie mam na myśli że opierdoli proboszcza z góry na dół. Mam na myśli tacę, pieniądze, mamonę – coś, co jest krótkofalowym celem olbrzymiej większości z was, tępe fiuty. Zarobić a przy okazji się nie narobić. Potem przepierdolić te trzy i pół tysia najebane po nocach w pocie czoła, najlepiej przepierdolić możliwie bezsensownie. Oto jest sens życia według kurwobiedaka. Pierdolcie się o sosny skurwysyny.
Nieznośna lekkość bytu, kurwa jego mać, czasem nawet dwa stosunki dziennie.
Nieznośna lekkość bytu to raczej przywilej kurwobogaczy.
Po co romperki lepiej denat zapodać doodbytniczo