Życie w bloku

Podejrzewam, że dla wielu z was nie jest to nic nowego. Czyli życie w skurwysyńskim otoczeniu ludzi, których gdy spotykasz na klatce/ osiedlu zaczepiają cię uśmiechnięci i wypytują o jakieś pierdy, ale wydaje się to mimo wszystko miłe. Za plecami jednak, jesteś jak każdy inny obiekt do obgadywania z innymi, z reguły starymi babami, których życie jest tak nędzne i nudne, że absorbuje je wyłącznie życie ludzi z osiedla. Ale chuj tam, to jest jeszcze do przeżycia, no bo w sumie co cię obchodzą jakieś stare jędze co to niebawem i tak kopną w kalendarz. Ale sprawa komplikuje się, gdy ktoś komuś zaczyna utrudniać życie. Tutaj każdy ma każdego w dupie, zauważyłem, że starzy mieszkańcy nie dzwonią na policję nigdy – nawet gdyby było słychać jak ktoś pijany niemalże zarzyna drugą osobę. Byłem tego wielokrotnie świadkiem, wielokrotnie dane mi było kontaktować się z policją, ta jednak powoli też już zaczyna mnie mieć w dupie, chyba nadali mi etykietę „nadwrażliwca”. Jest tylko jeden wariant, gdy ktoś bardziej się zaangażuje – oczywiście gdy komuś coś bezpośrednio przeszkadza, choćby najmniejszy pierd. O tak, wtedy wówczas rzekomo głucha baba usłyszy choćby najmniejszy szmer, gdy przeszkadzasz jej w zabijaniu czasu do jej nieuchronnej śmierci. Jeden z moich nielicznych w porządku sąsiadów niegdyś przeprowadzał remont – informował wszystkich, przepraszał po tysiąckroć aż się cały popluł. I generalnie szło mu to sprawnie, ale jedna stara baba dzień w dzień chodziła do niego, odprawiając istne jasełka, że to umiera i w ogóle nie może tego znieść. Chłop starał się jak tylko mógł, próbował negocjować najbardziej przystępne godziny – nigdy napierdalanie wiertarką nie będzie wygodne, ale czasem nie ma wyjścia, myślę, że to wszyscy rozumiemy. No ale jakiś czas później (teraz) nie przeszkodziło jej to w zorganizowaniu remontu całego mieszkania, bez jakiegokolwiek poinformowania kogokolwiek, wywieszenia kartki, nic. Jest covid, także też można spodziewać się, że więcej osób przebywa w domach, uczy się, pracuje zdalnie. Ona jednak ma wypierdolone po całości, chłop jakiś nakurwia dzień w dzień do wieczora już dwa tygodnie. Jednego dnia ona sama chyba nie mogła tego wytrzymać, i wyjechała sobie na działkę gdy w międzyczasie robol łupał i wiercił do 21… dyspozytorka na 112 też oczywiście jak zwykle nic nie zrobiła, no bo nie ma ciszy nocnej jeszcze i chuj. Można komuś tłumaczyć, że spółdzielnia mieszkaniowa ma regulamin na całe osiedle, które w tygodniu zakazuje remontów po 19, a w weekendy po 14. Kiedy jej przeszkadzało, to trzeba było się grzecznie dostosowywać, ale kiedy ona coś robi, to wyjebane po całości. I powiedzcie mi w tym wszystkim, jak tu współżyć z takimi ludźmi? Człowiek też nie ma czasu, siły i energii żeby bawić się w ciągłe przeprowadzki. Najchętniej wyjebałbym na wieś, no ale z tego też więcej problemów niż ułatwień. To jest dobry wariant dla ludzi, którzy mają sensowne majątki, albo dostosowaną do tego pracę… to czym się zajmuję wymaga ode mnie, żeby pozostawać w ośrodku miejskim. Na koniec pragnę zauważyć, że te sentymentalne pierdolenia, że kiedyś to ludzie byli lepsi, bardziej wychowani itd. są śmiechu warte. Absolutnie nie ma znaczenia, kto ile ma lat, kurew zawsze jest masa i produkują one tylko następne – i tak się ta chujnia kręci…

8
0

Komentarze do "Życie w bloku"

  1. chujowiczu! zarabiaj z kluu.pl, bez działalności gospodarczej, konto automatycznie weryfikowane
  2. Ta dyspozytorka na 112… Miała wygoloną?

    0

    0
    Odpowiedz