Mój zad miał przyjemność przewieźć się a raz to ze stoliczki nad morze a potem w góry. Było to w te wakacje, aby za raz nie było, że w czasach PRLu…
Nie wiem co napisać. Dupy fajne, mowa o milusińskich pracowniczkach kawiarenki zwanej warsem. Ceny, niestety kosmos ale chuj z tym, nie o tym będzie mowa.
A o czym?
A o pendolino, za które zapłacono a nie ma.
3h z hakiem ze stoliczki wyszło nad morze i dwa razy tyle i pół z nad morza w góry.
Ubaw po pachy!
Niemiecki ICE zrobiłby to w godzinkę, czyli trasa nad morze i w 2.5 godzinki w drugą mańkę w góry. Francuski DGV to samo, gdyby rozpędził się w Madrycie (przykładowo) to zatrzymałby się w Warszawie szybciej, aniżeli ciuchcia z PKP wypuszczona z Krakowa choćby do Poznania. ICE miejscami jaki i DVG gonją lekko ponad 500km/h a normą na prostych jest 220-320km/h.
W Czechach natomiast kilka razy cyferblat pokazał 180. W Austrii norma 160-180 ale w górach zwalnia do 120.
A Polska?
90?
Nie pierdol głupot. TGV jeździ max 320 km/h w ruchu pasażerskim a te 500 km/h to wyssałeś z palca. Owszem eksperymentalny, specjalnie przystosowany TGV pobił rekord świata i pojechał 574 km/h ale to był jednorazowy przejazd.
Japoński pociąg na poduszce magnetycznej osiągnął nawet 602 km/h.
Wystarczy wziąć rozkład jazdy DBahn żeby stwierdzić, że ICE czasy przejazdu nie są takie rewelacyjne.
Faktem jest, że Pizdolino w Polsce jedzie 200 km/h ale na niewielkim odcinku trasy a na większości ok.160 km/h czyli tyle ile zwykła lokomotywa z Pafawagu EP 09 ciągnąca tradycyjne wagony.
Wszystko to można znaleźć w necie.
Tiaaaaa….