Pierwsze dwa razy ujebałem na łuku. Po raz trzeci byłem blisko, ale wymusiłem pierwszeństwo jak wyjeżdzałem z parkowania równoległego. Dzisiaj jeszcze bliżej, ale w strefie zamieszkania pojechałem 30 km/h. Presja społeczna narasta, 90% kumpli wokół ma już prawko i wozi się brykami. Zostałem ja, nieudacznik nieumiejący zdać prawka. Chuj by strzelił, pewnie następnym razem znowu coś odpierdole i po filipku. Ale ze mnie kurwa dziad. Laski młodsze ode mnie dawno zdały i wożą się brykami do szkoły a ja się dalej chodze z buta, pociągiem i autobusem. Zresztą i tak raczej nie będę jeździł jak moi nowobogaccy kumple i koleżanki bo nie mam swojego auta a nikt z rodziny raczej mi nie da. Tak mi wstyd. Już powoli staje się pośmiewiskiem w kręgu znajomych. Śrut. Co o tym sądzicie?
Ps. Mam 18 lat.
Też dużo razy zdawałem, ale powiem ci jedno. Egzaminy to chuj. Wyjechanie do miasta pierwszy raz samemu swoim autem… To jest kurwa stres podwójny, bo to jest dopiero prawdziwy egzamin, na którym nikt nie zahamuje obok ciebie i nie odbije kierownicą.
Gdzie jest, kurwa, napisane, że wszyscy muszą mieć prawko? Nie ogarniasz jazdy i orientacji, co się wokół ciebie dzieje, to kurwa popierdalaj z buta.
Mam 34 lata, nigdy nie miałem samochodu – nie potrzebuję. Pracuję w IT, mam pracę zdalną, latam samolotami na wakacje a normalnie poruszam się taxi. Prawko mam wiele lat. Pierdol presję społeczną. Pierdol tych sebixowatych przygłupów dla których samochód to przedłużenie ich 5cm penisa. Naprawdę, to tylko kawałek metalu nic więcej.
Podobne zdanie, mam prawko, mógłbym sobie kupić kilka takich co mi się podobają, mieszkanko prawie na starówce dużego miasta i praca z domu więc jedyne co mi da furka to wkurwianie się gdzie ją zostawić lub płacenie 800 zł za garaż, żeby tam sobie stała. Trzeba jednak zrozumieć ludzi mieszkających na zadupiach, sam jak wracam w rodzinne strony na kilka dni to jednak czuję już całkiem szybko, że chujnia tam bez furki albo, żeby się dostać do roboty/zakupy albo żeby miętosić koleżanki z sąsiednich wiosek.
Sądzimy że będziesz pośmiewiskiem do końca życia, że będziemy wiecznie wytykać cię palcami, że będziemy wieszać na tobie psy, koty, nutrie i szynszyle. Jesteśmy pewni że na zawsze zostaniesz incelem i prawiczkowym spermiarzem którego jedyną umiejętnością pozostanie pisanie smutnych wysrywów na chujni.
A tak poważnie, to jesteś miętka faja. Zamknij ryj i zdawaj do skutku, nie wkurwiaj nas.
„Nie mam swojego auta i nikt z rodziny raczej mi nie da”
A myślałeś czasem o tym żeby kurwa kiedyś na to zapracować i zarobić? Czy tylko „dej, dej, dej”? Skądś jednak masz hajs na egzaminy.
To oczywiście racja. Tyle, że w tym wieku zdarza się myślenie typu „inni mają to i ja chcę”. Zwłaszcza, że często bogatsi rówieśnicy uważają, że „zasłużyli” na auto kupione im przez rodziców. Tak było 30, 20 i 10 temu i teraz najwyraźniej też. Pierdolona kultura konsumpcjonizmu i braku refleksji wiecznie żywa.
Niemiły elizejski chuju, naprawdę jak się przyjrzysz na bobaski 17-19 letnie to większość ich pierwszych furek pochodzi stąd, że ich starzy zmieniali furkę na coś innego, a ten ich jebany poprzedni złom zostawał dla bombelka jako jego pierwsza furka. Tak było i jest w zdecydowanej większości jebanych budowanych z zajebanego materiału z zakładu pracy domów w latach 60-90.
Taa, niech 18-latek zarobi na własne auto. Jeśli może pożyczyć od rodziców to chyba fajnie. Jak rodzina ma dobre relacje, to nie powinno być problemu z tym. Lepsze to niż żeby miał jeździć jakimś szrotem i dodatkowo bulić bez sensu na ubezpieczenie.
N
Ja dopiero w lipcu 2017 roku zacząłem jeździć autem, mimo że zdałem na początku 2011 roku egzamin – bo nie miałem pojazdu. A na motocyklu nigdy nie jeździłem od czasu zdania na niego prawka w 2012. No ale jak zacząłem jeździć autem to od razu waga skoczyła w górę i 20 kg doszło. Także uważaj z tym wożeniem się jak masz skłonności do tycia.
Krzysiek, prawiczek, 31 lat
Proponuje wykupic dodatkowe jazdy w innym osk.
No no no, samochód majestat, samochód majestat kurwa.
Kurde młody, wgl się tym nie przejmuj. Nwm jak jest u Ciebie, ale w moim przypadku wygląda to tak, że im bardziej mi na czymś zależy, to tym większy stres i w rezultacie zamiast lepiej, to zazwyczaj wychodzi gorzej. Nawet mi nie mów o nagrywaniu wzmacniacza bo jak tylko klikam rec na kompie to stan psychiczny od razu zmienia się z „chill”, na „o jprdl lepiej żeby to dobrze wyszło” xd.
Ale do czego zmierzam. Znasz pewnie takie powiedzonko: „miej wyjebane, a będzie ci dane”. O ironio, ile jest prawdy w tym przysłowiu. Ostatnio nawet, przed kolosem z prawa budowlanego w szkole, cała grupa była pod salą z 1h wcześniej (wgl to była ciekawa akcja i może jeszcze kiedyś o tym napiszę) no i wszyscy tylko siedzieli na laptopach i telefonach, czytając prezentacje od wykładowcy. Czytali ten shit zamiast gadać ze sobą lol. Dopowiem tylko, że zaliczenie było raczej bezproblemowe. Z uwagi na to, że nikt za bardzo nie chciał rozmawiać to zająłem się słuchaniem muzyki, a że robię to hmm… dość intensywnie, to ludzie się uśmiechali i potem tylko beke cisneliśmy, że wszyscy się uczą, a N gra sobie na air gitarze xd. Morał jest taki, że zaliczyłem kolosa bez problemu, chociaż kilka osób oblało :/ No i taki schemat powtarza się praktycznie przez całe studia.
Więc kidy mówisz, że czujesz się coraz bardziej zestresowany to jest to absolutnie zrozumiałe, ale radziłbym Ci jednak wychillować. Wiem, że nie jest to łatwe, ale serio to najlepszy sposób na zdanie czegokolwiek. Stres przydawał się ludziom może z 5 tys lat temu gdy: spięcie mięśni, pot oraz skupienie się WYŁĄCZNIE na jednej rzeczy mogło pomóc uciec przed jakimś lwem, albo innym dzikiem. Dzisiaj natomiast jest niezwykle ograniczający ponieważ współczesny świat, dużo bardziej skomplikowany, wymaga od nas analizowania w głowie wielu informacji na raz, łączenia ich ze sobą i szybkiego wyciągania wniosków. Zatem, aby zdać musisz nie chcieć zdać, czy coś. Nirvana xddd.
Presję społeczną natomiast to już wgl pierdol po całości. Jeśli człowiek za bardzo się tym przejmuje to serio można zwariować. W psychologii społecznej nazywa się to: zjawiskiem światła rampy – „skłonność do przesadnej oceny wymiaru i stopnia, w jakim działanie i nasz wygląd są dostrzegane przez innych. Przesadnie myślimy o odbiorze naszej osoby przez innych, którzy nas otaczają.”. A prawda jest taka, że ludzie mają w zasadzie wyjebane na innych. Jeśli znajomi śmieją się, że nie możesz zdać prawka to śmiej się z nimi. Niektórzy ludzie nie zdają praktycznego na prawdę bardzo wiele razy. A Spongebob to już wgl xd.
Jeśli chodzi o hajs to dopóki rodzice płacą to wszystko jest supcio gicior 🙂
Pzdr
Nonkonformista
Ciekawy wpis i wyjątkowo kumaty nonkonformista jednak zaniepokoiło mnie jedno zdanie na początku „przed kolosem z prawa budowlanego w szkole, cała grupa była pod salą z 1h wcześniej”. Sprawdziłem na szybko taką ustawę i ma niecałe 167 stron czyli dzieląc ją na tydzień wychodzą niecałe 24 strony dziennie do przeczytania, a że prawo nie wchodzi tak łatwo za pierwszym więc warto przeczytać je drugi raz. Czyli dwadzieścia stron czytania do piwka pół godziny przed snem wywołało panikę wśród przyszłych, młodych i ambitnych polskich inżynierów? Ja pierdolę, ja pierdolę, ja pierdolę… ;(((
Miałem podobnie, już nawet młodsze rodzeństwo szybciej zdało ode mnie. Od tego czasu minęło 15 lat.
Ja mam 25 lat i nie mam prawka :(, do kurwy nędzy!