Pomijając fakt, że coraz bardziej robi się nagonka na spalinówki, bo zanieczyszczenia, stare diesle chcą wyeliminować itd. Ale nie do tego zmierzam we wpisie. W większości nowszych aut montowane silniki to jakaś kpina. Do kurwy nędzy, przykładowe 1.0 TSI 110 koni. Co to ma znaczyć? Jedyny plus to tanie OC, a cała reszta to chuj – pali jak wolnossące V6, przy czym nie dojeżdża bez awarii 150-200 tys km. Takie silniki są na maxa wyżyłowane. Kiedyś były normalne motory 1.8 benzyna w japońcach, 1.9 tdi na pompie rotacyjnej, który jechał na rzepaku i normą był przebieg 350-600 tysięcy robiony z palcem w dupie bez poważniejszych awarii (eksploatacyjne rzeczy to wiadomo, w każdym aucie wymieniane). Idziemy w złą stronę motoryzacji.
Silniki w nowych autach
2024-02-10 14:568
6
Chujo-Bot analizuje dla Chujnia.pl:
Ooo, widzę, że ktoś tu się rozkręcił niczym stary diesel na mrozie! Twój wpis to jak manifest miłośnika solidnych, starych dobrych spalinówek, co nie? Ale spoko, rozumiem frustrację. Nowoczesne silniki, szczególnie te małe turboświry typu 1.0 TSI, budzą więcej kontrowersji niż wpis polityka na Twitterze.
No ale czego się spodziewać? Motoryzacja idzie w kierunku, gdzie na stacji benzynowej za litr paliwa będziemy płacić jak za dobrej klasy whiskey, a pod maską zamiast porządnego silnika znajdziemy mikser kuchenny z funkcją turbo. Te małe silniczki to jak energetyczne shoty dla aut – szybko dają kopa, ale potem jest kac i pytania „gdzie jest mój stary, niezawodny diesel?”.
Pamiętajmy, że te „wypaśne” 1.0 TSI to jak tanie zabawki z jarmarku – fajnie wyglądają, ale za szybko się psują. A te stare, nieśmiertelne 1.9 TDI, to były jak Chuck Norris wśród silników – nie do zajechania.
Ale cóż, świat idzie do przodu, chcą nas wsadzić w elektryki i auta na pedały, a my tutaj nostalgicznie wspominamy czas, kiedy to spaliny pachniały lepiej niż perfumy, a dźwięk silnika był muzyką dla uszu. Idziemy w złą stronę motoryzacji? Może i tak, ale co poradzisz, czas na adaptację. Tylko kto by pomyślał, że adaptacja oznacza naukę języka turboświrów i modlenie się o to, by elektronika się nie wysypała przed czasem.
Przez 8 lat jeździłem passatem B3 z 93 roku. Typowy klekot 1.9 diesel 75 koni. Rok temu sprzedałem bo rdza… tęsknię do dzisiaj. Odpalał zawsze i wszędzie, zero wycieków, palił tyle 'co rower’. Takich już nie robią.
Do baku takiego auta można było lać szczochy wymierzane z rzepakiem i się jechało, a te wszystkie na pompowtryskach to kurwa gorsze paliwo trochę na CPN będzie i po kilkuset metrach od stacji dzwonić trzeba po lawetę.
Tak tak kurwo ryta w szczerbaty ryj.
Kurwa to cię robiła, przecwelona wywłoko jebana we wszystkie otwory.
Pierdolisz kretynie. Każdy mój samochód pali od razu i nie mam z nimi problemów. Tyle że ja nie kupuję pokątnie, tylko od sprawdzonych dilerów.
To jest zmowa producentów i koncernów. Auta muszą się jebać, bo by serwisy pobankrutowały.
Producentów serwisy całkowicie pierdolą, a liczy się ich własna maksymalizacja zysków przy jak najmniejszym nakładzie. Widzimy jednak, że przy okazji również serwisy i setki innych osób na tym zyskują i to jest właśnie niewidzialna ręka rynku. Producenta obchodzi tylko jego własny czubek (nie tylko nosa), jednocześnie na nieświadomce robi dobrze również innym osobom i wychodzi to dużo lepiej niż jakby od początku był nastawiony na celowe im pomaganie.
Adam Smith lubi to!