Za chuj nie potrafię oglądać zagranicznych filmów (obojętnie czy to angielski, francuski czy niemiecki, japoński itd) z lektorem lub o zgrozo dubbingiem. Nie dość, że pierdoli się cały efekt dźwiękowy, to jeszcze lektor jest często bez żadnych emocji. Aktorzy krzyczą przykładowo pomocy! czy nie zabijajcie nas, a lektor mówi to tonem, jakby właśnie zjarał skręta. Na całe szczęście mam wykupiony pakiet Netflixa i możliwość wyboru oryginalnej ścieżki z napisami (anglojęzyczne i amerykańskie bez niczego, bo jestem z angielskiego na dobrym poziomie).
2
5
„Aktorzy krzyczą przykładowo pomocy! czy nie zabijajcie nas, a lektor mówi to tonem, jakby właśnie zjarał skręta”
Teoretycznie lektor powinien mówić głosem możliwie neutralnym – takim samym cały czas.
Odkąd nauczyłem się angielskiego, to filmy/seriale mogę oglądać nawet i bez napisów, więc w przypadku anglojęzycznych filmów – TYLKO oryginał. Ale lektorzy w większości są OK (chyba, że gość ma do dupy głos), no i są potrzebni, bo jednak nie wszyscy język obcy znają i nie da się znać wszystkich języków, więc super sprawą jest jak np. w kinie osobno są seanse w oryginale osobno z lektorem/dubbingiem, żeby każdy wybrał sobie to, co lubi, lub to, co musi z braku znajomości „inastronnych jazykow”.
Co jest najbardziej chujowe w przypadku lektora i dubbingu to tłumacze, którzy tłumaczą filmy, jakby nie znali języka, z którego tłumaczą (to jest plaga od dekad, jeszcze od czasów PRL, ale PRL można było zrozumieć, obowiązującym językiem obcym był wtedy kacapski). I to przede wszystkim przez jebanych tłumaczy tłumaczących dialogi nie cierpię polskiego dubbingu i filmów z lektorami. Drugą kwestią w przypadku dubbingu w Polsce jest fatalny dobór głosów aktorów do roli (może tylko niektóre kreskówki były tu wyjątkiem; dubbingowane filmy to tragedia – jak usłyszałem w trailerze ostatnio dubbing nowego Indiany Jonesa, to się załamać idzie, a mało mnie szlag nie trafił, gdy się okazało, że większość godzin seansów tego filmu w kinie to właśnie dubbing i ciężko było znaleźć sobie dobrą godzinę dla wersji z napisami). I obyśmy nigdy nie poszli niemiecką drogą, gdzie dubbinguje się wszystko, bo w polskim wykonaniu to będzie narodowa tragedia. Niemcy przynajmniej umieją to robić na poziomie, choć nadal oryginał na ogół jest lepszy niż niemiecki dubbing.
Jedno tylko bardzo lubiłem. Tomasza Knapika czytającego w latach 90-tych „Świat wg Bundych”. I do dziś dla mnie jeśli „ŚwB”, to tylko Pan Lektor Knapik, nieodżałowany… No i Czubówna jest zajebista do lektorowania filmów przyrodniczych. Zresztą zawsze uważałem, że oba głosy – Czubówny i Knapika – powinny zostać uznane za dobra narodowe, po czym zarchiwizowane w ten sposób, by gdy ich zabraknie, nadal można było wykorzystywać je przy pomocy AI w nowych filmach. To są głosy – instytucje. 🙂
Ale zawsze może być jeszcze gorzej. Obczaj sobie, jak kacapy puszczają „film z lektorem”… Tam jest wtedy przyciszona ścieżka dźwiękowa z oryginału, a lektorów jest przynajmniej dwóch – laska i facet, osobno do czytania ról żeńskich i męskich. I po minucie czegoś takiego człowiek dostaje pierdolca… No ale to kacapowo… – stan umysłu.
Jeszcze gorzej jest, jak lektor tłumaczy fuck na cholera.
„Jeszcze gorzej jest, jak lektor tłumaczy fuck na cholera.”
To nie lektor tłumaczy. Lektor tylko czyta, co mu każą. 😉
A ja mam pewien sentyment do tego bezbarwnego głosu lektora. Chyba dlatego, że za dzieciaka właśnie w taki sposób oglądało się wszystkie filmy (no może oprócz bajek, ale akurat w animacjach polski dubbing jest naprawdę dobry do dziś).
Huj ci fhuj