Kult metropolii

Przez całe swoje życie mieszkałem w dwóch spośród największych miast w Polsce i wciąż nie mogę zrozumieć tej całej mody na metropolie i ich gloryfikowanie.

Generalnie odpowiada mi klimat dużych miast, żyje się dobrze, do korków i drożyzny można się przyzwyczaić, ale z biegiem czasu coraz bardziej doskwierać zaczyna styczność ze specyficzną kategorią mieszkańców, którzy mają niestety coraz większy udział w ogólnej populacji. Na pewno każdy miał kiedyś z nimi do czynienia. Chodzi mi o tych wszystkich, których jedni nazywają „młodymi, wykształconymi
z wielkich ośrodków” (kiedyś była tu chujnia im poświęcona), drudzy „bananową młodzieżą”. Są to ludzie – zazwyczaj ze wsi i małych miasteczek – którzy wręcz definiują się przez pryzmat przeprowadzki do dużego miasta. Miejsce zamieszkania jest ich głównym przymiotem, a zarazem największym życiowym osiągnięciem. Na czym polega śmieszność tej grupy? Na tym, że mieszkając w tym mitycznym „wielkim” mieście prowadzą życie jak ze stereotypowych historii o zgniłych, prowincjonalnych miasteczkach, czyli jedyna atrakcja to chlanie i seks po pijaku. Zawsze śmieszą mnie te bajki o dostępności do teatrów i galerii sztuki, w których ostatni raz byli z klasą w podstawówce 😀 Nie przeszkadza to im jednak napędzać tego bezsensownego wyścigu szczurów, tej ciągłej rywalizacji, kto gdzie nie był i ilu panienek w modnym lokalu nie zaliczył. Włóczy się później taka bananowa gawiedź od starbucksa do starbucksa i płaci po 30 złotych za kawę, którą w Janusz Cafe wypiłoby się za 5 PLN. Ale przecież Starbucks, jebać biedę, kurwa! 😀 Jeszcze lepsze są te wszystkie „alternatywne” laski na każdym kroku. Wymalowane, wytatuowane, ubrane na jedną modłę zasuwają dymać na śmieciówce za 1300 zł w Zarze. Ale WARSZAWSKIEJ Zarze, czyli zwycięstwo w drugim pokoleniu można manifestować 😀

Nie rozumiem też, jak w odniesieniu do jakichkolwiek polskich miast można mówić o wielkomiejskości. Metropolią to może być Nowy Jork albo Tokio, ale Warszawa? Ile można jeszcze zachwycać się nad zdjęciami tych samych kilku wieżowców? Każdy, kto trochę Polskę pozwiedzał zdaje sobie chyba sprawę z tego, że poza ścisłym centrum każde miasto wygląda bardzo podobnie, a liczba jego ludności zależy głównie od tego, ile gdzie bloków z wielkiej płyty postawiono za komuny.

Jedyny sensowny argument na rzecz dużych miast jest taki, że rzeczywiście jest tam sporo więcej pracy, ale też nie oszukujmy się – większość ludzi nie zostaje tam prezesami czy menedżerami korporacji i w zdecydowanej mierze robi za 2 – 3 tys. netto.

Wbrew powszechnej opinii dla mnie duże miasta to obecnie chujnia i śrut. Tylko czekam, aż będę mógł spakować się i uciec od tych wszystkich wielkomiejskich oszołomów.

47
2

Komentarze do "Kult metropolii"

  1. chujowiczu! zarabiaj z kluu.pl, bez działalności gospodarczej, konto automatycznie weryfikowane
  2. Zapraszamy na wieś, tu jest dopiero walka o przetrwanie. Ja to marzę o jakiejś cichej, własnej , klitce w bloku, w dużym mieście, gdzie mógłbym żyć anonimowo. A nie jak na wsi, gdzie sąsiad wiem o tobie więcej, niż ty sam. A jedyną rozrywką jest alkohol. Do tego brak sensownej pracy i perspektyw.

    20

    2
    Odpowiedz
    1. Tak. Mieszkam w mieście ale prawie codziennie bywam na wsiach służbowo. I widzę nudę i alkoholizm. A słyszę plotki i pierdolenie o chorobach i o dupie Maryni.

      6

      0
      Odpowiedz
    2. Dokładnie. Ktoś, kto gloryfikuje wieś i małe miejscowości prawdopodobnie nigdy tam nie mieszkał. Chodzi mi tutaj przede wszystkim o znalezienie pracy, rozwój i większe możliwości. Na prowincji można tylko o tym pomarzyć.

      5

      0
      Odpowiedz
    3. Ja mieszkam na wsi i powiem ci ze to co piszesz to gowno prawda. Tak to moze bylo na jakiejs pipidowie 10 lat temu.

      2

      1
      Odpowiedz
  3. Wyprowadź się do Wyszogrodu. Piękne niewielkie miasto.

    14

    0
    Odpowiedz
    1. Bo polaczki nie maja nic do zaoferowania.Dlatego bol dupy….wszystkie wieksze miasta
      to metropolie,firmy giganty,slynne polskie kluby sportowe itp.

      0

      0
      Odpowiedz
  4. Ja jestem z Grochowa i pierdolę te słoiki, o których piszesz. Oglądam Blok Ekipę i w dresie walę Królewskie z sąsiadem pod klatką schodową.
    A poważnie, to słusznie prawisz – bardzo często polskie miasta wyglądają podobnie – podobne wielkopłytowe osiedla, Lidly, Biedry, Castoramy i alkohole 24. Mało tego, dzięki internetowi i tanim dostawom, np. do paczkomatów, mieszkając w małym mieście, czy nawet na wsi, masz dostęp do wszystkich towarów, nie jest ci do niczego potrzebny pod nosem Empik czy inny sklep, np. z suplami. A żyje się spokojniej i w zdrowszej atmosferze. Jedyne co oferuje Warszawa, a czego nie znajdziesz w mniejszych ośrodkach, to łatwy dostęp do lotniska, kultury i opieki medycznej. Ja chodzę na przykład na filmy Warsaw Watch Docs, Afrykamery, teraz w Lunie szykuje się tydzień kina hiszpańskiego. Podobnie jeśli trafi ci się jakieś wredne choróbsko. Weźmy takie np. żylaki powrózka nasiennego. Obniżają poziom testosteronu i jakość nasienia, a wszędzie w Polsce chcą to operować. Tymczasem w Warszawie, bez dużej kolejki, możesz umówić się na embolizację przez żyłę udową, np. w WIM Szaserów. Rozwinięta jest neurochirurgia itp. Poza tym, jak nie podoba cie się jakiś doktorek, możesz mu nawrzucać i iść do innego. W małym mieście nie możesz zadrzeć z lekarzem, bo będziesz miał przejebane. Tak samo w robocie. Nie daj Bóg w małej mieścinie podpadniesz ludziom z układami w mieście i masz przejebane – obrobią ci dupę i nie znajdziesz roboty mimo najlepszego CV. W Wawie idziesz w pizdu do innej roboty 3 dzielnice dalej i jakiś tam Janusz z firmy X może cię cmoknąć w pompkę, nie jest w stanie ci zespuć opinii w całej Stolicy. No i samochód – w Warszawie to wygoda, na prowincji konieczność.

    19

    0
    Odpowiedz
    1. Elo Ziomek z Grochowa, jam z Kobielskiej

      2

      0
      Odpowiedz
      1. Witolińska pozdrawia.

        2

        0
        Odpowiedz
        1. Pozdro dla trzech kolegów wyżej.

          0

          1
          Odpowiedz
  5. Daje plusa, ale nie zgodzę się z kilkoma rzeczami. Duże miasta dają mimo wszystko możliwość spotkania naprawdę interesujących, ambitnych ludzi, których po prostu nie można spotkać na prowincji. Druga sprawa to możliwość znalezienia pracy w miarę zgodnej ze swoimi zainteresowaniami, lub możliwość jej szybkiej zmiany. Duże miasto daje również anonimowość, co dla niektórych jest dużym plusem. Sam pochodzę z prowincji i wolę prowincję, ale uwierz mi ona też ma swoje grube minusy :p

    7

    1
    Odpowiedz
  6. Pij siku kozy. Zawiera dużo pożywnej laktozy !

    1

    3
    Odpowiedz
  7. „(…)którzy wręcz definiują się przez pryzmat przeprowadzki do dużego miasta. Miejsce zamieszkania jest ich głównym przymiotem, a zarazem największym życiowym osiągnięciem.” – no właśnie tak to jest. Przeprowadzka do dużego miasta jest ich największym życiowym osiągnięciem – tam gdzie oni mają sufit (szczyt marzeń), ja i Ty mamy podłogę, bo jak ktoś się urodził w dużym mieście i jego rodzina mieszka w nim od pokoleń, to ma na to totalnie wywaloną knagę, bo to dla niego norma.

    1

    0
    Odpowiedz