Od 15 lat kibicowałem pewnej drużynie piłkarskiej: śledziłem transfery, kontuzje, wszystkie newsy, oglądałem wszystkie mecze. Ale w końcu zdałem sobie sprawę, że po jaki chuj ja to robię? Po co ja na to wszystko tracę czas? co ja z tego mam? Przecież ci gwiazdorzy-milionerzy mojego klubu mają mnie w najgłębszych obszarach swej dupy – jakiegoś anonimowego polaczka. Nie wiedzą o moim istnieniu, srają na mnie. A takich baranów jak ja są na świecie miliony, a wśród nich osoby których nienawidzę – i ja mam się niby razem z nimi cieszyć i smucić zmaganiami „naszego” zespołu? Podobnie rzecz się ma z Olimpiadą i całą resztą. Co z tego, że Polska zdobędzie 15 medali albo też nie zdobędzie żadnego? Jakie to ma znaczenie dla społeczeństwa wyłączając samego zawodnika i jego bliskie środowisko? Albo że Legia czy Lech awansują do kolejnej rundy Ligi Europy czy też nie. Strasznie się tym do tej pory jarałem i teraz zdałem sobie sprawę, że kompletnie niepotrzebnie. Czy dzięki temu lepiej będzie mi się wiodło w życiu, dzięki igrzyskowym medalom znajdę pracę? Ci sportowcy pod płaszczykiem patriotyzmu, dumy czy wielkiego „przywiązania do klubu” zbijają sobie grubą forsę, która pozwoli im i kolejnym pokoleniom wieść luksusowe życie. A my jesteśmy po to, aby im w różny sposób to zapewnić – czy to kupując bilet na mecz, czy też pamiątkę ze sklepu danego klubu, czy wreszcie za sprawą finansowania z podatków emerytur olimpijskich. I stąd to opowiadanie o „jedenastym zawodniku”, wielkiej roli kibiców (a naprawdę w 100% skoncentrowany sportowiec na granicy wysiłku głęboko w dupie ma krzyki na stadionach czy „trzymanie kciuków” przed telewizorami). Teraz oglądam sport, ale już tylko dla całkowitej rozrywki obserwując np. ładne akcje w futbolu, bez żadnych emocji, ew. z tymi wywołanymi za sprawą pięknej bramki czy ładnej wymiany bokserskiej. Otrzeźwiałem, koniec z kibicowaniem.
Chujnia z całym tym kibicowaniem
2014-02-13 17:50101
58