Cześć ludzie, Kali… I ty, Mesiu, loszko ty moja… Pozdrów Byczywąsa, tylko pamiętaj, nie wtedy, jak mu będziesz ssał, bo, po pierwsze, to nieładnie mówić z pełnymi ustami, a po drugie, jeszcze mu odgryziesz i będziecie cierpieć obydwaj. Tematem dzisiejszym jest „ojczyzna polszczyzna” i nie, nie chodzi mi o program szanownego Profesora Miodka. Ad rem. To, co mnie ostatnio coraz bardziej wkurwia (no, nie tylko to mnie wkurwia, jest też wiele innych rzeczy, ale dziś o nich nie będzie) to błędy językowe. Żebyśmy się dobrze zrozumieli: nie chodzi mi o to, że szary Kowalski popełni jakiś błąd. Zdarza się. Nie chodzi mi także o typowe błędy ortograficzne. To też się zdarza. Chodzi o błędy, jakie robią ludzie, którzy, niejako zawodowo, zajmują się „pracą z językiem”. Pierwsza grupa takich wkurwiających błędów, to błędy w tłumaczeniach z obcego języka na nasze. No szlag mnie trafia, gdy po raz n-ty słyszę powtarzane błędne tłumaczenie a do tłumacza, który podobno ma dyplom z ukończonych studiów językowych i pozdawane egzaminy państwowe uprawniające do dokonywania tłumaczeń, nie dociera, że tłumaczy źle. Pół biedy, jak złe tłumaczenie nie powoduje, że trzeba się domyślać, o co chodzi w fabule filmu czy książki, ale i to się zdarza i to coraz częściej. Druga grupa, na ogół powiązana z tą pierwszą, to błędy gramatyczne. Coraz bardziej nagminne. I co gorsza, najbardziej widoczne w książkach, pomimo iż tłumacz jest przecież humanistą, pisarz, jeśli książka jest polska, także powinien znać język polski na przyzwoitym poziomie, a na dokładkę jest przecież jeszcze korekta i przepuszcza takie kwiatki, za które w moich dawnych szkolnych czasach klienta z podstawówki by nie wypuszczono. I to nie dlatego, że coś rzeczonej korekcie umknęło. Nie… Nagminnie powtarzają się te same, dokładnie te same błędy, tak jakby korektor nie znał naprawdę samych podstaw języka polskiego. Nie zrozumcie mnie źle. Ja wiem, że ludzie mają większe problemy, sam też mam. Ale wiecie co? Po trudach dnia codziennego, chcę sobie usiąść w spokoju i obejrzeć jakiś film, serial czy przeczytać jakąś książkę, za które kupę kasy musiałem wydać, zapomnieć na chwilę o wszystkim i delektować się treścią… I, kurwa, nie mogę, jak co drugie zdanie jest jakiś językowy koszmarek. To w nadmiarze po prostu psuje odbiór całości i czar pryska, człowiek zamiast się zrelaksować, to coraz bardziej obsesyjnie zwraca na to uwagę, aż w końcu wstaje od tego „relaksującego” zajęcia wkurwiony bardziej, niż przez cały dzień się dał wkurwić. Za PRL-u, cokolwiek złego by o nim nie mówić, pod tym względem poziom był naprawdę o klasę wyższy. I to pomimo odcięcia od Zachodu, z którego przychodzi większość literatury i kinematografii, co utrudniało tłumaczom życie, i pomimo braku możliwości korzystania z takich dobrodziejstw techniki jak komputer z wbudowanym słownikiem i z dostępem do internetu, gdzie w parę minut wszystkie wątpliwości można rozwiać. Tylko trzeba chcieć. Ale przede wszystkim ludzie, którzy tym się zajmowali, rzeczywiście znali poprawną polszczyznę (wspaniały język zresztą) a dziś „śpiewać każdy może”.
Błędy
2014-05-25 11:1441
93
wypierdalaj na K-PAX
sądzę, iż ów tłumacz z dyplomami, zaświadczeniami, skończył kursy, szkoły i uczelnie z papierkiem dyslektyka, a pracę załatwiła ciocia… albo kolega wujka
„Ojczyzna kongijszczyzna” to dewiza który mieć dla Kali wymiar głęboka, jak pytoni gardło. Globalizacja sprawić, że Kali używać w pracy języki obca (sceny z udziałem Bwana Kubwa kręcić po francuska, a kiedy pojawiać się Idrys i Gebhr przechodzić do grecka).
Jednak murzyński dusza objawiać się z cały moc w domowa pielesze i do rodziny Kali zawsze wyrażać się w najczystsza literacki kongijszczyzna i tylko czasem pomagać sobie lekki gestykulacja kałasznikowem. Dzięki temu Mea, mała czarnuch Nasibu i stara Dinah doskonale rozumieć wymowna murzyn i domowy ognisko płonąć z siłą wodospadu.
Bo wolny rynek (pozdrawiam wszystkie korwiniątka) wymusił na wydawcach ograniczenie korekty. Efekty są takie, jakie szanowny przedmówca zauważył. Nie mówiąc już o portalach informacyjnych, gdzie wiadomości są tłumaczone z angielskiego przez chyba gimnazjalistów.
masz 5 pentagramow, bo smiechlem.
Mnie wkurwiają niemożebnie końcówki z -ą (np. „przyglądam się kolegą”) na dużych portalach internetowych i w gazetach.
Bo dzisiaj lódzie nie óczom sie odmianuw końcófkuf I dlatego som niedoedukowani. Ja sam już nieraz mam z tym problem, nawet w mowie potocznej, kiedyś będąc na bankiecie, w wykwintnym towarzystwie ludzi kultury i sztuki, oraz innych celebrytów nagle poczułem zapach bzdziny, chcąc dowiedzieć się kto jest jej autorem chciałem zadać to pytanie najbliżej znajdującej się osobie, jednak miałem problem z poprawnym gramatycznie sformułowaniem tego zdania pytającego, nie wiedziałem czy powiedzieć „czy pani pierdła” czy „pierdnęła”. W końcu aby zaspokoić moją ciekawość i wybrnąć z sytuacji rzuciłem ogólne pytanie ” kto się zesrał?”
Zajmujecie się pierdołami, bo nie jesteście zaspokojeni seksualnie. Mojej loszce zdarza się robić błędy, czasem zwracam jej na to uwagę, ale wybaczam wszystko, gdy wieczorem wyśmienicie obrabia mi pałę. Nie każdy jest mistrzem intelektu, ona odnajduje się w zaspakajaniu mnie i jest z tego kurewsko dumna.
rób doktorat
A weź spierdalaj bo mnie wkurwiasz
Ty rozumiem jesteś po filologii?
Mnie wkurza jak ktoś mówi „pełnić rolę”. Rolę się odgrywa a pełni się funkcję.
ale w sumie o co ci chodzi?zwariowales?
komentarzy humanoida od loszki nie powinieneś się obawiać ponieważ jego błąd polega na tym że jest bardzo prymitywnym i ograniczonym osobnikiem, któremu do szczęścia potrzeba tylko opierdolić pałę przez nijakiego rodzaju otwartą paszczę.
Ą czy świat się zmieni, gdy z młodych gniewnych wyrosną starzy wkurwieni?
Takie pitolenie o niczym, nawet ani jednego przykładu nie podales, ot bezplciowa chujnia, jak czytane teksty, na które sapiesz. Tobie samemu też energii do końca nie starczyło, żeby się wysilic, bo dwa ostatnie zdania masz z gramatyczno-stylistycznej dupy. Zaczynanie od „ale”, czy brak przecinka w ostatniej linijce pokazują, że cos tam z polskiego wiesz, ale nie do końca. Proponuję wracać do książek i uczyć się dalej.
Widzę mało gwiazdek. Cóż, bydło myśli tylko o tym, żeby się napić i zakąsić. Wyższa kultura, taka jak obcowanie z książką, nie leży w waszej naturze jak widać:) Nie ma to jak fb, dyganie z gwiazdami czy warsaw whore… upadek obyczajów;)
Dobrze gadasz. Winna temu jest polska edukacja. Mieszkam za granica od lat. Spotykam Polakow, ktorzy twierdza, ze uczyli sie niemieckiego i angielskiego Cale liceum. Wiesz, co umieja? WIELKIE GOWNO.Wy zginiecie w tej Polsce. Niebawem.
Długie to i dość nędzne. A te wasze problemy językowe są o dupę rozbić, filolodzy od siedmiu boleści.
Ale o co ci chodzi kolo? Każdy ma taką nawijke jaka mu pasi,co nie? No i ciul tam że tłumacz, to co do chuja wafla w tym telewizorze ma inaczej beblać jak z ziomalami na piwie, bo przed telewizorem siedzi lodziarz ze spiętymi pośladami? A idź czochrać bobra.
W chuj droga książka? Proponuje nauczyć się korzystać z biblioteki pajacu.
Ty się też w paru miejscach ciulnąłeś, w co drugim zdaniu jest jakiś koszmarek, a nie co drugie zdanie jest jakiś koszmarek, dał się wkurwić, a nie się dał wkurwić.
za długie. nie czytam
Za długie te wypociny – nie czytam.