Ludzie mnie wkurwiają

Nie ma nic bardziej wkurwiającego niż ludzie. jak masz kogoś w dupie to jest źle, jak zaczyna ci na kimś zależeć, jeszcze gorzej. jak ktoś coś od ciebie potrzebuje to starasz się pomagać, jak ty potrzebujesz pomocy to stoisz dupą do wiatru. pierdolona zgnilizna, sztuczne mordy serwowane przez telewizyjnoradiowe buractwo. jak myślisz po swojemu i wyrażasz swoje poglądy, nie tolerując pewnych zachowań to jesteś cham i prostak, przecież wolność słowa leży tylko po jednej stronie. nie ma bardziej zjebanego zwierzęcia niż człowiek, brzydzę się każdym z osobna tak samo jak samym sobą. jak można twierdzić że jesteśmy wolni, jeśli wszystko na czym polega nasza marna egzystencja to budowanie tronów dla kilku skurwieli, których przypadek postawił ponad zgniłą resztę? poprzez brednie pakowane nam w głowy przez polityków, media, popkulturę i kościół staliśmy się tylko marnym obrazem upadku, w obecnych czasach tak na prawdę nikt nie jest sobą. jest wypadkową skurwienia, które go otacza. nie istniejący boże, nie miej nad nami litości.

166
100

Komentarze do "Ludzie mnie wkurwiają"

  1. chujowiczu! zarabiaj z kluu.pl, bez działalności gospodarczej, konto automatycznie weryfikowane
  2. Dlatego największą ilość czasu spędzam w domu by nie patrzeć na głupie mordy.

    11

    0
    Odpowiedz
  3. Mnie też ludzie wkurwiają. A wy tutaj komentujący chuje najbardziej. Wy nędzne robaki. Na kolana i do gały.

    P.S. Ten pode mną, to chuj

    4

    1
    Odpowiedz
  4. Rób doktorat

    0

    1
    Odpowiedz
  5. Dobra chujnia, masz ode mnie maks gwiazdek. Myślę podobnie ale kanalia moder nie przepuścił mojego wpisu więc Ty pisz częściej.

    0

    0
    Odpowiedz
  6. Brzydzisz się ludźmi, swoim gatunkiem to spierdalaj żyć do lasu albo na bezludną wyspę. To nie ludzie dookoła Ciebie mają problem tylko ty aspołeczna gnido.

    1

    13
    Odpowiedz
  7. Biorę w kichę, pozdro byczek Andrzej.

    0

    0
    Odpowiedz
  8. To prawda,świat i cała ludzkość zeszły na psy.Tylko 3 wojna światowa wyprostowała by obecną wykolejoną cywilizacje.Wtedy ludzie docenią np.kromkę chleba.

    3

    1
    Odpowiedz
  9. Według LaVeya człowiek jest w pewnym sensie zwierzęciem bo ma podobne cechy egzystencjalne/666.

    0

    1
    Odpowiedz
  10. Za to cumswap to współpraca trzech osób.

    2

    0
    Odpowiedz
  11. Amen. 100% racji.

    3

    0
    Odpowiedz
  12. Niewolnictwo w matrix niestety, zapierdalać i nie zadawać za dużo pytań. Tylko to zostało szaremu człowiekowi. Nawet te pizdy z rządu są tak naprawde niewolnikami, tylko za troche wiekszą kase. A kasa to tylko puste papierki i numerki biorące swoją wartość z głupoty i idiotyzmu ludzi. Pojebany świat, niestety.

    6

    0
    Odpowiedz
  13. Heheheh. Poczytaj przepowiednie biblijne, się sprawdzają obecnie bardziej niż kiedyś.

    1

    2
    Odpowiedz
  14. A gdzie jest ta odktórej wszystko przeszkadza.

    0

    0
    Odpowiedz
  15. Zgadzam się w 100 %

    0

    0
    Odpowiedz
  16. Bardzo dobra chujnia ! Ludzie to ścierwa z naprawdę bardzo małymi wyjątkami !

    4

    0
    Odpowiedz
  17. Tutaj gej Roman, jak mam kogoś w dupie to jest mi cudownie zajebiście, a jeśli miałbym w niej twojego kija byku to byłbym podniecony do granic możliwości. Zapraszam do mnie na wzajemne dymanie.

    3

    0
    Odpowiedz
  18. 13.Wasze biblijne żydowskie bajki. Nic z tego nie wynika kompletnie nic to wasze chore urojenia katofanatycy.

    2

    0
    Odpowiedz
  19. pisz uwerturę…

    0

    0
    Odpowiedz
  20. A co się nie odzywa ta,cokonduktorów podrywała i przeszkadzała pić piwo.

    1

    0
    Odpowiedz
  21. A gdzie jest ta co nie ma orgazmu pochwowego.

    1

    0
    Odpowiedz
  22. @13 – ależ wynika bo w Biblii są pewne dobre nauki życiowe. Sam się zachowujesz jak fanatyk jeśli twierdzisz inaczej 😉

    0

    0
    Odpowiedz
  23. Czy konsumpcyjne nastawienie do życia możemy uznać za absurd? Rozwinięcie tematu w odwołaniu do koncepcji egzystencjalistów i personalistów.

    „Czy konsumpcyjne nastawienie do życia możemy uznać za absurd?”

    Problem, czy konsumpcyjne nastawienie do życia można uznać za absurd pozostaje problemem spornym. Jedni nie widzą w nim nic złego, ponieważ człowiek posiada różne wartości i priorytety, które sprawiają, że czujemy się szczęśliwsi i spełnieni. Jednakże w czasach obecnych postawa ta jest zazwyczaj postrzegana jako brak opanowania umysłu, chciwość i pożądliwość. Zaspokajanie swoich potrzeb staje się głównym celem ludzi, mimo, że najważniejsze wartości to nie nowe buty, lecz coś trwałego i niezmiennego jak szacunek, zaufanie czy przyjaźń.

    Samo posiadanie to normalna rzecz. Każdy z nas coś posiada, na przykład ubranie. Część ludzi posiada też inne rzeczy: samochód, telewizor, telefon komórkowy. Aby żyć, musimy mieć. Nie da się żyć nie mając niczego. Trzeba też pamiętać o tym, że obecnie trudno jest stwierdzić, co jest prawdziwą potrzebą człowieka, bo to sama istota posiadania. To nasze podejście do tego świadczy o tym, czy nadmierne przywiązywanie wagi do zdobywania dóbr materialnych wszelkiego rodzaju jest dla nas absurdem, czy też nie. Erich Fromm w „Mieć czy być?” pisze:

    „Współczesny konsument mógłby za swoją dewizę wziąć formułę: Jestem = to, co posiadam, i to, co konsumuję.”[1]

    Opierając się na tym cytacie możemy stwierdzić, że bycie polega poniekąd na posiadaniu.

    Według egzystencjalistów człowiek jest kreatorem swojego bytu, a jego wartości są tylko takie, jakie sobie sam ustanowi. Co więc jeśli ktoś uznaje konsumpcjonizm za dobro?

    Każdy wybór, który został dokonany świadomie jest dobry, jest to jedno z podstawowych założeń tej doktryny filozoficznej. Innym z kolei jest motyw pesymizmu i nicości: życie jest wszystkim, reszta to tylko abstrakcja i fikcja. Wszystko, co trwałe jest wymysłem.

    W tej pracy spróbuję się przypatrzeć i odpowiedzieć na te pytania z punktu widzenia dwóch nurtów filozoficznych: egzystencjalizmu i personalizmu. Postaram się na początku przedstawić ich charakterystykę.

    Filozofia egzystencjalna została zainicjowana przez Sørena Kierkegaarda (1813-1855), który w swoim sposobie rozumienia filozofii wyróżniał trzy zasadnicze wartości:

    a) Interesował się wyłącznie człowiekiem, głównie jego stosunkiem do Boga. Zagadnienie życia było dla niego wyłącznie moralne i religijne.

    b) Programowo był myślicielem subiektywnym, lecz także pluralistycznym.

    c) Chciał filozofii wnikającej w samo konkretne istnienie człowieka i jego właściwości etyczne i religijne. Taką filozofię nazywał „egzystencjalną”.

    „Istnienie ludzkie zawsze jest czasowe, skończone, doczesne, a mimo to człowiek patrzy nań pod kątem wieczności.” Około 1930 roku nastąpił renesans Kierkegaarda jako filozofa. Po blisko stu latach filozofia Duńczyka stała się ponownie aktualna. Wznowił ją w Niemczech Martin Heidegger, podczas wojny została zaś rozpowszechniona we Francji, głównie przez Sartre’a. Heidegger, Jean-Paul Sartre, Karl Jaspers i inni wzięli od Kierkegaarda nie tylko zagadnienia czy nazwę, ale i podstawowe motywy. Filozofia egzystencjalna w zasadniczym punkcie jednak odeń odeszła. Od Kierkegaarda wzięła się ogólna koncepcja egzystencjalizmu, zasadnicze pojęcia, terminologia, uczuciowa postawa czy pesymistyczne spojrzenie na życie. Myślą Sørena było, że najgłębsza rzeczywistość wymyka się definicji pojęciowej. Według niego mogła być przeżyta, nie da się jednak zrobić z niej przedmiotu wiedzy intersubiektywnej. Warto też wspomnieć, że różni myśliciele zajmowali takie stanowisko już na długo przed Kierkegaardem, jednakże nie miało to wtedy nazwy i nie rozwijało się w sposób ciągły. Jeśli potraktujemy filozofów egzystencjalnych jako ludzi, którzy z egzystencji człowieka uczynili ośrodek filozofii, patrzyli przez jej pryzmat na świat, wręcz wszystko do niej sprowadzali, to możemy uznać, że egzystencjaliści bywali zawsze: Sokrates w przeciwieństwie do Arystotelesa czy Pascal – do Kartezjusza.

    Człowiek, który przywrócił światu egzystencjalizm, Martin Heidegger (1889 – 1976), wyszedł ze szkoły badeńskiej, był uczniem Rickerta, następnie zbliżył się do Husserla, ale prawdziwy wpływ na jego filozofię wywarł właśnie Kierkegaard oraz Scheler (jednak tylko w sposobie stawiania pytań, nie szukania rozwiązań). Jego główną pracą jest „Sein und Zeit” (1927). Poglądy na temat egzystencjalizmu zmieniły się, gdy jego ośrodek przeniósł się do Francji. Wcześniej filozofia ta wydawała się filozofią zagadkową, zrozumiałą tylko dla wtajemniczonych. Czołowym przedstawicielem egzystencjalizmu stał się Jean Paul Sartre (1905 – 1980), filozof, który oprócz wypowiadania się w dziełach filozoficznych („L’ȇtre et le nèant” (1940), „L’existensialisme est un humanisme” (1946)) pisał również powieści oraz sztuki sceniczne.

    W Niemczech jednocześnie z Heideggerem przedstawicielem egzystencjalizmu był jednocześnie Karl Jaspers (1883 – 1969), który był profesorem psychiatrii, a potem filozofii. Nadał on kierunkowi bardziej przystępną postać („Psychologie der Weltanschauungen” (1919), „Philosophie”,(3 tomy,1932). Z kolei we Francji, jeszcze przed Sartre’em, Gabriel Marcel (1889 – 1973) stworzył katolickie skrzydło kierunku („Journal metaphysique” (1927), „Être et avoir” (1935), „Homo Viator” (1945).

    Egzystencjalizm posiada przynajmniej cztery istotne motywy : motyw humanizmu – istnienie ludzkie jest uznane za największą wartość, jest głównym punktem odniesienia, motywy infinityzmu – pogląd, który przyjmuje nieskończoność przyrody i świata, podzielność przestrzeni i czasu. Motyw tragizmu – istnienie jest wypełnione negatywnymi uczuciami: troską, przeczuwaniem śmierci. Idealnie z tym łączy się również w tej filozofii obecny motyw pesymizmu: nie ma nic, na czym można by się oprzeć, człowieka otacza pustka, nicość. Oprócz tychże motywów bardzo ważny jest pogląd, że esencja nie stanowi o egzystencji, nie wyprzedza jej, gdyż w ogóle jej nie ma. Wpierw żyjemy, potem myślimy. Takie myślenie niesie ze sobą konsekwencje, bowiem esencja powinna być czymś stałym, a jeśli jej nie ma, to w rzeczach, których nie wyprzedza nie ma nic stałego, niczego, co określałoby ich przeznaczenie. Człowiek nie został stworzony wedle jakiejś konkretnej idei, nic nie przesądza o jego wartościach, to od niego zależy co się z nim stanie. Już w XV wieku Giovanni Pico della Mirandola mawiał, że „homo fortunae suae ipsis faber” – człowiek jest kowalem swojego losu, a więc każdy sam kieruje własnym życiem. Mimo, że nie ma on wpływu na to, że się rodzi czy umiera, może on swoje życie uznać za coś wspaniałego lub też sprawić, że będzie ono złe. Człowiek jest twórcą i kreatorem siebie samego. Rodzi się niczym i będzie taki, jakim siebie uczyni. Nie można więc (a szkoda) twierdzić, jak humanizm, że człowiek jest sam w sobie celem, bo przecież nie jest niczym określonym. Mimo wszystko egzystencjalizm pozostaje humanizmem, jeśli weźmiemy pod uwagę, że jedynymi wartościami w świecie są te, które sami sobie stworzymy. Wszystko w świecie jest dla nas wynalazkami i twórczością. Kolejną cechą ludzkiego istnienia według twórców egzystencjalizmu jest świadomość. Świadomość bytu nie tylko swojego, ale też obcego, cudzego. Istnieją również „rzeczy”, których byt jest inny, nieświadomy siebie. Sartre nazwał to: „ȇtre en soi” („byt w sobie”), nie „pour soi” („dla siebie”). Dwoistość bytu to podstawa w filozofii, którą reprezentuje ten myśliciel. Następną właściwością ludzkiej egzystencji jest jej kruchość. Człowiek żyjący w świecie, który jest pełen zagrożeń dla istnienia w każdej chwili może owo istnienie narazić na szwank czy nawet zniszczyć. Świat nie rozgląda się na boki, nie zatrzymuje, czemu miałby więc patrzeć na nas? Musimy bronić swojego życia, ciągle trzeba się o nie troszczyć, ponieważ zawsze może ono nam zostać odebrane, nie jest wieczne ani stałe. Troska, trwoga, myśli o śmierci – to cechy egzystencji ludzkiej. Wiele filozofii usiłowało być „bez nastroju”, na przykład stoicyzm. Wiele rozwijało się w spokojnym tonie – epikureizm czy sceptycyzm. Filozofia tomistyczna czy kartezjańska z kolei tworzyła się w nastroju pewności. Marksizm z pewnością wyrósł z ufności w człowieka i w zapatrywaniu się w przyszłość. Dlaczego egzystencjaliści kreowali swoje poglądy w tak ponurym nastroju? Możliwe, iż była to reakcja na otaczający ich świat: Francja, Niemcy – to przecież kraje pokonane w wojnie, która właśnie miała miejsce. Mógł być to wyraz klęski. Trwoga jest naturalnym stosunkiem człowieka do istnienia. Normalne jest, iż boimy się nie tyle, co niebezpieczeństw, ale też samego istnienia. Uważam, że pobudza to nas jednak do działania, do szukania ratunku i ogólnie wysiłku w sytuacjach pozornie bez wyjścia. Właśnie przez to trwoga chroni nas od swojego rodzaju zagłady. W porównaniu z bytem ludzkim, a więc z czymś, wokół czego skupia się egzystencjalizm, wszystko inne jest abstrakcją. Jean Paul Sartre pisał: „Absurdem jest żeśmy się urodzili, i absurdem, że umrzemy”. A przecież co się zaczęło, musi się skończyć. Wszystko, co istnieje pewnego dnia umrze. Może to stanowić podwaliny tezy, jakoby byt ludzki ciążył ku śmierci odkąd został stworzony. Istnienie ludzkie jest „sein zum Tode”, jak mówił Heidegger. A śmierć nie jest według egzystencjalistów początkiem czegoś nowego, lecz nieodwołalnym końcem istnienia, którego cechą jest skończoność. Mimo, że każdy z nas zdaje sobie sprawę ze śmiertelności, to łatwiej nam uwierzyć w cudzą śmierć, niż jeśli miałoby to spotkać nas. Życie ludzkie jest kruche i według twórców filozofii egzystencjalnej należy o tym pamiętać. Nie wolno zatem zbytnio przyzwyczajać się do naszej codzienności. Zacznie się wtedy wydawać zwykłe, bez tajemnic, jakieś szare i „bure”. Stanie się naturalną postacią naszej egzystencji. Tylko nieprzewidziane i niezwykłe zdarzenia mogą nas z tej codzienności i rutyny „wyrzucić”. Dopiero wtedy zdamy sobie sprawę z tego, jak bardzo dziwne jest otoczenie, do którego przywykliśmy i które traktowaliśmy w sposób zupełnie dla nas normalny. To wtedy będziemy mogli spojrzeć na wszystko z innej perspektywy, znajdując się na zewnątrz, a nie w środku. Wtedy również będziemy mogli zrozumieć nasze istnienie. Poczucie swojskości, naturalności i codzienności jest więc złudne, usypia również trwogę. Aby poznać dobrze nasz byt musimy postrzec go jako obcy.

    Według egzystencjalistów oprócz trwogi, troski i „czającej” się wszędzie na nas śmierci, co omówiłam wyżej, nie ma nic. W porównaniu z istnieniem doczesnym wszystko, co nim nie jest uważane jest jako abstrakcja, fikcja, coś nierealnego. Idee, wartości, religie, rzeczy materialne. Gdyby to wszystko było wieczne, pewnie i tak byłoby to bez znaczenia wobec śmiertelności człowieka. To nie jest wieczność, której chce on dla siebie, a ta, której pragnie, to wieczność własnego życia, a jak wiemy nie jest to możliwe. Dla człowieka nie zostało więc nic, w co może wierzyć, na czym może się oprzeć. Nic, prócz jego egzystencji, która (nie należy zapominać) jest krótka, przypadkowa i nietrwała. Może dlatego też trwoga wydaje się być tak słuszna w filozofii, którą nie bez powodu nazywano „filozofią nicości”. Człowiek nie może liczyć na pomoc, bo żadnej nie ma. Nikt nie da mu wskazówek jak żyć, nikt nie stworzy dla niego podręcznika z tekstem-gotowcem czy specjalnym wzorem, „przepis na życie” nie istnieje. Można szukać takich książek w bibliotekach, ale szanse, że coś takiego znajdziemy będą zerowe. Czemu? Gdyż istnienie otoczone jest przez pustkę, nicość. Sartre mówił, że człowiek został pozostawiony samemu sobie, nie znajduje Boga, bo byt nie potrzebuje racji; jest i już, po prostu, dlatego nie można było przyjmować jego istnienia jako racji bytu. Tak samo ludzie nie znajdują żadnych zakazów i nakazów (poza tymi, które sami sobie ustanowią). Nie ma żadnej etyki ogólnej, która mówi jak mamy żyć. Według egzystencjalistów, jeśli nie ma Boga, to nie ma nakazów. „Jesteśmy sami, nic nas nie usprawiedliwi”, tak powiedział Jean Paul Sartre.

    Większość egzystencjalistów wolność, a więc ten brak nakazów i zakazów, traktuje jako smutny fakt, gdyż dzięki tej wolności będzie trzeba wybierać i decydować, a to wpływa nie tylko na ich samych, ale też na innych ludzi. Według nich są oni wolni bez względu na to, czy tego chcą, czy nie. „L’homme est condamné à ȇtre libre” – „Człowiek jest skazany na wolność”.

    Próżno jednak szukać czegoś innego niż sensu istnienia. A skoro nic poza nim tak na dobrą sprawę nie istnieje, to jego sens zawierać może się tylko i wyłącznie w nim samym. Absurdem byłoby szukać wyjścia z jakiejś sytuacji, skoro poza nią nic nie ma. Dziwnie jednakże byłoby się jej poddawać. Kilka zdań wyżej napisałam, że przecież jesteśmy wolni. Jest to sprzeczność w tym nurcie filozoficznym. Z jednej strony wybrać trzeba, z drugiej nie ma się do tego podstaw. Każdy wybór jest wartościowy, jeśli jest dokonany w imię wolności, możemy więc wybrać styl życia Jima Morrisona lub też pójść śladem świętego Franciszka i będzie to bez większego znaczenia. Jedynym naszym zadaniem będzie wtedy wyjście poza samego siebie, poza schemat, jaki sami sobie stworzyliśmy, poza pudełko, które sami wymyśliliśmy. Bo skoro człowiek nie ma cech stałych, a jedynie takie, które sam sobie przypisze, to zawsze może przypisać sobie tych cech więcej (oczywiście mogą to być również lepsze przymiotniki).

    Właśnie dlatego egzystencjalizm nie jest wcale pesymistyczny – życie człowieka i jego los jest bowiem w jego rękach.

    Przekonanie o znikomości istnienia jest wspólne z filozofią chrześcijańską, jednakże według niej jest to jedynie moment w wieczności, a egzystencjalizm skupia się bardziej na nicości. Obydwie odbiegły od filozofii starożytnej, która mówiła, że śmierć to nic strasznego i wcale nie trzeba się jej obawiać, bo po niej nie będzie nic albo też będzie nowe życie. Jednak myślenie chrześcijańskie ma perspektywę wieczności, a to nadaje sens istnieniu. Zasadnicza różnica między Kierkegaardem, a ludźmi, którzy czerpali z jego dokonań , była taka, że Kierkegaard był myślicielem chrześcijańskim. Nieskończoność przenikała ludzkie życie, które było skończone. Katolicy w swoim myśleniu różnili się od filozofów nicości i beznadziejności tym, że w życiu znajdowali jednak podstawę do optymizmu i nadziei. Sartre odróżniał od swojego ateistycznego egzystencjalizmu egzystencjalizm chrześcijański, do którego należał m.in. Gabriel Marcel.

    Z innych różnic między egzystencjalistami warto wymienić tą między Martinem Heideggerdem i Sartrem. Czerpali oni z Kierkegaarda, ale dzieliło ich to, że obydwoje w przeciwieństwie do Duńczyka byli ateistami. Dla pierwszego trwoga miała naturę metafizyczną, z kolei dla drugiego była to już raczej natura moralna, była to trwoga wobec wolności i odpowiedzialności człowieka. Filozofia Niemca zajmowała się ontologią, a Sartre’owska głownie etyką. Ten pierwszy zajmował się istnieniem ludzkim, lecz był to dla niego jedynie punkt wyjścia. Przeciwnie do Karla Jaspersa (1883 – 1969), który najbliższy był Sørenowi Kierkegaardowi. „Moim zagadnieniem” – pisał M. Heidegger w 1937r do J. Whala -„nie jest egzystencja człowieka, lecz byt w całości”. Kwestii postawionej w Sein und Zeit nie ma ani u Kierkegaarda, ani u Nietzschego, a Jaspers zupełnie je wymija”[2].

    Personalizm z kolei czerpie inspiracje z nauczania Arystotelesa, św. Tomasza z Akwinu oraz św. Augustyna, którzy za podstawę rzeczywistości uznawali osobę ludzką, a więc rzecz ma się podobnie jak w egzystencjalizmie. Filozofia personalistyczna akcentuje w swoich rozważaniach pojęcie osoby, jako indywidualnego i niepowtarzalnego bytu. Człowiek według personalistów został obdarzony przez Boga wolnością i godnością, celem jego egzystencji jest więc nieustanne dążenie do Niego. Według personalizmu katolickiego religia tworzy więź osobową człowieka z Bogiem. Sam człowiek jako byt jest dynamiczny, nieustannie się staje i realizuje poprzez działanie. Widzimy również tutaj, że to, co człowiek uczyni z siebie zależy tylko i wyłącznie od niego. Jacques Maritain (1882 – 1973) mówił, że człowiek jest „w całości jednostką i w całości osobą”[3]. Nie odróżniamy tutaj dualizmu człowieka. Jednostka i osoba to dwa bieguny tej samej istoty.

    Zwykły człowiek bardzo często woli mieć nadmiar czegoś niż nic. Nie jest to z pozoru nic dziwnego – któż z nas chce mieć „nic”? Dobra konsumpcyjne, które uprzednio nabywać mogli jedynie nieliczni, bogaci członkowie społeczeństwa stały się ogólnodostępne. Dotyczy to wielu dóbr trwałego użytku, ale też artykułów żywnościowych. Postęp nauki i techniki wykreował wiele zupełnie nowych potrzeb i produktów, takich jak telewizor, telefony komórkowe, tablety, odtwarzacze mp3 czy choćby mikrofalówki. Człowiek żyjący współcześnie jest całkowicie nimi zauroczony, odnajduje sens w kupowaniu i nabywaniu coraz to nowszych dóbr materialnych. Z pewnością odzwierciedla się to w jakiś sposób w konsumpcjoniźmie, który niekoniecznie jest tylko zaspokajaniem wszystkich naszych potrzeb, które wykraczają poza niezbędne do przetrwania minimum. Gdybyśmy patrzyli na to w taki sposób, niemal każdy (obojętnie z jakiej nawet epoki) musiałby zostać uznany za konsumpcjonistę. Uleganie reklamom, masowej kulturze i jej modom nie do końca oddaje też znaczenie tego terminu. Jest to zjawisko na znacznie większą skalę. Stawia ono na pierwszym miejscu dążenie do posiadania, mnożenia (ale też używania) dóbr materialnych pomijając jednak wartości duchowe. Człowieka zaczyna się oceniać jako konsumenta, nie zaś osobę. Od zawsze starał się on polepszyć warunki swojego bytu, żyć wygodnie, ułatwiać sobie życie. Bardzo dobrze, że tak się stało, wszakże gdyby nie ten naturalny proces możliwe, iż nadal polowalibyśmy na zwierzęta i mieszkalibyśmy w jaskiniach. Marzenie o bogactwie zawsze towarzyszyło ludziom. Jednocześnie stanowiło ono motywację do zmian, które przyniosły wiele korzyści. Z drugiej strony, co rozumie się samo przez się, nie same zalety z takiej postawy płyną, gdyż często termin „konsumpcjonizm” kojarzy się negatywnie. „Zastaw się, a postaw się” to jedno z haseł, którymi wielu ludzi uległych konsumpcjonizmowi się kieruje. Takie osoby tracą pieniądze, których nie mają, na imponowanie ludziom, których często to nie obchodzi. Do innych dziwnych zachowań należy z pewnością irracjonalna potrzeba spożywania produktów szkodliwych dla naszych organizmów (alkohol, nikotyna). Niszczenie własnego zdrowia właściwie nie wiadomo po co samo w sobie jest absurdalne. Wartości moralne, jakie niesie ze sobą konsumpcjonizm są bardzo nikłe. Możemy jedynie pocieszać nasze sumienie kupowaniem zeszytów, podczas tworzenia których nie ucierpiało żadne drzewo. Ale czy wartość, z której ktoś czerpie zysk wciąż jest taką samą wartością?

    Podobnie rzecz ma się z reklamą, której z pozoru nie da się zignorować. Teoretycznie dzięki niej możemy sprzedać wszystko. Doskonałym przykładem jest film „Czeski Sen” z 2004 roku, który został zrealizowany przez Víta Klusáka oraz Filipa Remunda. W przeciągu kilku miesięcy zorganizowali oni kampanię reklamową nieistniejącego hipermarketu. Smutne jest to, że tak wielu ludzi uwierzyło siłę reklamy. I kolejny już absurd – reklamowanie złej jakości towaru staje się normą, ale reklamowanie towaru, który nie istnieje wydaje się być nieco egzotyczne. „Czas to pieniądz”, sporo konsumentów nie analizuje składu produktów, producentów i krajów pochodzenia, często dzieje się tak, że większą uwagę zwracają na cenę. Konsumpcjonizm działa jak dealer narkotyków. Uzależnia ludzi od swoich ofert. I nie jest ważna jakość towaru, ważne jest to, aby się sprzedało. I to jak najlepiej. A dla ludzi, którzy kupują, życie staje się jednym wielkim wyścigiem. A to po nową lodówkę, a to po kosiarkę, a tu znowu po kolejny wspaniały wazon w nadzwyczajnej cenie. Pogoń za pieniędzmi i przedmiotami powoduje oddanie się pracy, które z czasem, gdy wyścig przyśpieszy, staje się wręcz niewolnicze. Nadmiar kortyzolu niszczy im hipokamp. Pojawia się stres, niepokój. Bywa, że prowadzi to do zaburzeń na tle psychicznym, np. depresji, stanów lękowych. Właściwą reakcją na to nie jest jednak wyrzeczenie się wszelkich dóbr doczesnych. Nie da się w pełni cieszyć się życiem i rozwijać swojej osobowości nic nie mając. Dewiza Arystotelesa, mówiąca o tym, że „we wszystkim należy zachować umiar”, jest chyba ze wszech miar dewizą właściwą. Wątpię, żeby ktoś z nas chciał żyć w ciągłej, niemalże tej egzystencjalistycznej trosce o swój byt. Dlaczego więc dokładnie tak się dzieje? Ludzie nie potrafią już pohamować się przed zakupami rzeczy, które nie dają im spełnienia ani szczęścia. Które są tylko po to, aby „były”. Troszczą się nie o swój rozwój duchowy, bezpieczeństwo. Bycie prawdziwym konsumentem zaczyna stanowić ich jedyny cel. Jeden bankier z Wall Street powiedział o tym szczerze:

    „Zarabianie pieniędzy ma taką wartość, jaką sami mu nadamy”.

    „Wiara w Boga nieskończonego, wzywającego człowieka do doskonałości, otwiera drogę dla cywilizacji nieograniczenie aktywnej i zdolnej do postępu.” [4]

    Personaliści głosili nadrzędność osoby ludzkiej wobec uwarunkowań społeczno-ekonomicznych i historycznych. Według personalizmu katolickiego życie społeczne powinno być podporządkowane dobru osoby, niestety we współczesnej cywilizacji tak nie jest. Pomimo postępu technicznego i nieskończonego procesu wynajdywania urządzeń, które powinny nam życie ułatwić, człowiek w jakiś sposób wpływa destruktywnie na swoje życie. Współczesny człowiek, według personalistów, staje nieustannie przed dylematem „mieć”, albo „być”. Wielu ludzi doprowadziło samych siebie do osłabienia poczucia godności osoby ludzkiej. Według personalistów konsumpcjonizm to wręcz zagrożenie dla społeczeństwa. Czy jest więc również absurdem?

    Albert Camus, pisarz, eseista oraz publicysta, wiele uwagi poświęcał filozofii, związał się z nurtem egzystencjalizmu. Jego dzieło „Dżuma” z 1967 roku posiada dwa wymiary. Pierwszy to wymiar realistyczny, drugi z kolei to filozoficzno-symboliczny. Z punktu widzenia tego pierwszego powieść jest opowieścią, która zdaniem narratora jest prawdziwa, a wydarzenia się w niej rozgrywające miały miejsce w latach 40-tych w Oranie. Główny wątek to wybuch epidemii tytułowej choroby oraz postawy mieszkańców miasta wobec niej i zagrożenia życia ich i najbliższych. Kolejny raz mamy troskę o swoje istnienie, tak często spotykany motyw w filozofii egzystencjalnej. Camus opisał ją w świecie bardziej dla nas ludzkim, na który składa się cierpienie oraz świadomość nadchodzącej śmierci. Przez ten realizm powinniśmy bardziej zrozumieć drugą warstwę książki, a więc jej paraboliczny charakter, odnoszący się przecież do każdej innej „dżumy”, którą mogą być przecież choroby cywilizacyjne naszych czasów, a które dla duszy człowieka są równie groźne. Obdzierają go z godności, niszczą osobowość. Faszyzm, totalitaryzm, fanatyzm polityczny, religijny. Ale taką „dżumą” jest też konsumpcjonizm. Podporządkowanie siebie i swojej egzystencji dążeniu do osiągnięcia materialnego sukcesu. Ludzie w Oranie podejmują walkę. A my?

    Identyfikowanie się z myślą egzystencjalistów z pewnością już dawno spowodowało w nas pogodzenie się z tezą, iż życie to absurd. Tragizm istnienia ludzkiego to konieczność wzięcia odpowiedzialności za to, co robimy, kim jesteśmy i jak żyjemy. Odczuwamy wtedy lęk przed życiem, ale i przed nieuchronną śmiercią. Co do tragizmu, to kolejnym jego wyrazem jest omawiana uprzednio sprawa wolności w tej filozofii. Jest ona nieograniczona, a wolność totalna nas przerasta, nie potrafimy się nią poprawnie posługiwać. Filozofowie egzystencji chcieli wskazać sui generis egzystencjalną alternatywę zagubionemu i oszołomionemu człowiekowi XX wieku, który doświadczył bezsensu i okrucieństw I i II wojny światowej, zniewolenia w totalitarnych systemach władzy, czyli opisywanej wcześniej kruchości – czy mówiąc dosadniej – nicości ludzkiego bytu. Taki obraz kondycji człowieka, określony za pomocą par opozycyjnych pojęć, takich jak: pełnia bytu i nicość, życie i śmierć, byt autentyczny i nieautentyczny, prawda i fałsz, sens i absurd, wartość i antywartość – na trwałe wpisał się w XX-wieczną kulturę. Podobnie jak konsumpcjonizm, który w dużej mierze składa się z fałszywych zapewnień producentów reklamy oraz z często niezdrowego dążenia ludzi do posiadania. Ponieważ zasadniczą czynnością umysłu jest odróżnianie prawdy od fałszu, w dochodzeniu do odpowiedzi oprócz uporu istotna jest wytrwałość i przenikliwość, „najlepsi obserwatorzy”, zdaniem Camusa – „nieludzkiej gry, w której absurd, nadzieja i śmierć wymieniają swoje repliki”. Camus odrzuca rozwiązania, jakie zaproponowali poprzedni myśliciele filozofii nicości. „Absurd ma sens tylko o tyle, o ile się na niego nie zgadzamy” – dodaje Camus, „i wyznacza w ten sposób zadanie człowieka: żyć i myśleć w tym rozdarciu, by wiedzieć, czy należy zgodzić się, czy odmówić zgody (…), czy można z absurdem żyć, czy też trzeba od absurdu umrzeć”. A skoro konsumpcjonizm nie zawsze jest świadomy, nie zawsze zdajemy sobie sprawę z tego, że bardzo często środki masowego przekazu nami manipulują, to czy na serio zgadzamy się na to, co z nami robi taka postawa?

    „Absurd i dopełnienie życia, które absurd niesie, nie zależą więc od woli człowieka, lecz od jej przeciwieństwa, to znaczy od śmierci – chodzi teraz o to, aby żyć.” [5]

    Podsumowując, nie taki diabeł straszny jak go malują, da się żyć w świecie konsumpcjonizmu. Można nawet stwierdzić, że bez niego bylibyśmy o wiele lat do tyłu. Czy jest to jednak absurd? Uważam, że tak. Śmieszne jest założenie, że tworzenie masowych, globalnych wzorców konsumpcji, które tworzą wielkie korporacje, a które zostaną bardzo szybko rozpowszechnione po świecie, trafią do osób, tak bardzo różniących się przecież od siebie. Nie da się trafić w gusta, potrzeby każdego człowieka na Ziemi, a to niektórzy starają się zrobić. Słuchając wypowiedzi przeciwników postawy konsumpcyjnej można popaść w lekko pesymistyczny nastrój, nawet mimo tego, że niektórzy z nas są przecież optymistami. Czy Jean Paul Sartre miał rację twierdząc, iż wszystko wokół nas to jeden wielki absurd? Czy może przeciwieństwo takiego myślenia będzie bardziej odpowiednie dla ludzi, którzy właśnie zadają sobie to pytanie, pytanie o absurd postawy konsumenckiej? Żadne skrajności nie są dobre, radykalny konsumpcjonizm czy nierealistyczna jego pochwała przy deprecjonowaniu jej wad i zagrożeń. Jak to zazwyczaj bywa, najbardziej słuszny jest „złoty środek”, ten, który równoważy poszczególne poglądy i pozwala je ustabilizować na równym poziomie.

    0

    0
    Odpowiedz
  24. Jeżeli jest gdzieś kres ludzkiej egzystencji, ja do niej dotarłem …

    Poczułem tak silny bezsens istnienia, iż sprowadził on moje myśli i jestestwo na dno ludzkiej egzystencji …

    Nie mam wsparcia i podpory w żadnej istotnej we współczesnym świecie dziedzinie życia… uczuciwej , rodzinnej, zawodowej , finansowej i psychicznej …znalazłem się na ziemi niczyjej … Pozbawiony wiary w jutro i nadzieje, która nadawałaby sens mojemu istnieniu …

    Kiedyś ktoś miał nadać sens memu istnieniu … Iść ze mną w dobrej i złej chwili …

    Ruchome piaski … kiedy nie mamy już sił walczyć , kiedy koszmar nie kończy się wraz ze snem … życie przestaje mieć sens …

    Przeraża mnie jutro ze swoją przerażliwą obojętnością na ludzkie cierpienie, smutek umierającego świata mojego wnętrza, który staje się cząstka tego co istnieje i umiera w bólu na zewnątrz …

    Przeraża mnie proces przemijania, który zaciera moją indywidualną wizję życia …

    Przerażają mnie kolejne samotne święta , smutek dni w których mógłby ktoś po prostu być … Ktoś kto wierzy w miłość i poświęcenie , prawdę i wierność …

    A tymczasem … Samotny … Zgorzkniały … Oszukany … Zraniony …

    Dotarłem do urwistej krawędzi życia, gdzie huraganowy wiatr oszczerstw i kłamstw rozgarnia moje włosy a droga, którą przyszedłem zapadła się odcinanjąc możliwość powrotu…

    Spalone mosty ,zaprzepaszczone okazje i zniszczone ludzką ręka nadzieje płoną w mojej duszy jak pochodnie tych, którzy przyszli mnie spalić …

    Ilu ludzi zwiodło mnie na bagna, ilu ludzi obiecało być i uciekło … Ilu ludzi zniszczyło moją wiarę w nich samych …

    Prawda , zasady, honor i godność mają swoją cenę ,zbyt wysoką cenę abym mógł ją dalej samotnie nieść w świecie, który już dawno stracił te pojęcia na gilotynie demoralizacji …

    Ciężkie jest życie człowieka z zasadami w świecie , których ten świat już nie posiada …

    Cieżko jest gdy wszystkie dni są tak samo puste, potwierdzające bezsens żywota w zdemoralizowanym i zmanipulowanym świecie komercji i próżności…

    Jest tylko jedno, jedyne pytanie na , które w tym bezsensie istnienia muszę sobie odpowiedzieć :
    zostać czy odejść ?!

    1

    0
    Odpowiedz
  25. Kurwa filozof grecki.

    0

    1
    Odpowiedz
  26. @8 – też myślałem o wojnie, ale jak się tak zastanowić to co to zmieniło? Spójrz, nie dawno temu była bardzo wyniszczająca II WŚ i ktoś o tym dzisiaj wspomina prócz emerytów, tych którzy przeżyli tę wojnę?

    1

    0
    Odpowiedz
  27. Bardzo się mylisz. Porównywanie do zwierząt ma sens, bo jesteśmy gatunkiem zwierzęcia i nie ma w tym nic wstydliwego. Po za tym mówiąc, że papier toaletowy jest nienaturalny to jakbyś powiedział, że kopce termitów, mrowiska czy gniazda są nienaturalne. Popełniasz tutaj wielki błąd logiczny. Nie ma nic bardziej naturalnego jak plastik, asfalt czy bomba atomowa. Są to wytwory gatunku zwierzęcia. Zostaliśmy przez naturę wyposażeni w możliwość produkcji wielu rzeczy, z powodu bycia najwyżej w łańcuchu pokarmowym nie mamy naturalnych wrogów, którzy kontrolowaliby naszą populację przez co nasze „mrowisko” zajmuje prawie całą kule ziemską

    1

    0
    Odpowiedz
  28. Ogarnij się debilu tak zawsze było jest i będzie

    0

    1
    Odpowiedz
  29. Nie podoba ci się żyć pośrod ludzi?to wypierdalaj żyć ze zwierzętami tam na pewno spodoba się takim śmiecią jak ty i niektórzy komentujący

    0

    4
    Odpowiedz
  30. Ludziom po prostu się już w dupach poprzewracało i w tym tkwi problem.

    1

    0
    Odpowiedz