Mój chłopak zapomniał o moich urodzinach. Wiem, mały problem. W zasadzie to żaden. Zdarza się. Ale jakoś mi tak dziwnie i smutno. Od paru lat, jak są takie okazje – składamy sobie miłe życzenia, dajemy sobie skromne prezenty, zawsze długi list lub krótką notkę, takie od serca. Pamiętamy o sobie. Ja wiem, że przecież wszystko może wylecieć z głowy, nawet głupie urodziny. Nie chciałam z tego dnia robić afery, nawet po cichu liczyłam, że ten dzień szybko minie. Na prezentach też mi nie zależy. Ale nie było ani słowa. I nie wiem, czy to rzeczywiście wynika z roztargnienia, czy powoli stajemy się dla siebie rutyną. I skręcam w swojej głowie jakieś różne głupie scenariusze – no tak – jestem babą.
57
106
Jesteś babą.
Mój kochany Chłopiec nigdy by nie zapomniał. Jesteśmy ze sobą od sześciu lat, od pół roku zaręczeni.
Nie możesz mu po prostu przypomnieć o tych urodzinach?.
nie przesadzaj, mogło się zdarzyć faceci nie mają głowy do takich rzeczy jestem po ślubie parę lat bardzo kocham moją żonę i ona mnie, ale zawsze jakoś tuż przed kolejną rocznicą ślubu zapominam o dacie, przez cały rok pamiętam a tuż przed jak bym w łeb dostał i pamięć stracił. Jak jest ci z nim dobrze to po co kombinujesz-zapomniał i już ,powiedz mu o tym ,ale wprost nie jakieś tam insynuacje na zasadzie domyśl się.
Poczytaj o płci mózgu. Mężczyźni nie zapamietują dat urodzin, imienin, rocznic. Tak juz mają. Jeżeli pamietają, to albo ktos przypomni, trafia na notatkę, cos nagle zaświta, cos sie skojarzy. Jeżeli zabraknie sprzyjajacych dla pamięci okolicznosci, to dupa. I Ty własnie miałas z tym do czynienia. To chujnia wielu z nas. Nastepnym razem lekko go popchnij, reszta się sama zadzieje.
Jakbyś miała kurwa poważne problemy finansowe, jak ja teraz, to nie byłby Ci to wtedy żaden problem. A tak w ogóle to spoważniej. Pozdr.
Z doświadczenia wiem że faceci w tej kwestii są bardzo różni. Dla jednego jest to bardzo ważne, drugi nie przejmuje się takimi rzeczami jak pamięć o datach, rocznicach… nie ma to dla niego większego znaczenia. Ale jeżeli wcześniej przywiązywał do tego wagę a teraz zapomniał to chyba jednak rutyna… Nie oszukujmy się w każdym związku przyjdzie taki moment że codzienność wyjdzie na pierwszy plan co oczywiście nie musi oznaczać końca miłości. Tylko w serialach małżeństwa z, obojętnie, 5, 20, czy 40 letnim stażem pokazują całemu światu jakie to są zakochane w sobie. Życie.
Ej no, wygarnij mu to. Dlaczego pamiiec do dat przypisuje się kobietom? Mój ojciec nigdy by nie zapomniał o urodzinach swojej żony, swoich dzieci, rocznicy ślubu. Ciekawe co by bylo, gdybys zapomniała o urodzinach swojego chłopaka? Z pewnościa od razy by cię spamiętał. Faceci weźcie się w garśc, oczekujecie tyle od kobiet, gdy sami nie jesteście w stanie zapamiętac paru dat? To kpina i naprawdę żal mi was
Widać jego ulubiony klub w tym dniu przegrał mecz i nie miał czasu myśleć o pierdołach.
@8 Ty tak serio?Kurwa, skąd ta pewność, że 'facet na pewno’? To Ciebie mi żal i Twojego pojebanego, feministycznego toku myślenia…
Co by nie mówić, 200 zł piechotą nie chodzi.
Osoba spod 8-zgadzam sie.Dlaczego,to my kobiety mamy tylko pamiętać o datach,a najlepiej jeszcze o wielu innych sprawach.Jak sie nie pamięta-są jeszcze na to inne metody-np: przypomnienia w komórce itd.Jak człowiek sobie z czymś nie radzi,można podeprzeć sie innymi metodami.Człowiek nie powinien być zbyt leniwy,tylko wykazać chęci,inicjatywę.Trzeba się poprawić!
daj kotu tunczyka zamiast wolowiny. na pewno się gość pokapuje. było lepiej wybierać widzialy galy co brały. sorry.
Wiesz co? Tak sobie ostatnio poczytałem „miejscowe”
wpisy na temat o którym napisałeś i dochodzę do wniosku, że to wina ludzi mających takie problemy. Bo oni/Wy co prawda żyjecie, ale chyba nie umiecie żyć. I nic dziwnego, skoro nikt tego nie uczy, tylko od dziecka jesteśmy wciskani w szablon produktywnej jednostki społeczeństwa. W efekcie wielu nie potrafi cieszyć się życiem. Żyją wg. przyjętych norm społecznych na zasadzie: to wolno, tego nie, to wypada zrobić a to nie. Np. stary koń już jestem, ale zimą nachodzi mnie myśl, żeby sobie pojeździć na sankach. Dla frajdy. A potem kolejna, że za stary przecież na to jestem i jakoś tak głupio. Tym samym sam sobie odbieram tę radość z życia. A co powinienem zrobić? Ano olać wpojone „jak to wygląda w twoim wieku”, bo gówno komu do tego jak to wygląda i niech się puka w czoło na mój widok i uważa się za dorosłego i dojrzałego, bo siedzi w domu i wkurwia się na samą myśl o zimie i bezsensowności życia w kieracie, grunt, że ja mam frajdę. I znajdziesz takich czynności wiele i na każdym kroku. Bo tak naprawdę to trzeba się umieć cieszyć z prostych, codziennych rzeczy. Czerpać z tego wszystkiego przyjemność. Wtedy też w sumie „czekasz na kolejną chwilową podnietę”, ale te podniety masz właściwie non stop, bo cieszy cię właściwie niemal wszystko. Mnie potrafi cieszyć nawet szykowanie sobie dobrego żarcia. Wcale niekoniecznie skomplikowanego, to może być zwykła jajecznica, ale ryj mi się przy tym śmieje od ucha do ucha i sprawia mi to autentyczną przyjemność. Nie wiem dokładnie czemu, ale tak po prostu jest. Uwielbiam przyrodę. Jak wychodzę gdzieś na dwór, to praktycznie nie ma ptaka, za którego lotem się nie obejrzę (a stada jaskółek to normalnie jak airshow), nie ma psa i kota, którego bym nie pogłaskał i jakoś weselej mi się robi. Spotkam dobrych znajomych i już się cieszę. Ostatnio widziałem kumpla, którego nie widziałem z 10 lat. Przegadaliśmy ze dwie godziny, choć każdy się gdzieś tam spieszył, ale jakoś nie mogliśmy przestać. Puszczę sobie film albo muzykę i mniejsza z tym, że widziałem lub słyszałem to wiele razy. Lubię, cieszy mnie, to będę puszczał, nawet jeśli tekst znam na wyrywki. Bo mam ochotę i dzięki temu robi mi się fajniej na duszy. Idę gdzieś, coś mi się śmiesznego przypomni, to nie tylko banan na mordzie, ale zdarza mi się coś powiedzieć do siebie samego, i gdzieś mam to, że ktoś się dziwnie na mnie patrzy. Niech on się popuka w czoło, niech uważa mnie za wariata, to jednak ja chyba żyję przyjemniej od niego, bo on robi to, co mu wypada. Tym samym ogranicza sobie radość z życia, a co gorsze nie znajduje też ujścia dla zbierających się w nim frustracji. A one w końcu muszą wyjść, albo człowiek się wypali, będzie miał tendencje do agresji, lub nawet do prób samobójczych. Dobrze jest też znaleźć sobie jakąś pasję. Albo choćby czynność, która ewentualnie z czasem może zamienić się w pasję. Np. nie rozumiem wędkarzy. Siedzi to, nieraz marznie i moknie, i moczy w wodzie kawałek kija przez wiele godzin. Dla mnie to niezrozumiałe, ale jemu widocznie ta prosta i nie wymagająca jakiś wielkich nakładów czy poświęceń czynność sprawia frajdę. I dobrze, tak ma być, nawet jeśli ktoś z boku nie rozumie co on w tym widzi. To samo dotyczy, nie wiem, jazdy na rowerze, czytania, kolekcjonowania czegoś, puszczania latawców, karmienia gołębi, ba, nawet praca przy przekopywaniu ziemi w ogródku albo proste klapnięcie gdzieś pod jakimś drzewem i wyciszenie się, może cieszyć. A wtedy wiesz co jest największym zmartwieniem? Że to się kiedyś skończy, bo człowiek kopnie w kalendarz.
A turlaj dropsa