Jest to w pewnym sensie druga część mojej chujni o nieprzyjemnych doznaniach, wynikających z braku majątku rodzinnego i pochodzenia z biedy.
Porównując siebie, który doszedłem do dużych pieniędzy sam, ciężką, uczciwą pracą, rozwojem, oszczędzaniem i inwestowaniem, a bananowe dzieci widzę jedną zasadniczą różnicę. Te lata złych doswiadczen. Pracy w systemie zmianowym, branie nadgodzin, żeby oszczędzić i zainwestować, stres odcisnęły na mnie potężne piętno i ukształtowały inaczej.
Gdy spotkaliśmy ostatnio z kumplem naszego starego (bananowego znajomego) to po tym krótkim spotkaniu mój kumpel podsumował go tak:
„Tak właśnie wygląda człowiek, który nie doświadczył nigdy żadnego stresu w życiu.”
I to jest doskonałe podsumowanie. To co ja osiągnąłem to mogłyby być miliony, ale nigdy nie będę miał jednego. Tego poczucia bezpieczeństwa, ciepła, luzu i tego, że zawsze mogę pójść po pomoc do bogatych starych jak się wszystko spierdoli. Miałem kiedyś takiego kumpla, który był tak zwanym „synem marnotrawnym”. Jak wyjechał na studia rodzice dali mu kasę to balangował, ćpał, chlał, imprezował, ruchał, a potem jak przegiął pałę to wracał do rodziców z podkulonym ogonem puszczał gadkę o nawróceniu i poprawie, rodzice przytulali, wybaczali, spłacali długi u dilerów, dali pomieszkać w ciepłym domku i jak się zregenerował to znów rogi rosły i wyjazd na studia, potem znów dragi i imprezki i tak chyba pięć lat. Na końcu stoczył się już totalnie, ale rodzice i tak wyciągnęli go na prostą, załatwili robotę w innym mieście i tam zrobił karierę, teraz trzepie w chuj hajsu.
Różnica jest taka, że gdybym to zrobił ja to ja nie miałbym do kogo wrócić po pomoc. Mnie starzy by powiedzieli „nawarzyles piwa to teraz je wypij sam”.
No i spoko, ja mam świadomość tego, że nie będzie żadnej równości. Równego startu itd. Mam jednak pewien żal. Widzę te bananowe dzieci to jest widoczne wspomniane piętno u mnie i to co nas odróżnia. Od nich bije taki luz, spokój, cieplarnia i poczucie bezpieczeństwa. W ich mowie ciała, zachowaniu sposobie mówienia i wszystkim co robią widać to. Taki brak pośpiechu, spiny, taka beztroska człowieka otoczonego opieką, bez zmartwień.
Często jest w ich zachowaniu taka bezczelność i wysokie poczucie własnej wartości. Do pracy przychodzą na pełnym luzie, mogą negocjować lepsze podwyżki niż ja i stawiać się przełożonym, co jeszcze ułatwia im karierę, bo jak coś nie pójdzie i przegną pałę to wtedy i tak mają poczucie, że mają gdzie wrócić i mogą mieć wyjebkę. Takie poczucie zostaje już na całe życie, jako wbudowane mechanizmy. Nawet, gdy rodziców już nie ma.
Ja natomiast nie mogę się postawić, nie mogę nic powiedzieć, co tylko spowalniało mój progres, bo gdyby mi coś nie wyszło to ja nie miałbym żadnego wsparcia, a jedynie pełne satysfakcji gadki starych, którzy uwielbiają jak mi się noga powinie i zaraz byłoby gadanie „widzisz, mówiliśmy, trzeba było siedzieć cicho, teraz sobie radź”.
No więc znoszę gehennę w tyrce, robię za 2/3 tego na co zasługuję, choć jestem obiektywnie dobrym pracownikiem to i tak w korporacyjnym wyścigu, histerii psychopatów i zatraconych korposzczurow z presją na wyniki i na to, że firma ma być ponad wszystko, nawet ponad zdrowie” przeżywam gehennę i dostaję chroniczne opierdole.
Siedzę cicho, bo pieniądze, które zarabiam dobrze pożytkuję, inwestuję i jestem na prostej drodze do upragnionej wolności i spokoju.
No, ale zawsze zostanie już to piętno. Ten żal odczuwany zawsze wtedy, gdy w nocy widzę jak w lokalnym miejscu, gdzie zbierają się wszystkie bananowe dzieci z miasta podjeżdżają w nocy dziewiętnastoletnie chłopczyki furami od tatusiów, które są wielokrotnie więcej warte od mojego auta, które nie było tanie, ale ja jestem trzydziestoletnim facetem. Ich zawadiackie, bezczelne uśmiechy, wyrąbanie, brak oznak stresu i wyniszczenia na twarzy to wszystko, czego ja nigdy nie zaznałem. Młodość, która im upływa na zabawach ja się uczyłem i zapierdalałem.
Niby są jakieś tam powody do zadowolenia, bo z chujowego startu osiągnąłem niemało, wieczna bieda i brak inteligencji finansowej u rodziców, ale i tak zawsze typy od „jesteś Kowalem własnego losu” i „rób to co kochasz, ja robię i zarabiam tysiace dziennie, a nieudacznicy narzekają” się do czegoś przyjebią, więc co mi po tym, że doszedłem do wszystkiego sam, dziura w całym zawsze się znajdzie, bo przecież według tych debili wszyscy mogliby być multimilionerami, tylko „im się nie chce i wolą narzekać, zamiast wziąć się za siebie”, więc tak czy siak na chuj to wszystko.
Ale przynajmniej wyrzuciłem to z siebie. Kto doczytał temu dzięki za wysłuchanie.
ale zjeb
Znalazł się kolejny, lepszy od innych. Testo zrozum w końcu, że dodając angielskie słowa do polskiego tekstu, robisz to bez ładu i składu. To tak jakbyś srał normalnie, znudziło Cię to i nagle zaczął żreć jakieś chujostwo, żeby mieć sraczkę. Może i nie byłoby nudno, ale czy warto męczyć dupsko podcierając je bez końca, jak pojebaniec? Albo 5 razy dziennie myć je pod prysznicem. Miej litość dla innych i siebie samego.
A ty ile razy dziennie bierzesz prysznic? XTe
Nie martw się , może kiedyś ktoś cię zdiagnozuje.
Dlaczego myślisz że kogoś interesuje w co wierzysz? Myślisz że ktoś wie że istniejesz?
Możesz wymyślać cokolwiek, skomlenie po forach że coś tam, nic ci nie da, dalej będziesz dla każdego niczym tło, niczym mucha lub robak.
Także nikogo nie interesuje co ty byś chciał.
Jesteś ciężkim pojebem? To podobno jest uleczalne. Lobotomia się nazywa ta metoda . ..