Akademik – Współlokatorzy warzywa

Jestem na studiach , pierwszy rok, zamieszkałem w akademiku. No i moją chujnią są współlokatorzy z pokoju obok. To nie studenci ale normalnie wegetujące warzywa. Napić się? nie, to prawie jak zbrodnia, nawet piwka, chociaż proponowałem że postawię, nie chcą, o wódeczce mowy nie ma. Siedzą aby w pokoju i w kompie. W ogóle, zero chęci do studiowania, do picia, do wyjścia na miasto, no zero kurwa. Ja bałem się idąc na studia, ze wpadnę w alkoholizm a okazało się że zostanę abstynentem. Żeby nie było, ucze się i idzie mi nieźle, nawet bardzo dobrze. Ale wielbłądek kurna nie jestem, mam ochote na picie,a nie przyjezdzaja w poniedziałek i aby czekają aby za pare dni zawinąć dupska w trok i wracac do domu. No normalnie szlag mnie trafia od ich narzekań! na wszystko, to po chuj przyszli na studia? Jeden z nich przychodzi i siedzi dosłownie w jednej pozycji cały czas i gra w jakieś gierki albo ogląda chińskie bajki. Serio, sam tego nie rozumiem. Drugi albo śpi, żre, albo ogląda seriale w necie.Picie dla nich to ja nie wiem, grzech czy nawet coś gorszego. Ja chciałem żyć na studiach a nie na jakiejś pierdolonej oazie. A moje piętro? grupa znajomków frajerów myślących ze sa fajni, gadających o chińskich bajkach. Już nigdy nie uwierze w żadne historie o epickich melanżach w akademikach. Zamykają się aby w pokojach, grają w gierki i chińskie bajki oglądają. Naprawde granie w gierki 24/h jest lepsze od wypicia piwka ze znajomymi? ja już ludzi nie rozumiem…

70
80