Pracuję w markecie budowlanym, przewija się masa ludzi. Od jednych wieje chujnią z dala, inni potrafią okazać szacunek, są mili. Zdarza się, że między tymi parszywymi egoistami, a normalnymi, którzy chcą być wysłuchani i potrafią słuchać trafiają się tacy, u których na twarzy można przeczytać dosłownie wszystko. Przeczytać, o tym jak wielką chujnią w życiu zostali doświadczeni. Oczywiście wykluczam patologię i socjalne cygaństwo, zwyczajnie nie powiodło im się z różnych przyczyn, liczą się z każdą złotówką. Ale mimo tego są zadbani, nie cuchną jak te parszywce, którym nawet ciężko wywietrzyć w mieszkaniu raz na tydzień. Takim ludziom chcę się pomóc, to czuć z daleka, tacy ludzie to ogromna dawka pokory, nawet po 7 godzinach ciągnącej się chujni w pracy potrafią wykrzesać ze mnie zaangażowanie. No i … trafia się facet, któremu na oko brakuje parę lat do emeryturki, grzeczny, trochę zarośnięty, ale na poziomie, ekscentryczny to na pewno (w koszyku dwie łopaty do odśnieżania, wiadro i kawałek tapety). Podchodzi z jakąś wzbudzającą lekkie zażenowanie małą puszką z LEDową żarówką i pyta o baterie do niej. Jest już fajrant, znudzony i pozbawiony zdolności analitycznego myślenia pomyślałem, że oszczędzę mu tułania się od regału do regału. Parszywca zlał bym natychmiastowo, wskazał numer alejki i miałbym z głowy, ale nie ten przypadek. Prowadzę faceta do tych baterii i dobieramy odpowiednie napięcie, połowa, bo pecha mam…, nie działa. Między nami dziwna, chaotyczna gadka, zaczynam się denerwować, bo chłop męczy dupę swoją lampeczką, od której nawet bardziej praktyczna wydaje się Zoomka Mateusza Kusznierewicza. W końcu wkładam właściwie, lampka się zapala, facet przez cały czas z powagą na twarzy, ja szczęśliwy, że w końcu da mi spokój. A on unosi wzrok jak gdyby było to dla niego coś ogromnie ważnego, ja z pogardliwą miną pełną chujni wręczam mu tą daremną lampkę, patrzę na niego z myślą o najczarniejszym scenariuszu, pewnie znowu coś będzie chciał. O nie ! Ku mojemu zdziwieniu Pan ze łzami w oczach odpowiada, że to na grób jego żony, która umarła z powodu raka. Nie musiał nic dopowiadać, momentalnie mnie zamurowało, nie potrafiłem z siebie wykrztusić słowa. Było mi potwornie wstyd, chujnia ogarnęła moje sumienie od góry do dołu i chyba zmęczy mnie przez cały nadchodzący rok. Co tu zrobić?
Chujnia na duszy, bo oceniłem człowieka
2014-12-30 19:19128
42