Chujwester

I znowu młotki zostały ogarnięte wścieklizną z powodu rytualnej i egzystencjalnej konieczności, określanej jako, „zabawa sylwestrowa na Rynku w Krakowie”. Trzeba być zdrowo jebniętym lub jebniętą żeby za wszelką cenę uczestniczyć w tej imprezie, która coraz bardziej zaczyna kojarzyć się z czymś w rodzaju pasterki na ulicy, gdzie błogosławieństwo może przybrać postać ciosu w czerep pustą flaszką. Ja to pierdolę i skreślam po raz pierwszy od trzech lat. Podobnie zresztą jak uczestnictwo w kościółkowej pasterce lub tych wszystkich nudnych domówkach, balach dla staruchów i temu podobnych „iwentach”. Z okazji wolnego od pracy piątku pewnie wywalę parę piw mocnych i tak gdzieś koło 23 lulu, chyba że do jutra wyhaczę jedną
taką Ewkę i poturlamy się trochę tej nocy, czego i Wam życzę, bo nie ma na świecie nic lepszego od wielkich cycków oraz cieplutkiej i przyjaznej pochewki tej Ewki.

32
58