Anglicyzm – czyli wszechobecne zapożyczenia

Jak w tytule, mam dość coraz częstszych zapożyczeń słownych zastępujących polszczyznę, bo brzmią one niby lepiej ekskluzywniej zarówno w mediach show biznesie jak i w życiu codziennym, a mnie już rzygać się od nich chce, bo najczęściej używają ich osoby nie mające pojęcia o ich znaczeniu właściwym. Od 2 miesięcy jestem na stażu w Urzędzie Marszałkowskim w Wydziale zajmujących się projektami unijnymi gdzie anglicyzmy to norma – przykład nagminnie występujący zwrot „ewaluacja projektu”, kurwa.. nie można powiedzieć w prost po polsku „ocena projektu”, albo „walidacja projektu lub produktu” i „zwalidowanie lub nie produktu”, jakby nie można „zatwierdzenie lub niezatwierdzenie projektu”, „benchmarking” zamiast polskiego porównania, nie może być polskich „badań” tylko angielski „research”, przykłady mógłbym mnożyć dalej. Rozumiem UE, powszechność angielskiego itd, ale do cholery jeśli w Parlamencie UE każdy mówi w języku ojczystym by podkreślić równość przynajmniej teoretyczną wszystkich państw i resztą martwią się tłumacze, to dlaczego i my nie podreślamy swojego języka tylko jak małpy/ papugi zachwycamy się angielskim, a pewnie niedługo chińskim, który słyszę juz pojawia się w przedszkolach.
Dlaczego nie szanujemy i nie dbamy o nasz język? Dlaczego nasza mentalność od wieków się nie zmienia i wszystko co Zachodnie z urzędu musi być lepsze niż polskie.

104
80

Komentarze do "Anglicyzm – czyli wszechobecne zapożyczenia"

  1. chujowiczu! zarabiaj z kluu.pl, bez działalności gospodarczej, konto automatycznie weryfikowane
  2. Azaliż powiem, zawdżdy solucyją byłoby zaimplementowanie nowych metod kołczingu!!

    0

    1
    Odpowiedz
  3. Ewaluacja w Polsce występuje zamiast oceny, bo ludzie boją się być oceniani, szczególnie przy różnych projektach. Chociaż masz to samo, inaczej odbierasz. Wszystko jest dla ułatwienia życia, dlatego chujnia wyssana z palca. Jeżeli to twój główny problem życiowy, zazdroszczę.

    0

    1
    Odpowiedz
  4. To mój niedawny wpis na necie. Dodam tylko, że jestem Czechem.

    Už déle tak nemůžu!
    Už ďalej tak nemôžem!
    Ich kann nicht so mehr!
    Już dalej tak nie mogę!
    …. już nie daję rady. Polacy rodacy, bratanki Czechów i Węgrów, czy musicie tak po macoszemu traktować swój język? Teraz co drugi Polak, który liznął język angielski „musi” go używać na Fejsie i innych portalach w swoich wypowiedziach. Tak jest chyba „cool”, może i jest, ale dla was. Na pewno można mi zarzucić kiepską dykcję, wadę wymowy i to, że nie gadam, tak jak wy po „murzyńsku”, w tym prostym, globalnym i wszędzie się wpychającym języku. Przyjmuję wszystko na klatę, ale ja nieuk, który nauczył się gaworzyć „po waszemu” ze słuchu jak i czytając literaturę lub artykuły dostaję zapalenia wątroby, kiedy to czytam lub słucham wypowiedzi „rodaków-bratanków”. Bełkot, trudności wyrażenia się, sformułowania swoich myśli, no i te błędy podczas pisania, nie wspominając o tym waszym „eeeeee” żeby zapełnić ciszę w wypowiedzi. Jestem tu już chyba 19 lat a znam tylko jedną, tak jedną jedyną osobę, która potrafi się prawidłowo, jak i z łatwością posługiwać tym pięknym językiem, jakim jest język polski. Przy słuchaniu mojego kolegi Tomka można doznać prawdziwe intelektualne szczęście, istną erudoerekcje. Ludzie opamiętajcie się, uczcie się i doskonalcie w swoim własnym języku i ….. czytajcie! Jest mi strasznie smutno, czuję się jak w erze kamienia łupanego, za niedługo będziemy do siebie pokrzykiwać „eehh ooohh huuuu it’s OK”. Czy tak musi być naprawdę?

    Wasz domorosły polonista

    1

    0
    Odpowiedz
  5. Miło by było gdybyś pisał bezbłędnie, skoro leży Ci na sercu język polski. Parę drobiazgów znalazłem.

    0

    0
    Odpowiedz
  6. Sorry, ale sam napisałeś „w show biznesie”…

    0

    2
    Odpowiedz
  7. To normalna sprawa że języki ewoluują i nie ma w tym nic dziwnego, zwłaszcza w erze globalizacji i internetu, gdybyś posłuchał kogoś kto posługuje się starosłowiańskim językiem sprzed 1000 lat, też niewiele z tego byś zrozumiał. To dzieje się z każdym językiem i język polski nie jest tu wyjątkiem i jak na ironię to właśnie w języku angielskim ze względu na jego imperialny charakter tych zapożyczeń jest najwięcej i występuje tam najwięcej określeń i słów zastępczych wywodzących się z różnych regionów świata. Na przestrzeni wieków język polski wchłonął i przyswoił sobie tyle obcych zapożyczeń z języków ościennych a nawet orientalnych że obecnie nikt nie zastanawia się nad ich oryginalnym pochodzeniem i wszyscy uznajemy je za własne, tak też stanie się z „walidacją” „benchmarkingiem” czy „reaserchem” za
    jakiś czas i dla następnych pokoleń będą brzmiały one tak samo swojsko jak dla nas „tapczan”, „dywan”, „bałwan”, „doktor”, „profesor”, „telewizor”, „komputer” i wiele wiele innych.

    0

    3
    Odpowiedz
    1. Sytuacja z zapożyczeniami jest całkowicie odmienna, gdy w języku rodzimym istnieją już określenia dotyczące identycznych desygnatów.

      0

      0
      Odpowiedz
  8. jedno słowo jest nieśmiertelne, kurwa…

    1

    0
    Odpowiedz
  9. Się chłopie przyzwyczajaj, w Urzędzie Marszałkowskim mówią po polsku; pójdziesz do korporacji to będziesz rozwiązywał kejsy (case), chodził na kole (call) z klientem, czasami na meetingi; będziesz czejsował (chase) ludzi jak ci nie będą na maile (mail) odpowiadali, będziesz maile forłardował (forward), pod koniec miesiąca będziesz dostawał payslips (paski płacowe?) i w ogóle twoją wypłatą będzie się payroll zajmował, bo dział płac się zapewne kojarzy z płacą minimalną, HR-owcy będą rekrutowali w twoje miejsce nowy staff jak się zwolnisz. Ucz się ucz, bo pójdziesz do korpo i ci powiedzą, „nie rozumiesz po polsku jak się do ciebie mówi?” ;P

    0

    1
    Odpowiedz
  10. @8 i jeszcze eskalował problem do góry.

    0

    0
    Odpowiedz
  11. ..a ty w stresie wciągniesz trochę stuffu

    0

    0
    Odpowiedz
  12. Mnie też to wkurwia… co innego jest słowo komputer, który tak samo brzmi, ale nie było sensu wymyślać nowego, a co innego jest kiedy można coś prościej powiedzieć po polsku, a zamiast tego wpierdala na siłę modne słowo. Przykład – wydarzenie – happening. Po prostu: polaczki to prości ludzie, łatwo chłoną wszelką papkę z Zachodu. Cieszmy się, że my umiemy ten absurd wokół nas dostrzegać, zamiast mu ulegać.

    1

    0
    Odpowiedz
  13. Ojszczyzna polszczyzna

    0

    0
    Odpowiedz
  14. Polaczek drugiemu tylko by dojebał, a własnej tożsamości nie ma za grosz. Tak było 100 lat temu i pewnie będzie do usranej śmierci. Dlatego będzie bida w tym kraju, niewolnictwo Europy i głupota.

    0

    0
    Odpowiedz
  15. kurwa, nawet mi nie przypominaj. Za zaborów Polacy walczyli o swój język ( między innymi – wiadomo) a teraz sami się zaprzedajemy… wiadomo, są wyjątki

    0

    0
    Odpowiedz
  16. Bardzo zgadzam się z szanownym Autorem. Staram się mówić poprawnie, po polsku, choć nie zawsze się to udaje. Nie cierpię tego wszędzie wkradającego się angielskiego/ponglishu. Podam przykład z życia wzięty. W pewnej dość znanej w Polsce firmie figurują na stałe takie pojęcia, jak: staff, ushering, asystent usheringu, usher, concession, conklucze itp…
    Śmieszne i przede wszystkim smutne.

    1

    0
    Odpowiedz
  17. ¨Ewalucja chyba nie jest z angielskiego.

    0

    0
    Odpowiedz
  18. @16. Co to są conklucze??

    0

    0
    Odpowiedz
  19. Trochę się spóźniłem, ale temat nadal pozostaje aktualny. Podpisuję się pod obawami i zarzutami Autora. Kiedyś czytałem artykuł dotyczący tych wszystkich „anglizmów” i „engliszowania” w korporacjach. Czego ciekawego się dowiedziałem? Otóż ponoć takie zachowania są typowe dla pracowników niższego szczebla, biurowych wyrobników. W świetle autora tego artykułu, zachowanie to jest natomiast niespotykane na szczeblach wyższych/najwyższych (?). Zastanawiam się jak to jest, nie mam żadnych szans na obserwacje w takim środowisku, może ktoś coś na ten temat wie?

    0

    0
    Odpowiedz