Uwalniamy swą chandrę

Nie potrafię odnaleźć się w otaczającej mnie rzeczywistości. Nienawidzę pieprzonej Warszawy w której mieszkam prawie całe parszywe życie. Moja przeszłość jest pasmem porażek i kilku smutnych historii. Chciałabym opowiedzieć o jednej z nich.
Była sobie dziewczynka – młodziutka jednakże naznaczona już przez życie melancholią. Poznała chłopca. I jak to zwykle w takich przypadkach bywa powstała więź. On został nie tylko jej przyjacielem, ale co ważniejsze powiernikiem. Wyjawiła mu swój najmroczniejszy i najcięży grzech, a on jej nie oceniał. Być może dlatego ze sam był naznaczony. Mianowicie był narkomanem, nie zwykłym lecz najgorszym z możliwych – uzależnił się od heroiny. Dziewczynka była tak cholernie spragniona bliskości i zrozumienia iż sama popadła w nałóg. Brała głównie amfetamine, czasem kokaine, MDMA. Albo po prostu to co było pod ręką. Byli jedyną taką parą – ona o czarnych oczach, on o źrenicach wielkości szpilki. On zawsze o nią dbał, przykrywał gdy dostawała drgawek, dbał o to by zawsze miała czystą igłę. Obracali się w towarzystwie zniszczonych przez życie osób, miewali przeróżne przygody. Ich bliska koleżanka ucięła sobie łechtaczkę, ich bliski kolega sprzedał swoją miłość. Powiecie że to patologia, ale to oni po prostu zmagali sie z bólem egzystencji, ja ich rozumiem. W końcu chłopiec i dziewczynka nie zrobili nic żeby temu zapobiec. Ale było im razem dobrze. Można nawet powiedzieć że w jakimś sensie sie kochali. Uciekali razem od szarej rzeczywistości i wspinali się na wyżyny gdzie podziwiali bajeczne krajobrazy. Niestety albo może i stety ich sielanka nie trwała długo. Chlopak. Złoty strzał. Bang!

0
1