Skuter, impreza i co wóda robi z mózgu.

Witam drogich chujowiczów. Ponieważ chujnia doświadcza mnie swoją przechujowością w miarę regularnie i zdążyłem już jako tako się do tego przyzwyczaić, zgodnie z zasadą „nie ciesz się bo będzie gorzej” ten weekend stężenie chujni przekroczył w pizdu. Jeżdżę do pracy rowerem, a że dystans jest spory to nie raz nie dwa deszczyk mnie przyjemnie po drodze zmoczył a błotko oblepiło. Poza tym po powrocie z roboty byłem z reguły tak wyjechany, że przez cały dzień planowane domowe obowiązki stawały się ponad siły. „Kupię skuter!” genialnie wymyśliłem- myśl wprowadziłem w czyn. I się zaczęło. Chujnio, wybacz, że śmiałem wbrew tobie polepszyć swój byt i wozić zad do tyry motorkiem. Nie dość że właściciel wyjebał się na skuterze już po zakupie i złamał lusterko („spoko spuszczę z ceny”), przyjaciel próbując się „garnać” wyjebał się także, łamiąc stopkę do stawiania pojazdu, sąsiad „pomógł” i przy probie zdjęcia koła urwał linkę hamulcową to jeszcze zachciało mi się napić na wieczór i ze znajomymi zrelaksować się w klubie. W klubie zajebali mi bluzę- zgadnijcie co było w kieszeni? Jasne że kurwa kluczyk od skutera! A ja jeszcze zablokowałem kiere w skręcie! Nie dość że wycyckałem się z kasy, to dodatkowe naprawy a wypłata za dwa tygodnie. Rower już też oddałem. I po chuj piłem, bawiłem się, dawałem się garnać … Kurwa- od dziś zakopie się w ziemi zacznę wpierdalać korzonki i robale, zapuszczę sierść i oślepnę, żebym nie musiał oglądać tej przegrzybłej chujni co się na mnie leje!

19
37