Zdałem sobie sprawę, nie to żeby dopiero dzisiaj, że jestem zbyt tępym młotem żeby ukończyć studia. Przebrnięcie przez takie rzeczy jak antropologia albo filozofia (na moich studiach są to przedmioty obowiązkowe, mimo że nie mające w sumie wiele wspólnego z kierunkiem…) mnie po prostu przerastają. Wiem też, że po tych studiach papierek magistra guzik mi da. O ile jakimś cudem je ukończę. Najchętniej rzuciłbym to wszystko w cholerę, ale problem jest taki że nie mam pojęcia, co można robić bez wyższego wykształcenia. Bo z tytułem to można przynajmniej ponarzekać, że się jest wykształconym bezrobotnym. A tak to magistry będą patrzeć z góry, bo przecież jestem młotem. Nie nadaję się na studia, przypuszczam że nie jestem zresztą jedyny. Tylko co zrobię z tym, że mam średnie? Równie dobrze mógłbym nie mieć ukończonej podstawówki, jest to dokładnie równorzędne z posiadaniem matury. Do tego jestem cherlawy i słabowity, z powodu wady serca prace na budowlance odpadają (żeby nie było: próbowałem). Nie jestem jakimś kompletnie nie ogarniającym debilem, ale Einsteinem raczej nigdy nie zostanę. Nie mam pojęcia, co zrobić żeby jakoś godnie móc przeżyć. Czuję się jak skrajny nieudacznik. W sumie „czuję” to złe określenie, bo nim po prostu jestem. Najważniejsze jest dla mnie, żeby nie być pasożytem, ani dla rodziny ani dla społeczeństwa, wolę sczeznąć. Jestem taką czarną owcą w rodzinie i coś czuję, że dużo dłużej ukrywać tego nie będę w stanie, zwłaszcza jak wyfrunę z łomotem z uczelni po tej sesji. Zmiana kierunku nie ma sensu z dwóch powodów, jestem już za stary (maturę to mam za sobą już ho ho, przed studiami pracowałem na śmieciowe umowy) a na kierunki ścisłe to tym bardziej nie mam co celować, skoro z humanistycznymi sobie nie radzę. Doświadczenie w robocie mam takie sobie, ale nie zerowe. Tylko co mi z tego, jak z moim wykształceniem nie spełniam podstawowych wymagań większości pracodawców. Można w sumie do końca życia tyrać w call center, ale tam też wolą, żeby mieć status studenta. Też zapewne do końca życia.
Chujnia i śrut do kwadratu.
Śmieciowe wykształcenie…
2013-01-29 19:0466
66
W krajach Europy Zachodniej cudów jakiś wielkich nie ma, ale przynajmniej system oświatowy odpowiada potrzebom zatrudnienia i nie kształci się ludzi na fikcyjnych kierunkach (no chyba, że ktoś bardzo chce skończyć tego typu kierunek). Tam studia są inwestycją, która nawet po zaciągnięciu kredytu na naukę zwraca się w ciągu paru lat, bo wykształcenie wyższe na dobrej uczelni daje od razu skok na odpowiedni pułap finansowy. U nas wręcz przeciwnie. Panowie i panie profesorowie zrobili sobie lobby, pootwierali prywatne szkółki w 20 tys. mieścinach i kształcą chuj wie do czego i po co na jakiś dziwnie nazywających się kierunkach, które nic do gospodarki i tak nie wnoszą. W tej chwili mamy już ok. 46% osób z wykształceniem wyższym. Pytanie po co? Niech więc nikt nie dziwi się, że potem po jakiś tajemniczych studiach idzie na kasę w Biedronce, albo musi fizycznie tyrać za granicą. Kapitalizm nie promuje studiów, których absolwenci nie przyczyniają się do wzrostu gospodarczego. Nic więc dziwnego, że tytuł magistra zdegradowano u nas ostatnio do tytułu zawodowego. Wina naszego państwa jest tu oczywista, ponieważ nie panuje nad systemem oświaty i pozwala na uprawianie na nim wolnej amerykanki, napędzającej kasę do kieszeni byle doktorka na prywatnej uczelni. Resztę państwo ma w dupie. Druga strona medalu jest taka, że po uczynieniu w Polsce magistra tytułem zawodowym, jest on w Europie Zachodniej równorzędny do licencjata. No bo dlaczego Polak ma się za granicą pchać za wysoko? Tak więc niczego nie zrobiono tu bez celu. Jak zwykle stara unia wyrównała nas w dół. A normalne państwo tak naprawdę potrzebuje nie więcej jak 10% ludzi po studiach, ok. 25% z wykształceniem średnim, a pozostałą część, mają zapewnić fachowcy wszelkiej maści i ludzie niewykwalifikowani potrzebni do najprostszych prac. No i co? Nie było takich proporcji za komuny? Były dokładnie jak w kapitalizmie, tyle, że gospodarką zarządzano chujowo, bo za bardzo wbrew rynkowi.
oo stary, jak bym siebie słyszał, ja teraz jestem na pierwszym roku studiów technicznych i przedmioty ścisłe ile bym nie włożył wysiłku w ich naukę mnie po prostu niszczą. Moim zdanie masz o tyle lepiej, że takiej filozofii idzie się typowo wykuć na pamięć. No cóż, trzymam kciuki za Ciebie i się nie poddawaj bo ja mimo, że jestem na marnej pozycji to będę walczył o ten dyplom do końca, w końcu wszystko jest możliwe : D To tkwi w umyśle hehe
Pierdol studia, pierdol magistrów, licencjatów itd. Weź się w garść , ogarnij jakąś robotę za granicą, najlepiej ze znajomymi i ruszaj w drogę. Sezonowo uzbierasz trochę kasiorki i może założysz fajny biznesik(łatwo się mówi…) i będziesz tych matołów z tytułami nic nie dających dzisiaj zatrudniać;) Osobiście uważam, że ten myślący młody polak, to taki który po maturze albo idzie po fach i ma robotę zawodową, albo za granice wyjeżdża za pracą. 90% studenciaków, pseudo wykształciuchów chce sobie przedłużyć o 5 lat opierniczania się na garnuszku rodziców, bo wiadomo,że dzisiaj to pracy w Polsce po prostu nie ma i trafią na bezrobocie. Tak więc powodzenia brachu, może jeszcze znajdziesz szczęście w jakże gównianym życiu.
śmieciowa umowa – umowa o pracę.
spróbuj pojechać do cieplejszego kraju, tam przynajmniej możesz wykonywać prace nie wymagające wykształcenia a że ciepło cały rok to spać w przyczepie można.
Tylko w Polsce postrzega się osoby z wykształceniem średnim w ten sposób. Średnie techniczne, ba, nawet zawodówka da Ci więcej niż te Twoje studia. Nie wiem skąd te nastawienie. Może nauczyliśmy się tego w czasach poboru do wojska? A może jesteśmy tak zmanierowani? Rynek pracy w Polsce jest jaki jest i przy planowaniu przyszłości trzeba to uwzględnić. Nie wiem co chcą osiągnąć ludzie po politologii czy jakiejś teologii, to kierunki dla bezrobotnych. Tak samo nie wiem, kim chcą zarządzać ludzie po zarządzaniu, jeżeli nie będzie kim zarządzać.
Daleko szukać, mam znajomych z wykształceniem zawodowym czy średnim, którzy prowadzą własne, dobrze prosperujące firmy – budowlanka, warsztaty samochodowe, składy opałowe. Ale oni w Twoim wieku mieli fach i byli twardzi. Kiedy ja szedłem na studia, oni tyrali, żeby się dorobić. Studia rzuciłem, zostałem handlowcem, dobrze mi idzie, zarabiam średnią krajową i planuję otworzyć własny sklep.
Wykształcenie wyższe w dzisiejszych czasach jest gówno warte.Dej se spokój
A ja to pierdolę, mam zawodówkę i na brak pracy i kasy nie narzekam. A gość nawet z pięcioma fakultetami musi mi zapłacić bo zwyczajnie na mojej robocie się nie zna, a samo się nie zrobi.
Na studia idą tylko debile którzy nie mają pomysłu na swoje życie.Nieważny papier,ważne co umiesz i co masz we łbie.
Skoro masz takie przedmioty jak antropologia i filozofia, to te studia są o dupe rozbić. Z nimi, czy bez nich masz takie same szanse na zdobycie pracy. Lepiej porób jakieś kursy i odpuść sobie uczelnie bo tylko czas zmarnujesz.