cd. Skuter, impreza i co wóda robi…

Chciałem z tego miejsca przeprosić chujnię, że naiwnie i krzywdząco posądziłem ją o max jej możliwości. Wczoraj pożyczyłem rower coby dojechać do kieratu. Moja codzienna pielgrzymka robotnicza składa się z jazdy rowerem, kawałek potem pociągiem, a potem 30 min. z buciora. Na 100 metrów przed dworcem jebany bus dostawczy (o ironio-z hurtowni alkoholi) perdolnął mnie aż miło. Sfrunąłem na asfalcik- poobijałem kolana łokcie i łeb, z prawej łapy dwa paznokcie zerwane, nie wiem co się kurwa dzieje, mózg w szoku uczepił się jak pojebany myśli „spóźnie się do roboty”. Kierowca busa pozbierał mnie z drogi, wcisnął oszołomionemu jakieś plastry w łapę i pojechał. Chujnio! Wybacz! Śrucie przechuju- dzięki że nie wylądowałem na wózku! Grzybnio – a rośnij se na mnie, pierdolę to!

23
50