Nie wiem jak to wszystko ubrać w słowa, bo trudno jest napisać o kilku latach swojego życia i o uczuciach, które mi towarzyszą. Jednak muszę to z siebie wyrzucić, bo nie mam komu Mam 33 lata, mąż jest ode mnie starszy kilka lat. Zaraz po ślubie przeprowadziłam się do niego do małej mieściny, z dala od rodziny, za to blisko teściów, ale to temat na osobną chujnię. Niedługo będzie rocznica (10 lat) i nie wiem czy nie lepszym świętowaniem byłby rozwód. Jestem młodą osobą, czuję się młodo, w zasadzie powinnam rozkwitać. A jak jest? Budzę się z myślą, że nic mnie nie czeka i zasypiam wiedząc, że kolejny dzień będzie taki sam. Jeszcze na początku małżeństwa, czy nawet przed, były jakieś plany, marzenia. Może był we mnie zakochany to i się poddawał mojemu „optymizmowi”, teraz nic z tego nie zostało. Jestem człowiekiem, który żyje bez sensu, który nie ma dla kogo żyć. Nie spełniam się w żadnej roli i mój mąż niczego ode mnie nie oczekuje, mogłabym nie istnieć. Mieszkamy razem jakbyśmy byli współlokatorami. Dzielimy tylko kredyt i wspólne finanse. Może opiszę kilka przykładów, to będzie łatwiej mnie zrozumieć. 1. „Ja jako kobieta”. Czuję, że rozrywa mnie od środka, że żyję jak słomiana wdowa. Jestem szczupła (mam jędrne ciało), wysoka, i wg tego, co czasami usłyszę od mężczyzn, atrakcyjna. Tym bardziej nie mogę zrozumieć, dlaczego nie interesuje się mną mój mąż. Pytałam kiedyś czy może woli mężczyzn, ale nie odpowiedział. Generalnie on nigdy na nic nie odpowiada. W sumie, jaka bym nie była, od czasu do czasu miło jest poczuć się atrakcyjną i adorowaną. Pamiętam jak kiedyś wybraliśmy się na większą imprezę do lokalu ze znajomymi. Założyłam sexy mini, szpilki, poleciałam do fryzjera i kosmetyczki na profesjonalny makijaż. Sama kosmetyczka się ekscytowała, że takiej to na pewno mnie mąż nie pozna i mu szczęka opadnie. Wiedziałam, że nic takiego się nie stanie, w co nie mogła uwierzyć i aż prosiła, żeby jej wysłać smsa o jego reakcji. No i wysłałam : „Ale masz duże oczy” – tyle. Dobrze, że mogłam liczyć na kumpli i ich naprawdę szczere komplementy, co w sumie i tak tylko pogłębiło mój smutek, uświadamiając mi, że najbliższa osoba ma w dupie jak wyglądam. Zawsze jak gdzieś wychodzę i staram się wyglądać super (czasem tylko po to by zwrócił uwagę), on nigdy tego nie zauważa. Nie interesuje go nawet, po co się ubrałam ładniej niż zwykle. Każdy fryzjer, makijaż, nowy ciuch itd. pozostaje bez echa. Tak więc: bez różnicy, nie ma sensu. Jeśli chodzi o seks, to w tym roku był raz na początku lutego, w zeszłym roku nie pamiętam, ale na pewno nie częściej niż raz na dwa miesiące. Nie chodzimy za rękę, nawet przypadkowo nie muskamy się w przejściu, itd. nie ma między nami kontaktu cielesnego. Pokazując mu nawet kawałek pośladka, czy piersi pod pretekstem, że chyba mam jakieś znamię, to skwituje, że nie zauważył żadnych zmian i wróci do swoich zajęć. Ktoś z boku mógłby pomyśleć, że jesteśmy rodzeństwem – kiedyś nawet jedna osoba zapytała o to. Czasami zastanawiam się, jakby to było, gdybym poznała jakiegoś mężczyznę i czy bym mu nie uległa, nawet jeśli miałabym potem żałować. Jednak wolę te myśli rozganiać, bo znowu uświadamiam sobie w jakiej jestem czarnej dupie, skoro leżąc obok faceta, chciałabym poznać innego. Frustracja sięga zenitu. 2. „Ja jako matka”. Matką nie jestem, on nie chce dzieci. Ja sama już nie wiem, ale nie będę pisać o rozterkach, bo chyba każdy je ma, kto się zastanawia nad tym tematem. Chodzi o sam fakt, że on nie chce i w ten oto sposób jest kolejny argument pokazujący, jak ten związek jest nieprzyszłościowy (przed ślubem nie był taki stanowczy). Zapewne gdybym była z mężczyzną, który by te dzieci chciał, to pewnie byśmy je mieli, czy swoje czy adoptowane. Będąc z tym, którym jestem, czuję się tak samotna i bez wsparcia, że to głównie powoduje moje wątpliwości, co do ich posiadania. I to jest właśnie to, ta samotność, tak przykra, bo jednak teoretycznie nie jestem sama. 3. „Ja jako kucharka/sprzątaczka/praczka, etc.” Każda z tych ról jest mi nie potrzebna. Od kilku tygodni gotuję sama dla siebie. Czemu tak wyszło, to za dużo pisać, ale nawet wcześniej czy bym zrobiła coś czy nie, to pozostawało bez reakcji. Nawet teraz, gdy pytam czy coś chce, bo np. wyszło mi więcej koktajlu niż zwykle, odpowiada „mogę chcieć”. Sam z siebie też nie poprosi, żeby zrobić mu jakiś przysmak. Kiedy zdarzyło się, że mówiłam, że nie dam rady zrobić obiadu i trzeba coś kupić, to odpowiadał, że on nie potrzebuje, o moich potrzebach nawet nie myśląc. Nigdy nie powie, żeby mu coś uprać. Najwyżej będzie w tym chodził, aż mu się rozleci. A cała szafka czystych ciuchów, które mu uprałam kilka tygodni do tyłu. Jeśli chciałabym, żeby sobie kupił nowe spodnie to zawsze jest odpowiedź, że mu nie potrzebne. Chodzi w ciuchach z ciucholandu, które mu kupuje matka, a które często wyglądają jak damskie w dużych rozmiarach (np. koszulki), lub spodnie jak dla 70-latka (czyli kupowane na jego ojca). Odpuściłam i się nie wtrącam. W domu nigdy nie sprząta, no może czasami zamiecie na szybko jak wie, że ma przyjść jego matka. Wszystkie porządki w domu wykonuję ja, od czasu do czasu zaoferuje się, tzn. dwa razy w roku przed świętami, czy MI (!) nie odkurzyć dywanu. Nie chodzi jednak o to, że on nic nie robi, tylko o to, że on mnie nie potrzebuje nawet do utrzymania porządku w domu jako sprzątaczki, a nawet już nie myślę, że to on mógłby chcieć zrobić coś dla mnie. Mogę nie gotować, nie sprzątać, nie prać – moja rola osoby dbającej o „domowe ognisko” jest niepotrzebna. On żyje sam dla siebie i nawet ostatnio, gdy po raz kolejny mu przedstawiałam sytuację naszego małżeństwa, przyznał mi rację. Kiedyś się wkurwiłam i w Wigilię wyprowadziłam. Ten świąteczny, rodzinny czas tylko mnie dobijał pokazując moją chujnię. Starałam się wszystko ogarnąć, łącznie z ozdobami świątecznymi (taki człowiek głupi i sobie sam pozory sprawia), a on siedział i książkę czytał. Jak wróciłam po kilku dniach zapytał gdzie byłam, po mojej odpowiedzi, że przecież i tak go to nie obchodzi, nie było więcej tematu. 4. „Ja jako jednostka społeczna”. Obecnie nie pracuję, tzn. pracuję, ale dorywczo. Nigdy nie powiedział, żebym znalazła pracę, albo, żebym nie pracowała – jest mu to obojętne. Mogłabym cały dzień leżeć pod kołdrą i nawet nie spytałby czy coś mi się stało, albo nie opierdolił, że mam się wziąć za siebie. Kiedyś też nie mogłam pojąć jak można zareagować w następujący sposób – znalazłam sobie pracę i to dosyć dobrą i abstrahując od tego, że wiązało się to z lepszą sytuacją finansową, był powód do radości, bo żona znalazła sobie sama pracę. To co on zrobił? Podszedł, uścisnął mi dłoń, powiedział „gratuluję” obrócił się i poszedł sobie. Jakbym była jakąś obcą osobą na ulicy, która chwali się przypadkowemu przechodniowi, że właśnie nastał jej szczęśliwy dzień. Kiedyś chciałam, żebyśmy razem stworzyli swój biznes, wykonujemy nawet podobne zawody. Jednak on już wie, że się nie uda, że się nie opłaca, itp. W zasadzie to każdy mój pomysł niszczy zanim jeszcze się dobrze zrodzi. Nigdy nie powie, chociażby w kłamstwie, że będzie dobrze, że się uda, że dasz radę. Dlatego nie dość, że odebrał mi moje nadzieje na lepsze jutro, to jeszcze spowodował, że sama zaczynam myśleć tak, że nie dam rady, w niczym. Coraz bardziej zapadam się w tej mojej chujni, nie widzę światła w tunelu, raczej myślę, czy Bóg nie zesłałby na mnie jakiejś choroby i ukrócił mój bezsensowny żywot. Jestem takim niepotrzebnym człowiekiem w cudzym życiu. Nie chce mi się nic robić dla siebie, miałam hobby (hodowałam kwiaty), ale nic z tego nie zostało. Próbuję biegać regularnie, ale przychodzą dni, że nie chcę wychodzić z domu, zamykam się w pokoju. Żyjemy obok siebie, bez emocji. Od czasu do czasu budzi się we mnie bunt i wymieniam mu po kolei co jest z nami nie tak, ale to nic nie zmienia, po prostu równie dobrze mogłabym mówić do ściany. Tyle, żeby nie za głośno, bo wtedy słyszę, że jestem prymitywem i chamem – co ciekawe, gdy zaczynam rozmowę spokojnie, nie odpowiada. Czasem w drugą stronę, biorę na przetrzymanie i po prostu się nie odzywam – dla niego nie ma różnicy, nie spyta, co się dzieje. Żyję w jakimś zawieszeniu i jak tak teraz piszę/czytam moje wypociny to niestety rysuje mi się obraz rozstania. Niestety, bo przecież nie tak sobie człowiek wyobrażał to życie w małżeństwie. Gdybym nie była mężatką, to przynajmniej miałabym wolną rękę do poznania kogoś, a tak to jednak moje poczucie przyzwoitości mi na to nie pozwala.
Czy to jest jeszcze małżeństwo, czy tylko pozory?
2016-04-22 17:35111
27
Przeczytalem calosc, bardzo mi przykro, a jeszcze bardziej przykre ze zostajac w takim zwiazku bedziesz zawsze samotna, nie bedzie dziecka ktore w pewnym sensie zastapilo by meza i dalo powod do zycia. Mam 8-tygodniowa coreczke, dziecko bylo mi w sumie obojetne zona natomiast bardzo chciala, teraz uwazam to za bardzo dobra decyzje i bardzo ja kocham. MUSISZ odejsc! to jedyna szansa dla ciebie bo zwariujesz, twoje zycie to jakas masakra – doslownie jak obcowanie z robotem. Ponad to konczy ci sie czas na posiadanie dzieci bo bedzie trudno zajsc.
Zabral ci mazenia, poczucie wartosci i kobiecosc. Po sto kroc Kurwa mac kopnij huja w dupe!!!! nie ebde pisal ze trzymam kciuki bo jesli zostaniesz to i tak nic sie nie zmieni.
Mam to samo co Ty. Jedyna słuszna rzecz jaką możesz zrobić to znaleźć sobie zajebistego posuwacza a huja kopnąć w dupę w przy najbliższej okazji. Mój nie chciał się ze mną kochać przez 4 lata, znalazłam zastępstwo i jak tylko będę mogła pogonie skurwysyna.
Im wcześniej się rozwiedziesz tym będzie łatwiej
Nie jestem ekspertem, ale Twój mąż może mieć depresję, nie pomyślałaś o tym? Lepiej pomyśl, zanim będzie za późno. Powodzenia
widziały gały co brały
Droga autorko, facet, z którym przyszło Ci dzielić opisaną chujnię nieformalnie wypisał się z waszego małżeństwa dawno temu.Każdego dnia udowadnia, jak bardzo jest nieobecny w Twoim życiu i jak mocno ma na to wywalone. Brak mu odwagi,żeby wyjść z inicjatywą zakończenia tej farsy, więc egzystuje sobie po swojemu i czeka na moment, kiedy sama zdecydujesz się odejść. Czemu jeszcze w tym tkwisz? Nie szkoda najlepszych lat życia?
1. Wielu innych facetów dałoby sobie łapy poobcinać żebyś z nimi była.
2. Wygoń gnoja do psychologa. Sam sobie nie poradzi. Ty go nie wyręczysz.
3. Jesteś człowiekiem, a nie czyjąś własnością, tym bardziej nie przedmiotem. Twoje uczucia i potrzeby też się liczą. I to przede wszystkim!
4. Zawsze masz wolną rękę i krępuj jej przez przyzwoitość. Poznawaj nowych ludzi, miejsca, rób nowe rzeczy (może pisanie? ładnie piszesz!), sprawy się zaczną prostować, nawet same.
5. W podobnej sytuacji jest nas więcej, facetów i kobiet. Może się powinniśmy gdzieś znaleźć i wymyślić jak tu kopnąć los w zad:)
6. Powodzenia. Wiem, że Ci się uda.
Wyzwól się z osaczenia i odżyj na nowo. Obrączkę wsadź księdzu do tacy razem z moralnością. I jesteś wolna a jemu wiesz co gdzie.
Slub koscielny? Przysięgałaś…
To jak z węzłem gordyjskim, czasem najtrudniejszy problem można rozwiązać w najprostszy sposób. Zostaw go. Po tym co napisałaś widać, że ta karykatura związku nie ma najmniejszego sensu. Na szczęście nie macie dzieci – to ułatwia sprawę. Zajmij się rozwodem i rozliczeniem majątku, przy odrobinie szczęścia i w tym przypadku będzie mu wszystko jedno. Przy gorszej opcji trochę się poszarpiesz, ale i tak nie masz nic do stracenia. I po problemie. Tyle jeśli chodzi o rozwiązanie.
Natomiast ciekawi mnie kilka rzeczy. Wyszłaś za niego w wieku 23 lat? Kto wychodzi za mąż w takim wieku? Co można wiedzieć o życiu i wyborze partnera w takim wieku? Z drugiej strony, nie piszesz jak ktoś zupełnie bez wykształcenia, nie widzę prostackich i patologicznych naleciałości. Najbardziej mnie zastanawia jego sposób bycia, ten chory spokój i obojętność rasowego psychola. To jest dziwaczne. Czy on w ogóle nie posiada życia emocjonalnego? Jak można żyć z kimś pod jednym dachem i nie uzewnętrzniać swojego nastroju, tak żeby druga osoba mogła go zaobserwować, odnieść się do niego? Jak może nie być interakcji? Jak to wpływa na drugiego człowieka? To jakaś chora gra? Jeśli robi to specjalnie, to by oznaczało chorobę psychiczną ciężkiego kalibru, albo ostre skrzywienie. Trzymałbym się z daleka od takiego człowieka. A może nie rozumie i nie umie wyrażać emocji? – to prostak? Jest tak otępiały? Może to jeden z tych baranów, którzy muszą się ożenić, a po spełnionym „obowiązku” odpuszczają wszystko. A seks? – może to impotent i stąd te problemy? – coś tam jednak było, jak pisałaś. Brak seksu mógłby też wskazywać na romans, ale to raczej niemożliwe, ze względu na te ciuchy od matki i podejście do pewnych spraw:) A może to faktycznie ukryty homoseksualista? O co tu chodzi, że chciałaś z nim być? Ty byłaś ślepa, czy on zmienił się nie do poznania? Depresja daje pewne objawy, postępuje w czasie – nie zauważyłabyś? Nerwica, która często idzie w parze z depresją, też ma wiele objawów – ale spokój psychopaty do nich nie należy. Może to coś gorszego? Doznał jakiejś traumy? Przecież nie porwali go kosmici i nie podmienili osobowości w ciągu jednego dnia:) Za mało napisałaś o waszych relacjach, kiedy było dobrze ( o ile faktycznie było). Ciężko coś wywnioskować. Kłóciliście się kiedyś? Zachowywał się wtedy normalnie? Jak został wychowany? – stos pytań bez odpowiedzi, a znalazło by się jeszcze więcej. To mogłoby wyjaśnić przyczyny, bo na usłyszenie czegoś od twojego „męża”(w świetle tego co piszesz), bym nie liczył. Chyba, żeby mu podpiąć akumulator do jaj i wsadzić petardę w dupę – może by się ocknął:) Ciekawa sprawa, ale raczej dla psychologa. Tak czy siak, nie zmienia to faktu, że sprawy zaszły za daleko. To co opisujesz to horror z którego i tak już nic dobrego nie będzie. Odejdź od niego. Paradoksalnie, teraz twój młody wiek zamążpójścia zadziała na plus, bo jeszcze jesteś młoda i masz dużo przed sobą.
Jestem facetem przeczytałem i powiem Ci tak. Opisałaś w miarę dobrze sytuację obecną z przykładami super. Ale albo przyjmiesz do siebie jedną rzecz albo pozostaniesz nieuświadomonia. W Twojej wypowiedzi zabrakło najważniejszej sprawy. Gdy czytasz mój komentarz to w tej chwili przestań go czytać. Zamknij pole z komentarzami. Zastanów się chwilę nad racjonalnością. Jesteś kobietą i to co opisałaś jest dobrze opisane ale zapomniałaś o sprawie najistotniejszej. Skoro Twój mąż jest taki obojętny wobec Ciebie Twoich słów, działań i nie działań to mi jako facetowi takiemu jak Twój mąż ale w przeciwieństwie do Twojego męża facetowi który Ciebie nie zna. Ciebie nie zna i nie zna Twojego męża na portalu internetowym nie wypadałoby przypadkiem wyjaśnić jak kobieta będąc w związku z facetem, widząca jego obojętność i marazm wobec niej (i której ewidentnie się to zachowanie nie podoba) mogła wziąść z nim ślub? Skoro jest taki obojętny wobec Ciebie i nie chce dzieci (domyślam się, że Ty chcesz) nie było przed ślubem rozmów i ustaleń? A może przed ślubem było wszystko dobrze a po ślubie się popsuło – nie napisałaś tego. Nie napisałaś tego co najważniejsze. Zrozum to. Skąd mam teraz wiedzieć jaka jest przyczyna tego typu zachowania u męża? Może ma np. depresję lub inne zaburzenie. Może już Cię przestał kochać? Moja rada jest taka. Jeżeli kiedyś między wami było dobrze. Bo jeżeli nie było nigdy to czemu ślub? 'HELOł!!!’a w którymś momencie zaczeło się psuć i było z czasem coraz gorzej to teraz kobieto myśląca homo sapiens jeżeli zależy Ci jeszcze na ratowanie waszego małżeństwa wróć pamięcią do tej chwili co było tego typu przyczyną. Co się między wami wydarzyło. Czy była jakaś uchwytna przyczyna czy nie? Może zmienił orientacje nie wiem. Napisałaś, że kiedyś na wieść, że otrzymałaś świetną posadę podszedł i uścisnął dłoń. Rzekł gratuluję i wyszedł. To jest patologia nie wyobrażam sobie abym ja coś takiego mógł zrobić. Może tylko w żarcie – i to też kiepskiej jakości. Z tego co piszesz wnioskuje, że albo ma problemy natury psychicznej. Albo się odkochał. Twoje zadanie. Przeanalizować w pamięci poprzez powrót do przeszłości i próbę odgadnięcia o co kaman. Przemysleniu. Dalej możesz szukać porad u znajomych rodziny, psychologów. Możesz próbować rozmawiać o tym co było kiedyś kiedy było miedzy wami inaczej. I jeżeli się nie uda 'Arivederci Roma’ Zacznij mysleć racjonalnie. Faceci są konkretni co jak co można nam zarzucić ale nie to że nie da się z nami w logiczny, konkretny, racjonalny sposób porozmawiać i rozwiązać problem. Jeżeli Twój mąż nie będzie chciał o tym rozmawiać i zacznie Cię zwodzić, lub przemilczy temat zdawkowym czymś itd… To możesz mu oznajmić postanowienie o rozwodzie jeżeli to go nie ruszy i nie spowoduje zmiany. Wiesz juz co masz zrobić.
Może ma inną na boku. Facet ewidentnie Cię nie kocha, więc po co to ciągniesz? Będziesz się tak męczyć całe życie. Dobrze, że dzieci nie macie. Jeszcze nie jest za późno, żeby go rzucić. Jest tylu facetów samotnych, że zaraz kogoś znajdziesz kto Cię doceni. Małżeństwo to nie jest niewolnictwo. Nie zastanawiaj się, bo zmarnujesz sobie życie, im szybciej go zostawisz tym lepiej. Męska decyzja kobieto. Pisze to facet. Pozdrawiam.
Rzeczywiście poważna chujnia. Nie rozumiem tylko jednego: jak to się stało, że się w nim zakochałaś? en koleś sprawia wrażenie typa, który nie podoba się kobietom.
Genialna chujnia. Witam i pozdrawiam. Niestety mam podobną sytuację. Osoba z którą żyję w ogóle nie jest mną zainteresowana ( 14 lat po ślubie ) Znajdź kogoś, kto w tobie będzie widział cały świat.
No to rzeczywiście gówniana sytuacja, bo to guzik nie wspólne życie. Jest tylko jedna możliwość -rozwód. Gość widocznie ma taką mentalność i biedę psychiczną (emocjonalną). Są tacy ludzie, sam takich znam. I na to się nic nie poradzi i to się nigdy nie zmieni. Trzeba się martwić o siebie i odejść. Swoją drogą, aż dziwne, że w ogóle ze sobą zaczęliście chodzić, o małżeństwie nawet nie wspominając, skoro był taki. No przecież musiało być widać, że taki jest.
Szczegółów nie znam, ale sytuacja, którą opisałaś nie daje żadnej nadziei na lepsze jutro. Wiej póki jesteś młoda. Kredyt to nie powód, żeby męczyć się z kimś do końca życia.
Wymieniam błędy kobiet:
1. Wybierają mężczyzn na podstawie całkowicie ostatnich kryteriów jakie powinny być brane pod uwagę w celu przewidzenia jaki ktoś będzie jutro, za tydzień, za 10 lat. Najważniejsze jakie ma cele w życiu, zainteresowania i zapał do samorozwoju.
2. Kobiety myślą, że życie jest jak w serialach, bujne perypetii i naszpikowane górnolotnymi emocjami. W 80-90% nie jest, bo trzeba tyrać i się jakoś utrzymywać w naszym bagiennym kraju.
3. Kobiety ciągle „patrzą na drugą stronę brzegu”. Jak się od nich wymaga za dużo, to źle, a jak za mało, to też źle.
A teraz konkretnie do Twojej chujni. Twój przypadek ujmuję po części powyższe punkty, ale niestety stwierdzam, że masz męża ślimoka po prostu i tyle. Starego, już znoszonego kapcia, nadającego się do użytku, ale budzącego powoli wkurwienie i chęć zmiany.
Dołożę jeszcze 4 punkt apropo wieku: nie dla każdej kobiety jest dobry dojrzały i stabilny starszy od niej mężczyzna!
A wracając do wywodu: będzie Ci potrzebna ingerencja osób trzecich w Twój związek, najlepiej profesjonalna ingerencja, broń boże koleżanek czy teściów czy rodziców!
jestem facetem i Ci odpowiem w czym rzecz: Ty już go nie pociągasz.
Chujnia 100%.
Jesli jest tak jak piszesz – to wypierdalaj od niego jak najdalej…
33 lata to jeszcze nie wiek kiedy trzeba polozyc lache na wszystko.
Dzieci nie masz (ale jeszcze nie jest na nie za pozno) – wiec nie czekaj.
Rozwody az tyle nie kosztuja.
Zycie sklada sie z zalu za straconymi okazjami – nie pozwol aby to dotyczylo ciebie.
Jeżeli to nie jest prowo, napisz do mnie i każda, która ma tak samo niech również napisze. Jeżeli faktycznie masz w sobie potencjał, zrobię z Ciebie kobietę. Jestem zawodowcem w dziedzinie kształtowania postaw i wizerunku. A tego patałacha sama zdecydujesz, czy zostawić jak już się obudzi, kogo ma. Ja nie jestem zwolennikiem rozbijania małżeństw, ale drzewo, które uschło się wykopuje i pali, a nie podlewa. Znajdziesz mnie na walter-alf wupepeel
pierwszy raz od dawna czytam wypociny kobiety które zdają sie nie być hipokryto-śmietnikiem pretensjonalnej kurwo-księżniczki. masz ode mnie 5 gwiazdek bo wydaje sie iż rzeczywiście masz chujnie w zyciu.
Nie wiedzialas przed ślubem jaki jest ten chuj?
Ciesz sie ze jestes zdrowa itp a nie narzekaj ludzie mają dużo gorsze problemy a miłosci nie ma tylko chaj hormonalny którzy mija po 2 latach ,a potem rzeczywistośc
A jaka jest najprawdziwsza chujnia z chujni? Wspólny kredyt. Trzeba było się nie wpierdalać.
Teraz spokojnie odeszłabyś do innego i życie toczyłoby się dalej.
tragedia waszego rodzaju zaczęła się w 1989 roku,i tą datę można uznać za początek końca narodu gojowskiego na ziemiach polskich,ta data była podpisaniem wyroku na gojów polskich,ich gwozdziem do trumny
Naprawdę poruszyła mnie Twoja chujnia, a już samo to jak się wypowiedziałaś upewnia mnie w tym, że jesteś piękną, mądrą i dobrą kobietą. Nie jestem na tyle doświadczony i obeznany jeżeli chodzi o relacje międzyludzkie czy małżeństwa, ale jeśli miałbym Ci coś doradzić, to to, żebyś nie bała się zmiany. Wyraźnie widać, że wiesz, co powinnaś zrobić, ale hamujesz ten pomysł. Z wierności, z podświadomej obawy przed zmianą, z przyzwyczajenia, z przekonań itd. Miej odwagę zrobić coś dobrego dla siebie. Życie nie jest po to, żebyś codziennie cierpiała, licząc że coś się nagle zmieni, mimo że tak się nie stanie. Życie jest po to, żebyś czerpała z niego garściami, szła przez nie z uśmiechem, spełniając się tak jak tego pragniesz i z osobą u Twojego boku, która będzie dla Ciebie wsparciem i prawdziwym partnerem. Nie myśl o odejściu od człowieka, który powoli Cię zabija, w kategoriach niszczenia tego co masz, a w kategoriach nowego startu, budowania nowej przyszłości. Musisz sama szczerze przed sobą odpowiedzieć, czy wolisz stabilność tego co już znasz, ale Cię nie zadowala, czy odrobinę ryzyka przed nieznanym, za możliwość tego, żeby zmieniło się na lepsze? To nie jest łatwa decyzja, tym bardziej nie powinna być podejmowana lekkomyślnie. Jednak skoro to trwa już sporo czasu, a rozmowy nie pomagają… Nie mniej jednak ciężko osądzić obiektywnie i uczciwie sytuację. To co czytamy to Twoje subiektywne spostrzeżenia, z którymi większość będzie sympatyzować, i polecać zostawienie Twojego faceta. Co jednak z jego punktem widzenia? Człowiek nie zachowuje się w taki sposób w stosunku do osoby, którą poślubił, bez powodu – i nie mówię tu, że to Twoja wina, ale może o tym, że on ma problemy ze sobą? Nie twierdzę też, że powinnaś je za niego rozwiązać, mąż jako dorosły człowiek powinien być odpowiedzialny za swoje emocje i emocje osoby z nim związanej, z drugiej strony być może on nie potrafi okazać wsparcia dla Ciebie i cieszyć się z Tobą, bo problem leży gdzie indziej, niż w braku jego entuzjazmu i miłości samych w sobie, to jest tylko efekt, i może wystarczy mały impuls lub wskazówka, żeby pomóc mu go rozwiązać? Nie da się ocenić po Twojej wypowiedzi. Nie odbieraj tego, że Ty się czujesz okropnie, a ja jeszcze twierdzę, że musisz własnego męża ogarnąć. Nie, to nie to. Chodzi o to, żebyś uczciwie zrobiła rachunek sumienia i plusów dodatnich i ujemnych swojego związku. Odpowiedziała sobie, jak wyglądały poprzednie lata, wspomniała dobre i złe chwile i co wydarzyło się po drodze do dnia dzisiejszego, co mogło zabić radość i chęci na więcej. Zapytaj kogoś bliskiego i zaufanego o to, jak obiektywnie, z zewnątrz ocenia Was jako parę, jak ocenia Ciebie jako osobę, żonę, kobietę, jego jako faceta i męża. Szczerze, z wadami i zaletami. Może wszystkiego nie widzisz? Tylko nie słuchaj opinii o tym co powinnaś zrobić, bo to wiesz sama w sercu najlepiej. Posłuchaj za to obiektywnych informacji, które Twój emocjonalny osąd może gdzie nie gdzie przysłaniać. Porozmawiaj z jakimś autorytetem na ten temat. A jeśli po tym wszystkim uczciwe stwierdzisz, że nie widzisz dalej przyszłości tego wszystkiego – to odejdź. Odejdź i nie patrz w tył. Dasz sobie w życiu radę i zmiana przyniesie Ci świeże powietrze i możliwość złapania oddechu. Nie zmuszaj się do nieuzasadnionego cierpienia. Nie przejmuj się komentarzami innych i rodziny, które na pewno się pojawią. Oprzyj się na zaufanych przyjaciołach i ich wsparciu i zrób to co Ty czujesz i uważasz za słuszne. Nikt tak dobrze nie zna Twojej sytuacji jak Ty sama. I nawet jeśli z czyjegoś punktu widzenia może nie być tak źle, chodzi o to jak TY się czujesz, jak TY reagujesz na to wszystko. Czyli podsumowując – spójrz na sytuację z dystansem i obiektywnie, uczciwie, szczerze oceń, ale kieruj się swoim subiektywnym poczuciem szczęścia i odczuciami w ostatecznej decyzji. Daj mężowi szansę, drobną pomoc i wsparcie W ZMIANIE (być może już ją dałaś, nie zmuszaj się wtedy do kolejnej), ale miej swoje dobro i życie na tym samym poziomie priorytetu. To nie jest egoizm, żyć swoim szczęściem, pamiętaj. Egoizmem jest zmuszanie ludzi, do życia wg ich standardów, nawet za cenę ich rozpaczy. Życzę wszystkiego dobrego, powodzenia. Dasz sobie radę, trzymam za Ciebie kciuki.
Ten gość to przez skażenie wirusem się tak zachowuje, i musisz go porzucić, bo na to nie ma leku. Wiesz, kto stworzył wirusa, nie? Zgadza się, żydzi.
Tępa dzido, trzeba było myśleć, z kim się zawiera małżeństwo, to by nie było cyrków takich jak opisujesz. Ale co tam, pierdolenie o miłości jest tak bezkrytycznie przyjmowane przez babska, że i tak nic do nich nie trafi. Skoro już użyłaś swojej ostatniej szarej komórki, to zacznij może działać? Skoro mu to wisi, to weź ten rozwód, on pewnie męczy się z tobą bardziej niż ty z nim. Ale i tak wiem, że tego nie zrobisz, bo uczucia i blablabla.
Czyli wygląda na to, że Twój małżonek nie wykazuje Tobą żadnego zainteresowania… a czy Ty wykazujesz jakiekolwiek zainteresowanie nim? Cały ten tekst bije tylko od Twojego użalania się nad sobą i Twoim losem, nie zastanawiałaś się może, co czuje Twój mąż? Czy znasz chociaż tytuł książki, którą czytał, a o której wspomniałaś? Bo na pewno nie jest tak, że on się zupełnie niczym nie interesuje, skoro czyta książki. A poza tym to czym on się właściwie zajmuje? Bo o tym też nie wspomniałaś ani słowem… wychodzi gdzieś? Gdzie spędza wolny czas i czy w ogóle pracuje?
Już prawie 2100 lat temu Publiliusz Syrus zauważył, że „interesujemy się innymi, kiedy oni interesują się nami”
Przemyśl to sobie dobrze.
Propsy za poczucie przyzwoitości. Miej go na tyle żeby zakończyć najpierw jedną relacje a później rozpocząć drugą, kumasz? Nie bądź kolejną szmatą którą brak zainteresowania ze strony partnera (lub wszystko jedno co) popchnął do zdrady. btw. jakże wy wiejscy ludzie jesteście prości, jak wszystko ma to swoje wady i zalety. Moim zdaniem jedną z tych wad bezsprzecznie jest magiczna zdolność komunikacji i wyobraźnia której wam brakuje, bo do obecnej sytuacji w ogóle nie musiało dojść. Chcesz pogadać? Pisz śmiało (też lubię sport) Elo.
Rozwód, brak pożycia, za zgodą 2 str od ręki masz , podzielnosc majatkowo to moze byc problem, ja akurat tegi nie mialam kazdy sobie rzepke skrobal nic sie nie dorobilusmy, z nim nawet dziecka nie bedziesz miala lipa , on ci nie pomoze ani nikt w przyszłości szukaj innego poki mloda i daj dziecu innemu stoisz w miejscu meczysz sue jak ja ,,, po rozwodzie bylam kwitnaca az po dziś
Nie pierdol tylko się rozwiedź.
No Ciebie to już chyba całkiem porąbało. Po jakiego diabła siedzisz z tym niedorobem??? wymień choć jeden dobry powód?? nic z nim nie masz wspólnego, nie macie dzieci, wspólnych zainteresowań więc po co????? ogarnij się bo obudzisz się z ręką w nocniku. Jeszcze masz szansę poznać kogoś i urodzić dziecko Ja byłam starsza jak się wyrwałam z takiej toksyny ale w porównaniu do Twojego, mój związek to była bajka.
Pokaż mu ten wpis, pozdrawiam
Skoro jesteś atrakcyjna to raczej powodem jego obojętności seksualnej nie jesteś ty. Prawdopodobne przyczyny:
1. z jakiegoś powodu twój facet nie czuje się mężczyzną i nie pojawia się w nim instynkt zdobycia samicy, przyczyną może być po prostu mały penis lub problemy w pracy
2. twój facet jest gejem.
Radzę ci rozglądać się za nowym facetem bo najprawdopodobniej twojemu facetowi się nie odwidzi. Sama zadecyduj bo znasz go najlepiej. Mówi ci to facet.
Jakbym czytała o sobie…
Czego Ty sie zastanawiasz?
Zostaw go. wyprowadz sie.
Przyjdzie z podkulonym ogonem
a jak nie to i dla ciebie ulga
HAHAHAHAHAHAHA Kurwa ale ty jesteś śmieszna, takie pojebane idiotki, pelno ich.
nie pozdrawiam i t.l.d.r. wyperdalaj jeść ślimaki w buszu
Kolezanko nasza, jezeli je jak opisujesz to zostaw chuja. Wyjedz na kilka dni do rodziny wlasnej, wyjezdzaj w kazdy weekend i zacznij sobie zycie organizowac gdzies indziej. Nie trac lat, energii, piekna i wsystkiego z takim ropuchem. Bym sie mogla z toba zaprzyjaznic, bo wydajesz sie fajna babka. Rok 2016 jest
by od niego odejsc
coś z gościem jest mocno nie tak. opisz jak to wyglądało przed ślubem to może uda się coś ogarnać jesli chodzi o przyczyny tego stanu. prawdopodobnie nigdy cie nie kochał, a poniewaz z natury jest pasywny nic z ta sytuacja nie zrobi.
Cześć. Jak dla mnie szkoda marnować młode lata z palantem. Jestem z żoną od 12 lat i bardzo się kochamy. Wiadomo są dni że człowiek zabiegany w pracy ale zawsze potrafimy podsycać temperaturę naszego związku…Nie marnuj młodych lat z tym frajerem bo z czasem możesz stać się zgorzkniała i nie pokochasz już żadnego mężczyzny. Będziesz myślała że wszyscy są jak on.
jedno krótkie”o kurwa mać”!!!spierdalaj z tego małżeństwa z tym jebanym biseksem jak najprędzej!bo te kutasy tak wykańczają kobiety – na zimno,obojętnie, nawet nie w sposób wyrachowany! robią to „ot tak – po prostu”!!!w życiu popełnia się błędy, jak idiotyczne małżeństwa.Problem polega na tym,żeby przyznać się do błędu,wybaczyć sobie i zacząć od nowa!mówi Ci to Starsza i Doświadczona.
Sa dwa wyjscia. Albo pojdziecie na terapie malzenska albo go zostaw bo marnujesz sobie zycie na wlasne zyczenie
Straszna chujnia.
Stacun ze wytrzymalas tyle. No i tyle czasu tez stracilas… ta sprawa i tak zakonczy sie rozwodem z przykroscia musze stwierdzic. Trzymaj sie
Przykro to wszystko czytać. Pewnie wina nie leży w 100% po stronie męża, jednak daje się odczuć że jesteś fajna babką, jeszcze dość młoda, żyje się ponoć raz, a Tobie się nalezy godne życie i mężczyzna dla którego znaczylabys coś więcej.
Życzę powodzenia i działaj póki masz siły.
To ja, ten chuj, niedorób, ślimok, palant, nieudacznik, neurotyk, głaz (aleksytymik – to określenie akurat nie padło, ale żona użyła go już dawno na określenie mojej konstrukcji psychicznej, i jest trafne), i co tam jeszcze chcecie. Z tymi wszystkimi definicjami się zgodzę, tylko z homoseksualistą nie mam nic wspólnego. Wpis przeczytałem już wcześniej, zanim pojawiły się jakiekolwiek komentarze, bo przecież znam swoją żonę. Sytuacja jest kuriozalna, bo nigdy nie mogłem pojąć komunikacji pomiędzy dwoma osobami w świecie wirtualnym, przy jej braku w tym realnym, ale jednak i ten paradoks stał się moim/naszym udziałem. A jest on tym większy, że nawet kont na zbuku nie mamy (chociaż żona podgląda ludzi z jakiegoś tam fikcyjnego – nie znam się na tym). Oczywiście, nie zamierzam pisać niczego na swoją obronę, bo już szanowne grono Chujowian dokonało wiwisekcji mojej niemożebnie podłej osobowości, a i nie mam potrzeby osiągnięcia satysfakcji z udanej próby stworzenia podobnego tekstu, w którym przedstawiłbym problem w bardziej korzystnym dla mnie świetle. Po prostu, szczerze wydaje mi się, że nie jestem kompatybilny z wymaganiami udanego, trwałego i przyszłościowego związku. I jakkolwiek absurdalnie może to brzmieć, aż do tego momentu nie zdawałem sobie z tego sprawy. Jest mi bardzo przykro – oczywiście w granicach moich możliwości odczuwania tego stanu.
Ty jestes prawdziwym mezczyzna!.
Witam ponownie, z tej strony autorka chujni. Nie chciałam zaśmiecać głównej nowym wątkiem, to piszę tutaj. Poza tym, nie przewidywałam, że jeszcze coś napiszę – w końcu chujnia służy do wyrzucania z siebie emocji, nie jest to kącik „zapytaj Kasię”
Poza tym nie myślałam, że ktoś zechce odpowiedzieć na ten temat z taką zwykłą życzliwością. Bardzo Wam dziękuję! Pojawiło się kilka pytań, a ponieważ i tak nie mam co robić to odpiszę, poza tym skupiam myśli i pozwala mi to odrzucić od siebie smutek. Jesteśmy po ślubie kościelnym. Dlaczego tak wcześnie wyszłam za mąż i czy miałam oczy? Skończyłam studia licencjackie i pojawiła się wizja wyjazdu na magisterskie, ale jeszcze dalej niż na licencjackie. Poza tym, dzieliło nas dużo kilometrów. Myślę, że to była główna przyczyna, a studia zrobiłam, ale już dojeżdżałam z nowego domu. Przed ślubem spotykaliśmy się ok. 3 lat widzieliśmy się co weekend lub dwa i całe wakacje spędzaliśmy razem. Mąż jest jedynakiem jak ja to określam, i on sam też, z „zimnego chowu”. Rodzice nie byli jacyś patologiczni, chodzi o to, że nie spędzali z dzieckiem czasu, nie rozmawiali, nie uczestniczyli w jego życiu jak dorastał – i już ktoś by mógł powiedzieć, że dokładnie to samo robi teraz w związku. I też pojawia się od razu pytanie czy taki był od początku. Nie był. Myślę, że a) był jednak zakochany i to zakrzywia rzeczywistość, ludzie inaczej się zachowują, są lepsi i szczęśliwsi – pewnie jakiś chemik wytłumaczyłby, co zachodzi w organizmie, b) doznał tego, czego nie miał za dziecka (chodzi o uczucia, spędzony czas, itd.) zwłaszcza, gdy spędzał całe wakacje u mnie z moimi rodzicami, czyli w zupełnie innym środowisku. No ale jak widać genów się nie oszuka. Dobrze, mogłabym przyznać, że obserwując rodziców można przewidzieć z kim się będzie miało do czynienia, ale wiecie co boli? Że on wszystko wie, co jest nie tak i zgadza się z tym, ale podchodzi do tego na zasadzie, że już tak jest. Boli, że widzi jak rozwala się związek i nie podejmuje żadnej inicjatywy. Kiedy ja mówię, że chcę wyjechać, bo może chce być sam i się zastanowić nad naszym życiem, to on się pyta kiedy. Kurwa mać, czy ktoś, kto kocha nie powinien po prostu powiedzieć „ale ja tego nie chcę”? I to nie jest tak, że nie wiem jaką książkę czyta. Chodzi o to, że żyjemy ze sobą jak współlokatorzy, ale o tym już było. Ktoś też pisał, żebym się nie okazała szmatą i nie zaczynała nic nowego przed zakończeniem starego. To nie o to chodzi, po prostu brak mi bliskości drugiego człowieka, przyjaciela i stąd jeszcze raz dziękuję za komentarze i wsparcie. Mówię do ściany, to chociaż nie piszę do ściany 
Mi to wygląda na choroby psychiczne. Czemu? Bo sam bywam taki kompletnie obojętny i wiem, że jestem chory. Kiedyś byłem do takiego stopnia obojętny, że miałem kompletnie w nosie czy mnie samochód potrąci i zabije na przejściu czy nie. Jest to przesrany stan umysłu kiedy dosłownie jesteś jak zombie. Może napiszę o tym kiedyś chujnię. Pomyśl czy by udało się go wyrzucić do psychologa bo wtedy jeszcze by była szansa na ratowanie małżeństwa. Na pewno byś się stokroć lepiej poczuła gdyby on nagle wychodził z inicjatywą po leczeniu. Jest też druga opcja, rozwód, ale małżeństwo zobowiązuje bo „ślubuje ci wierność” „oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci” a jeśli uważamy, że to nic nie warte to po co bierzemy ślub? @23 – tak byś mógł napisać „ludzie mają gorsze problemy” gdyby problem był błahy a nie jest.
Nie wiem, co Ci poradzić. Jestem mniej więcej w Twoim wieku, mam młodszą żonę, dwójka dzieci, chłopiec i dziewczynka. Ja nie uznaję rozwodów, bo takim jestem facetem, że spałem tylko z jedną kobietą w życiu, którą jest moją żoną i nie wyobrażam sobie zostawienia jej i bycia z inną. Raczej natomiast nie zdecydowałbym się być z kobietą, która nie chce mieć dzieci i myślę, że tego Ci brakuje. To że nie pociągasz męża, to normalne, bo po prostu po paru latach małżeństwa, każda laska jest ładna oprócz Twojej – no bo tak jest, ale to nie znaczy, jeszcze że Ciebie nie kocha. Musicie się nauczyć zawierać kompromisy. Znajdźcie sobie wspólne zajęcie – my z żoną gramy w planszówki, zapytaj go, czego szuka w życiu, spytaj, czy dzieci wchodzą w grę – przytul go i spytaj co on czuje i każ mu być szczerym. Spróbuj powiedzieć mu wszystko, co mówisz nam.
kopnij kolesia w dupę, póki jeszcze czas… to wrak człowieka, który wciągnął Cię do swojej chujni przepełnionej marazmem i obojętnością i niszczy Cię od wewnątrz jak rak. Pierdolnij to i wyjedź do większego miasta. Nie masz dzieci, więc będzie lżej.
Na bank posuwa kogoś na boku.Może jakąś twoją „przyjaciółkę”…
@48 „Boli, że widzi jak rozwala się związek i nie podejmuje żadnej inicjatywy. Kiedy ja mówię, że chcę wyjechać, bo może chce być sam i się zastanowić nad naszym życiem, to on się pyta kiedy. Kurwa mać, czy ktoś, kto kocha nie powinien po prostu powiedzieć „ale ja tego nie chcę”?” No to nie masz wyboru (i tak, powinien powiedzieć, że tego nie chce), daj sobie spokój i rozwiedź się z nim. Bo inaczej będziesz się męczyć do końca życia, a naprawdę nie ma po co i nie ma dla kogo. Wiesz, czytając to wszystko, pomyślałem sobie, że sam zetknąłem się niedawno z podobną sytuacją, na szczęście była to tylko znajomość a nic poważnego. Ona najwyraźniej też jest „zimnego chowu”, jak określiłaś. I choć z początku było mi żal, że ta znajomość nie wypaliła, tak teraz się cieszę z dwóch powodów. Pierwszy jest taki, że więcej nie marnuję czasu na tę relację ani sam siebie nie oszukuję. A drugi powód jeszcze wyraźniej uświadomiłaś mi Ty i Twoja historia -że człowiek wdepnąłby jak w bagno, z którego w miarę upływu czasu i może jakichś zobowiązań trudniej wybrnąć. Mamy kawał życia przed sobą. Nie warto go marnować na takich ludzi. Oni i tak nie zauważą naszej nieobecności (a jeśli nawet kiedyś zauważą i będą żałować, to sami sobie los zgotowali). Trzeba szukać kogoś normalnego. A jeśli nawet się go nie znajdzie, to przynajmniej nie będziemy się sami oszukiwać i mieć poczucia zmarnowanego czasu i żalu, że tak jest.
hehe „Last but not least” to zabawne kiedy okazuje się że to co piszesz nie ginie w eterze, może nawet satysfakcjonujące. Mógłbym napisać że czuję się wyróżniony że odniosłaś się na końcu do tego co napisałem ale to była by chyba przesada. Każdemu zdrowemu człowiekowi brak bliskości kiedy jest sam, kwestia tego jak sobie z tym radzi. W moim przypadku to sport i praca. Chociaż wieczorem i rano nic na to nie pomaga. Od przyjaciela do kochanka i partnera to właściwa kolejność o ile nikt inny na tym nie cierpi. Pozdro ze świętokrzyskiego
@49, napiszesz coś więcej o tym stanie otępienia? Przechodzę przez coś podobnego i nie wiem co z tym zrobić. Z jednej strony nic nie czuję i jest chujowo, z drugiej – daje mi to pewnego rodzaju niezniszczalność, mogę zrobić wszystko bez jakiejkolwiek tremy i strachu, zagadać do każdej kobiety, przegadać każdą rozmowę o pracę, wszystko, i zazwyczaj dostaję to co chcę, mam wyjebane i jest mi dane. Tylko nic mnie nie cieszy.
@55 Psychopatia nabyta, serio.
do 55
Od tego jest pasja. Ja mam coś takiego, co mnie dzień w dzień zajmuje, nie ma bata żebym nie poczytał czegoś o tym w internecie lub obejrzał czy to w internecie czy na żywo. I tak od jakichś 13 lat non stop. Za to w stosunku do kobiet czy innych ludzi mam kompletnie wyjebane i interesują mnie oni tylko wtedy kiedy są mi potrzebni a i tak w minimalnym stopniu. I jak na razie same korzyści, zwłaszcza finansowo, brak rozczarowań i straconego czasu. Robię w czasie wolnym co chcę i kiedy chcę. Jakoś mi nie brak tej bliskości, za bardzo mnie jara co innego. A jeśli chodzi o seks bez którego pewnie wielu z Was życia sobie nie wyobraża i pół życiowego majątku by za to oddało to w 100% wystarcza mi masturbacja, właściwie redtube czyni dla mnie wszystkie kobiety zbędne i są one dla mnie tak istotne jak np. posiadanie kota lub psa. Szczęście masz w głowie, co sobie sam wmówisz albo Twoje otoczenie to będzie Cię radowało albo smuciło.
@55 – Musiałbym napisać całą ścianę tekstu, ale nie mam natchnienia no i musiałbym się poważnie zastanowić nad tym jak to napisać bo widzisz, ja niektórych swoich stanów umysłu to nawet nazwać nie potrafię. To też nie jest tak, że jestem ciągle całkowicie obojętny. Jednak w skrócie miałem i mam różne objawy. Kiedyś je sobie wyliczałem to chyba z 15 ich mi wyszło, tragedia. Zaczęło się chyba od depresji 8 lat temu, potem miałem jakieś paranoje, nerwicę ( od prawdopodobnie której poniekąd osiwiałem z powodu masy stresu ) i na dokładkę kurwa traumę bo miałem coś takiego jednego w życiu co mnie bardzo przeraziło. Ale byłem głupi bo nie poszedłem od razu na początku z tym do psychologa ponieważ poczytałem o tym w internecie i zacząłem demonizować i leki i leczenie. Do tego z natury bywam bardzo uparty i nastawiony na to, że sam sobie poradzę w życiu a prawda jest taka, że nie do końca sobie radzę. Dopiero teraz chce iść do psychologa i teraz czemu innym i Tobie to samo radzę. Po pierwsze, owszem, leki i leczenie nie zawsze są dobrze dobrane i nie zawsze pomagają, ale jest nie mało przypadków gdzie jednak to pomaga, tak jak np. mojemu jednemu znajomemu co mi ciągle radzi bym szedł do psychologa. Po drugie sam sobie z tym nie do końca radzę więc może dobry lekarz sobie poradzi i na amen zamknie ten mój zjebany rozdział z życia. Po trzecie, ktoś tutaj kiedyś na chujni napisał coś dobrego i mniej więcej brzmiało to tak: jak sobie złamiesz rękę to czekasz aż się sama zrośnie czy może jednak idziesz ją zagipsować? Tak więc chce napisać na kartce lekarzowi wszystko co miałem i mam bo bywa, że odlatuje przy innych ludziach, się zacinam albo mam problemy z pamięcią i koncentracją i bym mu jeszcze błędnie przedstawił swój stan albo połowy ważnych rzeczy nie wypowiedział. Ja jeszcze nie poszedłem do niego bo chce iść do prywatnego a z kasą u mnie krucho i jeszcze mam do odwiedzenia innych więc w sumie będę miał nie mało do wydania. Tak więc Ty i inni którzy macie coś nie tak z głową, nie czekajcie, idźcie do dobrego specjalisty. My sami będziemy sami łatać swoją banię latami i możliwe, że nigdy jej nie załatamy do końca a dobry specjalista zrobi to być może w pół roku. Życzę więc Tobie i innym którzy to czytają wyzdrowienia
Bierz rozwód. Moja matka całe życie użera się z mężem alkoholikiem. Trzeba było wsiąść od razu rozwód, ale wtedy w latach 80-tych się bała bo „co powiedzą inni”. Pierdol to. „Każdy człowiek ma prawo do szczęścia.”
czuję, że jak każda Polka masz ochotę się kurwić to normalna ewolucja nadętej baby
Kobieto masz 33 lata jeszcze nic nie jest stracone! Nie możesz się łudzić, że będzie lepiej, bo nie będzie. Więc składaj pozew o rozwód i zacznij wszystko od nowa!
Powodzenia chujowicze trzymają kciuki za Ciebie
To mi wygląda na zespół aspergera
Do autorki wątku.
Przeczytałam cały tekst i jestem w szoku. Wszystko oprócz wątku o dzieciach(mamy dwie córki,18 i 15 lat) się zgadza kropka w kropkę. Nawet sytuacja w Wigilię była podobna, z tą różnicą, że ja ją spędziłam rycząc w samochodzie w parku. Mąż nie wykazał ani odrobiny zainteresowania gdzie byłam. Zresztą nigdy go nie interesuje nic co ma wspólnego ze mną. Próbowałam nie raz rozmawiać z mężem o sytuacji jaka panuje w naszym domu, ale za każdym razem słyszę:”s********j szmato”. Dla córek jest dobrym ojcem, ale mężem fatalnym. Chcę odejść, ale córki ze mną nie pójdą, bo niestety przed dziećmi robi z siebie ofiarę losu.
Przez niego mogą samoocena jest na poziomie pantofelka. O terapii małżeńskiej nie chce w ogóle słyszeć.
Jestem u kresu wytrzymałości.
Autorko napisz proszę czy jakoś w końcu doszliście do porozumienia w tej sprawie.