Wiem że inni ludzie mają gorzej, mają choroby, głodują. Czuję się jak ta najgorsza nieudacznica, która od zawsze miała podawane wszystko na tacy, odizolowana, nieporadna, mało bystra. Nie wiem co do znaczy żyć, nie znam ludzi, a kiedy widzę jacy potrafią być to się wielce oburzam. Jestem nadwrażliwa, zawsze gdy usłyszę krytykę załamuję się, denerwuję i utwierdzam się w przekonaniu że jestem do niczego. Nie mam zainteresowań, jestem leniwa, nic nie potrafię, cały dzień potrafię tylko słuchać muzyki i wytwarzać w głowie tylko obraz „zaje*istej” mnie. Denerwuje mnie to że jestem delikatniusia, na wf ruszam się jak frajer, wiecznie dostaję zje*y bo nie potrafię odbić piłki w siatkówce. Każda moja cecha jest zła, wszystko co we mnie jest złe, nie takie jakie powinno być. Inna osoba może mieć taką samą cechę (wyglądu lub charakteru) i ja wtedy uważam że u niej to jest fajne, urocze, a we mnie po prostu złe. Miałam kompleksy już od postawówki, próbowałam się zmieniać. W wieku 11 lat urządzałam sobie głodówki, bo chciałam być chuda. Wydawało mi się, że wtedy będę ładniejsza, pewniejsza siebie, będę mieć swobodniejsze ruchy. Teraz wmawiam że anoreksja jest głupotą i nie chudość jest najważniejsza, ale dalej gdzieś w głębi mnie siedzi takie przekonanie. Jestem rozpieszczonym bachorem, czuję że nie dam sobie rady w życiu. Uważam że byłoby lepiej gdybym była dziarska i wyszczekana niż taka jak jestem teraz.
Weźcie dajcie mi jakiegoś kopa, nawsadzajcie mi że sama sobie robię krzywdę czy coś w tym stylu. Powiedzcie o mnie prawdę i nie rozczulajcie się. Ja chcę się rozpłakać. Zawsze gdy już tak popłaczę sama nad sobą to robi mi się lepiej i mogę wziąć się do roboty.