Zoo

Wiem że ludzie głodują, że nie ma pracy, że są samotni, że mają zjebanych znajomych, żony i mężów, wiem że mało zarabiają, chorują, masturbują się w czasie snu, ale ta chujnia będzie inna – zwierzęca. Odwiedziłam ostatnio ogród zoologiczny. Pierwsze pytanie jakie mi się nasunęło to – po jaką cholerę oni trzymają te zwierzęta? Wybieg dla niedźwiedzi polarnych można obejść w 3 minuty, wszystkie niemal miejsca pobytu zwierząt są skandalicznie małe, przynajmniej takie odnoszę wrażenie. Rozumiem, że są gatunki wymierające i rozumiem że te zwierzęta urodziły się w ogrodzie zoologicznym, ale chujnia jakiej doświadczają jest o niebo większa niż ja w kuchni z teściową. Chodzą jakieś tabuny ludzi z aparatami, przyklejają swoje mordy do szyb z jakimiś biednymi futrzakami, gapią się z każdej strony na te zwierzęta jak na jakieś eksponaty. Można zwątpić w pewność po której stronie są te małpy: za szybą przy przed nią. Zoo przypomina mi dawną epokę kolonialną. Nie wątpię w dobre intencje ludzi pracujących w zoo, ale neguję jako wielką chujnię całą ideę istnienia czegoś takiego jak zoo. Najchętniej bym to zaorał, posiał trawę, wpuścił tam kilka krów, koni, żeby pokazywać dzieciom jak wygląda prawdziwa wieś i tyle. Trzymanie na kawałku piasku w centrum wielkiego miasta kilku słoni, lwów, antylop, lampartów, małp to jakaś obłędna patologia minionej epoki.

1
0