Miłość

Ostatnio w moim życiu dzieją się dziwne rzeczy. W walentynki zerwałam ze swoim chłopakiem, z którym byłam ponad półtora roku, z powodu odmiennych zdań i ciągłych kłótni. Nie widziałam po prostu sensu dalszego związku. Gdy się rozstaliśmy nie było mi jakoś źle, nawet nasi wspólni znajomi nie odwrócili się ode mnie. Później poznałam kogoś, kto bardzo mi się spodobał. Nie mówię o miłości, tylko po prostu zainteresował mnie swoją osobą. Spotkaliśmy się raz, było miło, rozmawialiśmy. Jednak z tego powodu, że była to bardzo specyficzna osoba i wydawało mi się, że to ja na nią naciskam, żeby się spotykać to zakończyła się ta znajomość. Mniej więcej to się działo przed tym, że zdałam sobie sprawę, że mimo tego, że otaczają mnie na każdym kroku znajomi i ludzie, którzy chcieliby ze mną gdzieś wyjść czy coś to ja i tak czuję się strasznie samotna. Mam tak naprawdę tylko jedną osobę, która mnie rozumie i z którą chcę wychodzić, a jest to moja najlepsza koleżanka. Nie brak mi „adoratorów”, w sensie mam ludzi, którzy chcą się ze mną umówić, ale oni dla mnie niczym się nie wyróżniają. Mam wrażenie, że zamykam się w sobie i tracę poczucie potrzeby zawiązywania więzów. Poza domem zawsze mam z kimś pogadać, czy wyjść ale to nic szczególnego, nawet nie chcę tego robić, bo zauważyłam, że ciągle mam jakąś wymówkę. Jest mi ze sobą tak źle, nie mam pojęcia czemu tak robię. W domu zawsze z kimś rozmawiałam na teamspeaku, zawsze się coś rozbiło, miałam dla kogo wychodzić, starać się, a teraz nie mam nic i nikogo. Nie jestem jakąś zołzą, tylko po prostu wydaje mi się, że nie ma w moim życiu osoby dla której żyłabym. Nie liczę na to, że ktoś mnie zrozumie, ale po prostu chciałam to jakoś przekazać, wyrzucić z siebie, że czuję się straszne samotna i bez celu w życiu.

0
0